Nasze sprawy: Atakują bez litościJesień to piękna pora roku, a w szczególności ta nasza „ złota Polska Jesień”. Kolorowe liście lecą z drzew, słonce jeszcze potrafi nas rozgrzać. Poranki jednak są coraz chłodniejsze, a i dni deszczowych jest też więcej. Trudno dobrać odpowiedni strój, no, bo rankiem jest zimno i aby nie zmarznąć ubieramy coś cieplejszego, natomiast po południu jest na tyle ciepło, że w porannym ubraniu się przegrzewamy. Tak, więc jedynym wyjściem jest ubieranie się na cebulkę. Okazuje się jednak, że dbałość o prawidłowy ubiór oraz zdrowy tryb życia nie wystarczą abyśmy ustrzegli się przed chorobą. Z godziny na godzinę dopada nas katar, gorączka tracimy siły i zastanawiamy się skąd się to wszystko do nas przyplątało. Do głowy nam nawet nie przyjdzie by z obecnym stanem rzeczy kojarzyć kichającego współpasażera w autobusie, lub pokasłującą panią w sklepie. Jesień jest porą o dużym zróżnicowaniu temperatur, więc wirusy ze zdwojoną siłą rozpoczynają swoje harce i choć są niewidoczne gołym okiem to obserwując otoczenie możemy dostrzec wyniki ich działalności. Zaczerwienione, opuchnięte i obtarte nosy, kichanie oraz kaszel powinny być dla nas ostrzeżeniem, że są w pobliżu i w każdej chwili mogą nas zaatakować. Idealnym rozwiązaniem było by unikanie kontaktu z chorymi, jednak nie od nas zależy to czy w naszym otoczeniu nie będzie przeziębionych osób. Z poczynionych przeze mnie obserwacji wynika, że rodzice niemający, z kim zostawić pociechy prowadzą zakatarzonego i kaszlącego malca do przedszkola, a z nim niosą lekarstwa no i obowiązkowo paczkę chusteczek higienicznych. Tłumaczenie jest jedno, a mianowicie to, że nie mogą pozwolić sobie na dni wolne w pracy. W szkołach też chorych uczniów nie brakuje. Przecież z powodu nieobecności jednego lub kilku uczniów przerabianie bieżącego materiału nie zostanie wstrzymane, a nadgonienie tygodniowych zaległości dla niektórych staje się nie lada wyczynem. Tak, więc młodzi ludzie pomimo choroby zjawiają się w szkołach i łańcuszek zachorowan się powiększa. Gdy rodzina jest duża lub gdy mamy uczynnych sąsiadów nie musimy martwić się o zrobienie podstawowych zakupów, jednak nie mając nikogo do pomocy pomimo złego samopoczucia nie mamy wyjścia i idziemy do sklepu. Dotarcie do przychodni to kolejne z wymuszonych przez sytuację opuszczenie domu i narażanie zdrowych na towarzyszące nam wirusy.
|
reklama
|
Domyślam się, że tematem tekstu są choroby, ale ponoć są "niewidoczne gołym okiem", a przecież przeziębienie lub grypa dają widoczne objawy odstępstw od pełni zdrowia naszego organizmu (np. katar, suchy kaszel, czasem u dzieci nawet wymioty).
Dalej jednak autorka zadaje retoryczne pytanie - Czy musimy być na NICH narażeni?
I to pytanie ostatecznie wyklucza tę moją hipotezę, bo rzeczownik "choroby" jest rodzaju żeńskiego).
Dodaj komentarz