Tomasz Kobielski: Pomysł zdobycia Korony Ziemi był czystym przypadkiemTak, jak i poprzedni goście Willi Słonecznej w Dębowcu, tak i Tomasz Kobielski podkreślał, że pomysł ze zdobyciem "Korony Ziemi" był całkiem przypadkowy. fot. BŚ Najwyżej, najbardziej dziko i najzimniej, czyli Mount Everest, Piramida Carstensz i Mount Vinson to trzy szczyty z serii "naj" Tomasza Kobielskiego. Szczyty, które razem z Elbrusem, Mc Kinleyem, Aconcaguą i Kilimandżaro pozwoliły zdobyć himalaiście Koronę Ziemi. Siedem najwyższych szczytów spośród wszystkich kontynentów Kobielski rozpoczął zdobywać w 2003 roku. - 18 stycznia 2008 roku o godz 17.50 czasu chilijskiego zakończyłem projekt zdobywania "Korony Ziemi". W tym dniu udało mi się wejść na ostatni ze szczytów, na Mount Vinson na Antarktydzie. Było to zaledwie trzecie w polskiej historii zakończenie tego projektu i pierwsze z udziałem najmłodszego Polaka - wspomina Tomasz Kobielski. Tak, jak i poprzedni goście Willi Słonecznej w Dębowcu, tak i Tomasz Kobielski podkreślał, że pomysł ze zdobyciem "Korony Ziemi" był całkiem przypadkowy. - Kiedy w 2003 roku wyjeżdżałem na Elbrus zupełnie nie myślałem o zdobywaniu "Korony Ziemi". Ten wyjazd był wyjazdem aklimatyzacyjnym przed zdobywaniem Chan Tengri. Pomysł pojawił się dopiero po Mount Evereście - komentuje himalaista. Pierwszy z cyklu "naj" był Mont Everest zdobyty w 2006 roku. Obecnie najwyższy ze szczytów świata stał się górą komercyjną, wydawać by się mogło, że niegdyś prestiżem było zdobycie tego szczytu. Dzisiaj niemalże każdy, kto ma ochotę, odwagę i wie na ile starczy jemu sił porywa się na wyprawę w okolice tego szczytu. Podczas wspinaczki można minąć całe grupy ludzi, którzy schodzą, czy też zdobywają ten szczyt. - Wspólnie z naszą ekipą pojechała Martyna Wojciechowska, dzięki niej wyprawa stała się nieco bardziej medialna, łatwiej było pozyskać sponsorów. Był też z nami Wojtek Trzcionka, chłopak z Cieszyna. Cała wyprawa trwała około dwóch miesięcy - opowiada Kobielski. Przed każdym wyjściem na Mount Everest odprawiana jest ceremonia pujy, religijnego obrzędu. - Bardzo lubię zwłaszcza jej koniec, podczas którego odbywa się swego rodzaju impreza, gdzie się smakuje tamtejsze trunki, zjada się potrawy po to, by wszyscy szczęśliwie wrócili - dodaje. Zupełnie inny klimat miała wyprawa na Piramidę Carstensz. - To moje drugie "naj" leżące w Nowej Gwinei. Droga na tę górę jest technicznie ciekawa, nie jest wspinaczką trudną dla kogoś, kto się wspina. Podczas tej podróży towarzyszyli nam Papuasi. Początkowo, po i tak już wielu przygodach z nimi, wybrało się z nami ok. 45 osób, z którymi szliśmy przez dżunglę, od północnej strony Piramidy - wspomina himalaista. Ostatnia przygoda z "Koroną Ziemi" miała miejsce 18 stycznia 2008 roku. Razem z Januszem Adamskim, Bogusławem Ogrodnikiem i Przemysławem Kruszyńskim Tomasz Kobielski zdobył ostatni ze szczytów Ziemi. Wyprawa na Mount Vinson na Antarktydzie była najzimniejszą i najbardziej ekstremalną (wnioskując z opowieści himalaisty)z dotychczasowych wypraw. - Ostatni obóz przed atakiem szczytowym chcieliśmy zdobyć w nocy, a 18-go stycznia zaatakować szczyt. Niestety temperatura powietrza ostudziła nasz zapał. W nocy silnie wiało, a w namiocie wszystko zamarzło. Żartowaliśmy, że wewnątrz jest dosyć ciepło, bo ok. -5 st, na zewnątrz było pewnie z ok. -40. Kiedy ok. godz. 10.00 wychodziliśmy na szczyt cały był w chmurach, dopiero na pół godziny przed samym szczytem wszystko wokoło się odsłoniło, jakby specjalnie na nasze powitanie - mówi zdobywca "Korony Ziemi". Przed Tomaszem Kobielskim kolejne wyzwania, już wkrótce wyrusza w następną wyprawę.
|
reklama
|
Dodaj komentarz