, sobota 4 maja 2024
Owca to nie kosiarka, czyli jak górale walczą o hale
1 maja w Koniakowie odbył się obrzęd "Miyszania Owiec", czyli oficjalne rozpoczęcie sezonu wypasu owiec.  fot: Michał Kuźma



Dodaj do Facebook

Owca to nie kosiarka, czyli jak górale walczą o hale

Ewa Furtak/Gazeta.pl
Owca to nie kosiarka, czyli jak górale walczą o hale

Na Ochodzitej wypasać będzie się 750 owiec. fot. Michał Kuźma

Owce mają uratować beskidzkie hale przed zarastaniem. - Ale przez problemy z dopłatami będziemy musieli zejść ze stadami na niziny. A wtedy skończy się tradycyjny wypas w Beskidach - obawiają się bacowie.

Z Baraniej owce znikły kilkadziesiąt lat temu i hala zaczęła zarastać. Przyrodnicy są zgodni, że taka sytuacja to katastrofa dla beskidzkiej przyrody. Giną wtedy rzadkie chronione rośliny, takie jak storczyki, a drapieżne ptaki mają problemy ze zdobyciem pożywienia.

Piotr Kohut z Koniakowa, jeden z baców, którzy od kilku lat przywracają w Beskidach tradycyjne owczarstwo, postanowił zagospodarować opuszczoną halę. Wykosił część malin i borówek i wyprowadził stado owiec. Nie było to łatwe i wiązało się ze sporymi kosztami. Kohut wnioskował do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa o dopłaty do 12 hektarów, ale agencja przyznała mu dofinansowanie do zaledwie 1,5 hektara. Powód? Tylko taka część hali jest według urzędników dostatecznie utrzymana.

Podobne problemy mają inni beskidzcy gospodarze. Józef Kamiński z Korbielowa od kilku lat użytkuje halę Cudzichową, która ma 35 hektarów. Baca złożył wniosek o dopłatę do 25 hektarów hali, ale dostanie tylko do 2,5 hektara. Górale mówią, że każdy, kto zna się na owcach, wie, że na powierzchni 2,5 hektarów nie da się wypasać 400 owiec, a takie stado Kamiński ma pod opieką. Owce nigdy nie "przystrzygą" hali tak jak kosiarka, zawsze na niej coś zostanie.

Urzędnicy z ARiMR zasłaniają się unijnymi przepisami, które mówią, jak dbać o łąkę. - I właśnie na tym polega problem. Zupełnie inaczej wygląda łąką w Wielkopolsce, a inaczej wysokogórska hala - mówi Józef Michałek z Tatrzańsko-Beskidzkiej Spółdzielni Producentów "Gazdowie". Tłumaczy, że zgodnie z zasadami bioróżnorodności na hali zostawiane są np. pola malin i borówek dla uwielbiających takie smakołyki niedźwiedzi brunatnych. To także schronienie dla ginącego i z trudem przywracanego do naturalnego środowiska głuszca. Poza tym wypasające się owce muszą mieć trochę cienia, zgodnie z tradycją musi być bacówka. Nie można z górskich hal zrobić pustyni.

Wiktoria Kasztelnik z Powiatowego Zespołu Doradztwa Rolniczego w Żywcu mówi, że trudno mieć pretensje do urzędników za taką interpretację przepisów, ale rozumie też rozżalenie górali. Na wypas na górskich halach dostają dotacje z programu Owca Plus i dopłaty z ARiMR. I to głównie te drugie pozwalają im się utrzymać. - Jeśli tych dopłat nie będzie, bacom bardziej będzie się opłacało wypasać stada na łąkach na dole. Wtedy nie będą musieli martwić się choćby o to, jak obronić owce przed wilkami - mówi Kasztelnik.

Dlatego pomaga bacom pisać odwołania. - Musimy walczyć, bo tylko wtedy ARiMR będzie inaczej podchodziło do górskich hal. A to bardzo ważne nie tylko dla ochrony przyrody. Wypas na halach zaczął przyciągać coraz więcej turystów i szkoda byłoby ich stracić - mówi pani Wiktoria.

Komentarze: (0)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama