Historia o bezinteresownej ludzkiej pomocyPan Mirosław wspólnie z żoną, pięciorgiem dzieci oraz mamą mieszka w jednym z domów przy ul. Bielskiej w Skoczowie. To jego ojcowizna i miejsce urodzenia. Niewiele brakowało, a wszystko mógł stracić. Ten dzień pan Mirosław zapamięta na długo. Był 22 stycznia, kiedy około godz. 5.00 obudził go zapach dymu, który wydostawał się z kuchni. Wcześniej, najprawdopodobniej zwarcie instalacji elektrycznej doprowadziło do wybuch w niej pożaru. - Na szczęście drzwi do kuchni były zamknięte i płomienie nie przedostały się do dalszej części mieszkania. Jednak dym, który częściowo ulatniał się przez szczelinę framug drzwi już penetrował sąsiednie pokoje, gdzie spały dzieci - opowiada pan Mirosław, który początkowo sam próbował gasić pożar po omacku. Zwarcie instalacji elektrycznej doprowadziło do wyłączenia prądu, zaczynało brakować również wody z hydroforu, który nie mógł pompować wody. W mieszkaniu było coraz więcej dymu. Pan Mirosław się nim podtruł i konieczna była interwencja lekarzy. Pomogli strażacy, którzy ugasili pożar. Ogień strawił całe wyposażenie kuchni, spaliła się podłoga, odpadły kafelki, część sufitu. Straty? Pan Mirosław nie mówi ile. Na pewno kilkanaście tysięcy złotych. Teraz dzięki zaangażowaniu wielu osób i firm udało się to wszystko odtworzyć. Zbiórkę przeprowadził m.in. proboszcz miejscowej parafii oraz skoczowscy radni. Dzięki nim pan Mirosław mógł zakupić materiały budowlane oraz odkupić to co stracił. Wszystkie prace przy remoncie wykonuje sam z pomocą znajomych. Już udało się położyć podłogę. Za kilka dni do mieszkania Stroków przywiezione zostaną meble kuchenne. - Jestem zaskoczony tak wielką bezinteresownością ludzi - mówi Mirosław Stroka, który dodaje, że kiedyś pomógł innym, teraz ktoś, pomaga mu. - Najważniejsze to widzieć w człowieku drugiego człowiek - podkreśla.
|
reklama
|
Dodaj komentarz