Fałszywe książki telefoniczne w powiecie cieszyńskim? (aktualizacja)Anna Kożdoń ma 69 lat. Razem z córką oraz zięciem mieszka w jednym z domów w Dzięgielowie. Przebywała w nim sama, kiedy we wtorkowe przedpołudnie do jej drzwi zapukała kobieta. - Wysoka, szczupła, włosy ciemny blond. Około 40-50 lat. Ubrana w jeansy, jasnofioletową kurtkę i torbą na ramieniu - opisuje pani Anna. Jak zaznacza, stara się zazwyczaj nie otwierać nieznajomym. Wówczas jednak pomyślała, że może być to ktoś, kto spisuje stan liczników wody. Wizyta przebiegła w dziwnych okolicznościach. - Ta pani od początku zachowywała się bardzo nerwowo. Nie zadzwoniła na domofon. Pukała do drzwi i okien - opowiada dalej. Kiedy w końcu pani Anna otworzyła drzwi, usłyszała, że nieznajoma kobieta ma dla niej telefoniczną książkę ziemi cieszyńskiej. Tę ostatnią pani Anna miała zamówić kilka miesięcy temu. - Na dowód "pomachała" mi przed oczami kartką papieru - kontynuuje pani Anna. Nasza rozmówczyni twierdzi, że taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Nie udało się jej też odczytać do końca, jakie informacje dokładnie znajdują się na kartce. Pani Anna, mimo że za książkę musiała zapłacić 57 złotych, zdecydowała się uiścić należność. Dopiero wtedy też zobaczyła co kupiła. - Byłam naiwna i dałam się nabrać - przyznaje. Refleksja i kolejne pytania pojawiły się już po kilku minutach. W spisie telefonów zaprezentowanym w książce można znaleźć również panią Annę, mimo że od trzech lat nie jest już właścicielką numeru telefonu. Przy odbiorze książki niczego nie musiała podpisać oraz nie otrzymała żadnego pokwitowania. Historię pani Anny opisaliśmy instytucjom zajmującym się ochroną praw konsumenta oraz Generalnemu Inspektorowi Ochrony Danych Osobowych. Wszystkie te instytucje zwracają uwagę na nieprawidłowości, do jakich mogło dojść podczas transakcji. - Przedstawiciel przedsiębiorcy proponujący konsumentowi zawarcie umowy "poza lokalem" jest zobowiązany okazać dokument tożsamości oraz dokument potwierdzający swoje umocowanie - przypomina Jerzy Sozański, miejski rzecznik konsumentów w Katowicach. Zgodnie z przepisami prawa, w takim przypadku kupujący może też zwrócić towar bez podania przyczyny w ciągu dziesięciu dni. - Przedsiębiorca zobowiązany jest poinformować konsumenta o prawie odstąpienia od umowy oraz wręczyć mu odpowiedni wzór oświadczenia na taką okoliczność - dodaje Maciej Fragsztajn, dyrektor katowickiego oddziału Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jeżeli tak się nie stanie, termin zwrotu wydłuża się do trzech miesięcy. Wątpliwości budzi również fakt, w jaki sposób dane pani Anny znalazły się w książce telefonicznej. - Przepisy prawa telekomunikacyjnego jednoznacznie wskazują, że zamieszczenie w spisie danych identyfikujących abonenta będącego osobą fizyczną może nastąpić wyłącznie po uprzednim wyrażeniu przez niego zgody na dokonanie tych czynności - mówi Małgorzata Kałużyńska-Jasak, dyrektor Zespołu Rzecznika Prasowego Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Takiej zgody zarówno pani Anna, jak i jej zięć, który obecnie jest właścicielem numeru telefonu, nigdy nie wyrazili. Dziennikarzom portalu gazetacodzienna.pl udało się ustalić, że podobnych osób jest więcej. O wątpliwościach dotyczących książki telefonicznej - sposobach pozyskiwania numerów abonentów, sprzedaży oraz błędach jakie w niej znaleźliśmy - chcieliśmy porozmawiać z przedstawicielami jednego z gliwickich wydawnictw, które ją wydało. Niestety, numer telefonu komórkowego, który znaleźć można w książce, nie odpowiada. Nie jest też zarejestrowany w bazie numerów Telekomunikacji Polskiej. Znaleźć tam można natomiast inny numer. Po wielu próbach udało się dodzwonić, ale w słuchawce telefonu usłyszeliśmy tylko głos młodej kobiety. Twierdzi, że nie ma nic wspólnego z wydawnictwem. Niewiele więcej informacji można znaleźć też w internecie. Wydawnictwo nie posiada swojej strony internetowej, a opinie, jakie można przeczytać na portalach, gdzie firma pozyskiwała nowych pracowników, są raczej negatywne. Wszystko wskazuje na to, że historia pani Anny nie jest wyjątkiem. - Konsumenci powinni wykazywać się większa dozą nieufności, a czasem wręcz odmawiać jakichkolwiek rozmów w sprawie oferowanego w taki sposób towaru - radzi Sozański. Aktualizacja, 05.04.2011 r. - Jednostka zlikwidowana - informuje Michał Kowalczyk z biura prasowe Głównego Urzędu Statystycznego, do którego zwróciliśmy z prośbą o szczegóły dotyczące działalności wydawnictwa, które wydało książkę. Działalność gospodarcza została wykreślona z rejestru 31 grudnia 2010 r.
|
reklama
|
tak to mafia kreci lody w Polsce...nikogo nie ukarzą...bo firmy ....nima!
Właśnie przed chwilą pogoniłam delikwenta, który usilnie chcial mi wmówić, że moja mama zamówiła taką książkę w firmie ARTIS. Nakazałam napisanie mu na liście przewozowym, że odbiorca odmawia odebrania przesyłki. Pan oczywiście nieomieszkał mnie poinformować, że w takim razie obciąży mnie kosztami przesyłki. Więc czekam co będzie dalej. Oczywiście jeśli przyjdzie do mnie wspomniana fakturka, z przyjemnością przekażę ją odpowiednim służbom. Pozdrawiam wszystkich, zwłasza firmę ARTIS.
W dniu 17.01.2012 fałszywa książka telefoniczna nadal jest rozprowadzana w powiecie żywieckim w gminie Węgierska Górka, obecna nazwa wydawnictwa to ARTIS
Widzę, że jak zwykle od wszystkiego ma być Policja. Mnie ciekawi, co zrobią dwie pozostałe instytucje, które mają bardzo wąskie tematy zainteresowania i winny być wyspecjalizowane w takich sprawach.
?
to jeszcze umiejętności z okupacji...i konspiracji...?
zatem proszę zgłaszać "telefoniczne nadużycia"...
Myślę, że policja stanie na wysokości zadania, jeśli poszkodowani w całej sprawie zgłoszą ten fakt, co jest podstawą do podjęcia jakichkolwiek działań, a my wyczulimy się na problem naciągaczy.
czy policja stanie na wysokości zadania?
po raz kolejny wytłumaczą się ze swej niewątpliwej porażki w "dochodzeniu".
Dodaj komentarz