Studenci zastygli w ogonkuAnna Cieplak z trzeciego roku animacji społeczno-kulturalnej, koordynatorka cieszyńskiej odsłony akcji, przekonywała, że największym problemem uczelni jest nieudolna realizacja założeń procesu bolońskiego, który wprowadził podział na trzyletnie studia licencjackie i dwuletnie magisterskie. — Idea była taka, żeby absolwent studiów I stopnia mógł iść po nich na dowolne pokrewne studia uzupełniające, zdobywając dwukierunkowe wykształcenie. Ale to mydlenie oczu. W praktyce po moim kierunku nie mam szans robić magistra na kulturoznawstwie czy socjologii, bo różnice programowe są nie do nadrobienia — mówiła Ania. Podkreślała, że jeśli w życie wejdą zaakceptowane już przez rząd założenia reformy minister Barbary Kudryckiej, to od przyszłego roku nie będzie mogła rozpocząć darmowej nauki także na drugim kierunku studiów licencjackich, bo tylko jeden fakultet będzie bezpłatny. — Przecież już profesor Zygmunt Bauman, twórca koncepcji postmodernizmu, mówił, że współczesny człowiek musi łączyć wiedzę z różnych dziedzin, być humanistą. Tylko jak to robić, skoro dwukierunkowcom rzuca się kłody pod nogi? — pytała Ania. — A co ze studentami inteligentnymi i ambitnymi, ale biednymi? Zamiast dać im możliwość zdobycia lepszego wykształcenia i wyrównania szans, ministerstwo preferuje bogatych — denerwował się Wojciech Jakubiec, również student animacji społeczno-kulturalnej. On też uważa, że podział na studia licencjackie i magisterskie to pomyłka. — Wiele osób robi licencjat, bo po prostu nie wypada poprzestać na maturze. Taką postawą obniżają poziom kształcenia i wartość dyplomu. Trzyletnie studia stają się kursem przygotowawczym, właściwie nie wiadomo do czego. Podobno tylko połowę krócej trwa kurs spawacza — mówił Wojtek. Studentom po cichu kibicowała adiunkt Joanna Wowrzeczka, posiadaczka dwóch doktoratów: z nauk społecznych i sztuk plastycznych. — Dziś wykształcenie stało się dobrem komercyjnym, a studenci - pragmatykami, którzy uczą się dla wymiernych korzyści, a nie dla samej przyjemności poszerzania horyzontów. Są zniechęcani do kierunków humanistycznych czy artystycznych, a uczelnie stają się przybudówkami firm, dla których kształcą specjalistów i prowadzą badania — komentowała. Pretekstem do happeningu był obchodzony we wtorek w całej Europie Międzynarodowy Dzień Studenta.
|
reklama
|
już dawno minął mi wiek studencki, ale rozumiem tych młodych ludzi i popieram prawo do NIEOGRANICZONEJ wiedzy!!!!!!
Dziadek
współczuję studentom o otwartych umysłach, którym przyszło żyć w tak trudnych dla kształcenia warunkach
Profesory i Dochtory całą kasę robią w soboty i niedziele. W tygodniu zwykła pańszczyzna. Wysiełk intelektualny nie jest wskazany. Za byle opinię dla Przedstawicieli Narodu na Wiejskiej mozna dostać kasę nieosiągalną dla "idioty" ślęczącego latami w labolatorium. Równie korzystne finansowo jest ciągnienie za uszy polityków, którym na starość zamarzyły się tytuły. Mozna stracić "twarz" ale ona daje kasę nielicznym. Qvo vadis?
Iluż to naukowców doktoryzowało się i habilitowało z tzw. centralizmu demokratycznego, a więc czegoś, czego nigdy nie było, nie ma i nie będzie! Z tym bagażem i z uciułanymi tytułami naukowymi przeżyli komunę, sprawiając, że wyższe uczelnie przypominają dzisiaj parki jurajskie, w których rolę dinozaura pełni homo tristis diluvii testis. I oto Polska jest właśnie rządzona przy pomocy tej piekielnej mieszanki, a rezultaty będziemy odczuwali przez całe pokolenia.
Środowisko naukowe jest w znacznej mierze kontynuacją establishmentu z PRL, szczególnie jeśli chodzi o historię najnowszą. I tamto pokolenie wychowuje dzisiaj na uniwersytetach pokolenie nowe - na obraz i podobieństwo swoje. Młodzi naukowcy nie będą się wychylać, tym bardziej że teraz widzą, czym to może grozić. Dziś na przykład takie niepokorne osobistości naukowe zostałyby błyskawicznie wyeliminowane na samym początku swoich karier. Za kilka lat zatęsknimy za czasami intelektualnej wolności i różnorodności z czasów schyłkowej PRL.
Przypadek Migalskiego jest piękną ilustracją jakie kadry mamy na naszych uczelniach. Jak pięknie się uczelniane środowiska wypinały na wszelkie próby lustracji.
...ktoś decydujący się na etnologię jest sam sobie winien. Wiedział, co go czeka. Coś za coś, czyli studia bez stresu i bezrobocie po studiach
Biedni studenci;zal mi ich,ze przyszlo im zyc w tak idiotycznym i beznadziejnym kraju!!!!
Byłem kiedyś załatwiać pewną sprawę w budynku administracji UŚ. Budynek odnowiony czy w ogóle wybudowany na nowo. Dużo pokoików, biur itd. Miałem okazję być w 3 tych "biurach". Co się rzuca od razu w oczy to nówka sprzęt komputerowy + monitory LCD. Było to w 2005 kiedy jeden LCD kosztował około 1700 (17'). Ciekawsze jednak było to że każde pomieszczeni miało swoje własne bycze nowiutkie kserokopiarki. Oraz jedna dodatkowa na korytarzu. Koszt takowej w tych czasach to od 6000 do 10000 tys. Stanowisk pracy było tam dla 4 osób, także 4 osoby miały na wykorzystaniu 4 zestawy komputerowe za 4 tys + drukarki i 4 kserokopiarki po min 6000. Z czego pracowało tam o tej porze (godz ok 11, środa) osób 2. Innych biur nie zwiedzałem. Byłem również w firmie prywatnej, (przynoszącej zyski) dużej spółce w Cieszynie. Biurowiec na 80 osób na 3 piętrach, 2 ksera z odzysku(jedno na parterze i jedno na 2 piętrze na korytarzach) a do użytku była jedna drukarka laserowa w sekretariacie. To daje pewien obraz sytuacji.
super! walczcie o swoje! U nas ( UŚ Katowice) nie było żadnej akcji a powinna równiez sie odbyć!
nieroby i wałkonie.
a gdzie te etnologiczne i animacyjno-kulturalno-społeczne magistry później używają swej ciężko zdobytej wiedzy = pracują? z jednej strony: edukuje się ZA DARMO! zdecydowaną większość ludzi do poziomu szeroko pojętego "wyższego wykształcenia", bardzo często nie pracujących w zawodzie; zaś z drugiej: hojnie opłaca się kadrę nauczycielsko-administracyjną, przykładającą rękę do armii wykształconych w enigmatycznych zawodach, w sposób wątpliwy zapewniający im późniejszy byt; się pytam... po co?
oj "Wysiełk intelektualny nie jest wskazany" oj jak nie wskazany... a w "laBOLatorium" boli... oj, jak boli
Panie Adami Walter na pewno nie trafił pan do administracji tylko był pan w katedrze grafiki Instytutu Sztuki w budynku Collegium Technicum - w tym samym co administracja a ten sprzęt służył dla pracowników naukowych. Administracja na usiu nie ma drukarek tylko wynajęte kserokopiarki na których wszyscy drukują dokumenty. A po drugie UŚ jest dobrze zarządzany i nie ma długów jak np UMCS w Lublinie.
Cudze chwalicie a swego nie doceniacie, Uniwersytet w Cieszynie daje pracę ok 400 osobom a dzięki temu że jest, wielu ludzi ma dochody z wynajmu mieszkań. A Miasto traktuje obecność Uniwersytetu jak zło konieczne. Na folderach miasta częściej pojawiają się zdjęcia cmentarzy żydowskich niż Uniwersytetu.
Do takiego stanu rzeczy doprowadziły głupie solidaruchy .Tych z czasów KOMUNY już nie ma . Ci co nauczają nasze wnuki to dawne studenckie podziemie ! Ma zakodowane : walczyć z komuną i ukraćś co się da . Jest to normalny DARWINIZM SPOŁECZNY , A Panie Stasiek Pan bredzisz w swoich wywodach
Dodaj komentarz