W pogoni za brunatnym jeleniem: Nie ma Wenecji (felieton)Przeprowadzony głównie za kadencji poprzedniej Rady Miejskiej Cieszyna legendarny remont cieszyńskiej kanalizacji spędzał sen z powiek wielu mieszkańców miasta. Tytaniczna operacja porządkowania gospodarki ściekowej w mieście była nad wyraz żmudna i trudna dla wykonawców tej inwestycji, a dla mieszkańców i użytkowników miejskiej kanalizacji nadzwyczaj uciążliwa. Nie tylko z powodu przez wiele miesięcy rozkopanych ulic i chodników. Najgorzej mieli ci, co niejednokrotnie musieli stawiać czoła spowodowanym przez dzielną ekipę remontową przeciekom, zawilgoceniom, a gdzieniegdzie nawet podtopieniom. W ten sposób jednak nieszczęśni właściciele zawilgoconych posesji w starym Cieszynie mogli poczuć się niemal tak, jakby mieszkali w Wenecji, do której wdzierają się wody Adriatyku. Wenecja jest skarbem światowej kultury nieustannie podtapianym przez morze i permanentnie zadeptywanym przez masy turystów. Większość normalnych mieszkańców wyprowadziła się już stamtąd, za to dobrze czują się tam rezydujący artyści i przyjezdni miłośnicy sztuki. Nawet z Cieszyna pojechała tam na tegoroczne biennale sztuki wycieczka artystowskiego towarzystwa przesiadującego u Partyki. Wenecja jest też ulubioną destynacją na romantyczne miodowe miesiące amerykańskich nowożeńców. Cieszyńscy nowożeńcy, których w ślubnych kreacjach można ostatnio spotkać na Przykopie w trakcie seansów fotograficznych, też zapewne kojarzą uliczkę nad Młynówką z romantycznością. Może należałoby poddać się echom ich ślubno-weselnych uniesień i spróbować odczuć nową romantyczność tego zaułka po remoncie Przykopy i po podbetonowaniu Młynówki. Sposób wykonania tego remontu jednak od początku budził we mnie grozę, tym bardziej że Cieszyńska Wenecja kojarzy mi się bardziej z niemieckimi, ekspresjonistycznymi filmami grozy niż z włoskim barokiem, operą i gondolami. Od lipca zeszłego roku aż do wiosny bieżącego roku miałem wrażenie, że Cieszyńska Wenecja jest w barbarzyński sposób dewastowana, a nie odnawiana - jak na zabytek przystało - z pieczołowitością i pod czujnym okiem konserwatora zabytków. Nie wiem, czy byłem odosobniony w tych odczuciach. Na przykład poprzedni burmistrz sprawiał wrażenie, jakby właśnie ta inwestycja miała mu jakoś szczególnie dopomóc w wygraniu następnych wyborów, jakby wieńczyła jego dzieło przekopywania cieszyńskiej starówki i porządkowania systemu kanalizacji miejskiej. W okresie kampanii wyborczej jesienią zeszłego roku zamieszczał na swojej stronie internetowej zdjęcia ze swoich wizytacji na gruzowisku wzdłuż Młynówki. Na jego obliczu malowała się nie tylko gospodarska troska, ale także promienny entuzjazm i niczym niezmącony optymizm. Być może właśnie takie nastawienie pozwala mu teraz kandydować do Sejmu z listy PSL. W lecie zeszłego roku poprzedni burmistrz zamieścił na swojej stronie internetowej także zakres robót związanych z remontem Przykopy i Młynówki, który wydawał się imponujący jak na okrojone fundusze, jakimi na ten cel dysponowała gmina. Ładniejszą Wenecją będziemy mogli się cieszyć od maja 2015 roku - zapowiadał wtedy optymistycznie były burmistrz. Większość prac miała być wykonana do końca 2014 roku. I jak to zwykle bywa, terminy te nie zostały dotrzymane. Przez całe tegoroczne lato, a więc przez cały sezon turystyczny, jeszcze straszyły tu ostrzegawcze tablice z napisem: „mieszkańcu, jesteś na terenie budowy, zachowaj ostrożność”. Ilekroć tamtędy przechodziłem, starałem się więc zachowywać ostrożnie. Ale chyba nie wszyscy starają się tutaj zachowywać ostrożność. Nie mówiąc już o kulturze. To wspaniale, że w pobliżu ulicy 3 Maja, niedaleko Mostu Wolności, wybudowano nowy, drewniany mostek i wydłużono ścieżkę, którą można przedostać się, pieszo lub na rowerze, do lasku miejskiego, przez co poszerza się i łączy trakt spacerowo-rowerowy po obu brzegach Olzy. Ale projektant wykazał się społeczną krótkowzrocznością, lokalizując tu, powyżej nowej kładki na zboczu, odgrodzony skwer z paroma ławkami, trochę jakby taras widokowy. Owszem, widać stąd zieleń najbliższych drzew, ale kiedy opadną z nich liście, w całej okazałości odsłonią się stare zabudowania byłej Celmy. Czyli będzie to widok dla miłośników krajobrazów postindustrialnych. Na ten nieduży taras wychodzi się po schodkach przez wąską bramę z betonowym łukiem, na którym ktoś napisał farbą olejną „jaszczur”, a po zawartości kosza na śmieci widać, że będzie to urocze miejsce dla pijaków, meneli i wandali, którzy już próbowali zniszczyć jedną z ławek, o czym świadczą ślady po ich buciorach. Taki mamy w Cieszynie klimat. Jeszcze nie skończył się remont, a już można naprawiać zniszczenia. Młynówka to nie kanał, tylko przykopa, a w tej przykopie i tak nie płynie ostatnio woda. Bez wody nie ma Wenecji, a o wodę w Olzie, która zasila Młynówkę, coraz trudniej. Pub „Cieszyńska Wenecja”, który kiedyś tętnił życiem, dziś popada w ruinę. Budynki po drugiej stronie przebudowane zostały w stylu drobnokapitalistycznej tandety, bez nadzoru konserwatorskiego. Nowy bar nieopodal przypomina stołówkę. Dawne, żeliwne słupki balustrady nad Młynówką zostały zastąpione jakimiś stylistycznie niedobranymi słupkami jakby z magazynu Castoramy. Brzegi są umocnione, ale czar prysł, uliczka wybrukowana, ale nastrój wyparował, nowe latarnie świecą, ale nie ma romantyczności. W internecie ktoś zauważył, że rewitalizacji nie dokonuje się przy pomocy kanciastego granitu, a w przypadku remontu koryta i nabrzeża Młynówki nie było rewitalizacji, lecz dewitalizacja. Cały ten obszar nie był i nie jest traktowany jako dziedzictwo kulturowe wymagające szczególnej ochrony. Aby go realnie i kulturalnie ożywić, aby porównanie z Wenecją było uprawnione, nie wystarczy, że grupka artystów co jakiś czas urządza tu swoje biennale. Nie ma już Cieszyńskiej Wenecji. Tak jak nie ma cukierni "Wenecja” i zakładu fryzjerskiego pana Palucha koło kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Marii Magdaleny. Cieszyn się dewenecjalizuje. I proszę tego nie kojarzyć z dewocjonaliami.
|
reklama
|
opinię oraz własne ujęcie tego bulwersującego tematu, zamieściłem na f-b /słowa otwartego umysłu - i tam odsyłam, myślących i wrażliwych, zatroskanych dziejami i losem naszego miasta, głosy "słabe", "beznadziejne wypociny" oraz inne autoprezentacje komentatorów, na temat "Florianusa", to typowe i nierzadkie skargi ignorantów.... ich/ neuro-mentalne niedomogi...miej ich w opiece, Pón Bóczku, drogi!/... teraz już /tuman ze mnie/, dzięki niespodziewanej instrukcji znajomej osoby, będę mógł już - ku radości jednych *samo życie!* a utrapieniu i /a czasami złości zapiekłej, nawet.../ - drugich, zamieszczać komentarze...
Słaby materiał....słabe argumenty
Beznadziejne wypociny.
Z ust mi to wyjąłeś , lepiej się tego nie dało ująć- pozdrawiam.
Widać z tego felietonu, że zarówno obecny jak i poprzedni burmistrz winni są wszelkim plagom egipskim, nawet temu że woda w młynówce przestała płynąć. To najlepiej nie robić nic. Ale o czym wtedy biedny FLORIANUS będzie pisał i za co weźmie wierszówkę. Biedaczek z głogu zemrze bez swoich cotygodniowych, lichych wypocin literackich.
A anonimusy hejterusy zemrą bez swojej cotygodniowej dawki jadu i malkontenctwa.
Absolutnie zgadzam się z Florianusem!
Słabe :/
Dzieki za wspaniale felietony I komentarze piszesz jak jest.
Dodaj komentarz