Maski, okrzyki, przytupy i kije, czyli turniej kendo w WiśleKendo to wciąż sport niszowy, choć sami zawodnicy wolą określenie ekskluzywny. Dla laika wygląda na zwykłe okładanie się kijami zawodników dziwacznie ubranych, w maskach, wykonujących niezrozumiałe okrzyki i przytupy. Dyscyplinę tę w Wiśle promuje Krzysztof Kaczorowski i sekcja kendo. Po raz drugi zorganizowali turniej, po raz drugi w Beskidy przyjechali zawodnicy z całej Polski. Podczas obywającego się 31 marca II Genryoku Cup, turnieju kendo, rozpiętość wiekowa uczestników była duża bo od 16 do 40 lat. Wiślański turniej wyróżnia się liczbą okazji do stoczenia walk. - Jestem bardzo zadowolona z ilości walk. Rzadko kiedy zdarzają się zawody, że jest tyle walk, tak wielu zawodników w grupie - przyznaje Agnieszka Gil z Lublina. Taki cel przyświecał organizatorom. - Mamy zawodników z całej Polski. Uznaliśmy, że bez sensu jest przejechać całą Polskę, np. z Sopotu, i stoczyć 2-3 walki. Wyszliśmy z założenia, że utworzymy 6-osobowe grupy. Każdy stoczył minimum 5 walk. Zwycięzca ma ich na koncie w sumie 12 - wyjaśnia Krzysztof Kaczorowski z wiślańskiej sekcji kendo. 36 zawodników to mniej niż przed rokiem, ale i tak organizatorzy są zadowoleni z frekwencji. - Zawodników jest mniej niż rok temu, ale i tak więcej niż zakładaliśmy. Bardzo napięty jest kalendarz imprez kendo w Polsce. Praktycznie co tydzień, dwa można gdzieś jechać. Wiem, że niektóre osoby musiały zdecydować, gdzie pojadą - tłumaczy Kaczorowski jednocześnie nie kryje zadowolenia z rosnącego zainteresowania imprezą wśród publiczności. Przed rokiem walki rozgrywane były przy praktycznie pustych trybunach. W tym roku zawodnicy byli wspierani przez widzów. - Coraz więcej osób interesuje się kulturą wschodu, Japonią. Może degustacja sushi też była zachętą - przyznaje z uśmiechem organizator turnieju. Publiczność patrzyła z zachwytem na toczące się walki. - Jesteśmy bardzo zaaferowani, ale bardzo nam się podoba. Wizualnie to mój pierwszy kontakt z kendo. Dobrze, że są opisani, można się zorientować, kto z kim walczy. To sport bardzo pokazowy - przyznaje Jolanta Ritszel z Bytomia. Zawody w Wiśle mają szansę na stałe wpisać się w kalendarz imprez sportowych. Taką nadzieję mają członkowie sekcji ale i obsługujący imprezę sędziowie. - Bardzo przyjemny turniej drugi raz się odbywający. Mamy nadzieję, że to będzie już tradycja. Poziom bardzo fajny, wyrównany, rosnący. W zeszłym roku było więcej zawodników, ale jak słyszę z komentarzy kolegów sędziów i zawodników, było więcej chaotycznych walk. W tym roku widać, jak chłopcy i dziewczęta, bo turniej jest mieszany, się rozwinęli. Wszyscy wykazali się bardzo dużym duchem walki, co było słychać. W kendo krzyk się przynależy, ale oprócz tego należy to pokazać w całej postawie. Bardzo ładnie było widać, że im zależy na tych walkach - zauważa Artur Hessel, 6 dan kendo, sędzia podczas sobotniego turnieju. W finale zobaczyć można było dwóch zawodników z Wrocławia. Fakt trenowania w jednym klubie zdecydowanie podniósł poziom tego spotkania. - Sama walka finałowa trwała bardzo długo, bo 5 minut plus dogrywka. To wymaga od zawodników przygotowania fizycznego i zaangażowania - ocenia Artur Hessel. Zwycięzca nie krył satysfakcji. - Finał był trudny i wymagający. Walczyłem z kolegą z klubu, wiedzieliśmy co kto potrafi, na czym się skupia. Walka polega na tym, aby zaskoczyć i jednocześnie uważać na to, co robi przeciwnik. Było ciężko - wyznaje 22-letni Krzysztof Belczyk. Właściciel Pucharu Źródeł Wisły kendo trenuje od 4 lat. - Połknąłem bakcyla. Ten sport wpływa na ogładę, sposób postrzegania innych osób i styl bycia. Człowiek sportu w głupoty się nie pakuje - mówi Krzysztof. Wyniki turnieju: Do Wisły przyjechali zawodnicy z Sopotu, Lublina, Łodzi, Katowic, Opola, Wrocławia i Krakowa. Portal gazetacodzienna.pl objął turniej patronatem medialnym.
|
reklama
|
Dodaj komentarz