Wspomnienia cieszyńskiego SybirakaAutor rodzinnie jest związany ze Śląskiem Cieszyńskim i od 1946 roku z krótkimi przerwami mieszka w Cieszynie. Ojciec, dr medycyny Alfred Tomanek, pochodził z Grodźca, rodzina matki, Marii z domu Marek, od pokoleń gospodarowała w Sibicy. Zbigniew Tomanek wczesne dzieciństwo spędził w Borysławiu, który w 1939 roku został zajęty przez Związek Radziecki. Rok później jego ojciec za udzielanie pomocy członkom Związku Walki Zbrojnej trafił do sowieckiego łagru. Niedługo potem sześcioletni wówczas Zbigniew Tomanek wraz z matką został wywieziony na Sybir. Pierwsza część jego wspomnień poświęcona jest gehennie na Wschodzie, trwającej do 1946 roku. Większość tego okresu spędził w kazachskim siole Jerszowka, zakwaterowany u rodziny Kabowych. O warunkach życia u tych ostatnich dobrze przekonuje zacytowany wyżej fragment, w którym Kabowie nie mogą uwierzyć, jak było w przedwojennej Polsce. W 1940 roku co najmniej kilkaset tysięcy Polaków (niektóre szacunki mówią nawet o dwóch milionach) zostało pozbawionych majątku i deportowanych w głąb Związku Radzieckiego. Liczby nie do końca oddają dramat tych ludzi, z których wielu już nie powróciło do domu. Z wiadomych względów temat represji sowieckich w debacie publicznej przez lata był omijany szerokim łukiem, stąd każde świadectwo jest bardzo cenne. Drugą część książki można określić mianem "cieszyńskiej". Zbigniew Tomanek o sobie pisze niewiele, wspominając krótko studia na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie i pracę zawodową w Zakładach Elektromaszynowych CELMA. Za to przekazuje sporo informacji na temat swoich krewnych, wywodzących się m.in. z zasłużonych rodzin Tomanków z Ropicy, Marków z Sibicy czy Hessów z Międzyrzecza. Są wśród nich ksiądz Rudolf Tomanek (brat babki), działacz narodowy i społeczny zamęczony przez Niemców w Dachau, Józef Tomanek (dziadek), nauczyciel i kierownik szkoły w Grodźcu, wreszcie dr Alfred Tomanek (ojciec), który po zwolnieniu z sowieckiego łagru wstąpił do Armii Andersa i był organizatorem polskiej służby zdrowia w Indiach. Bardzo dobrze, że autor zdecydował się na publikację swoich wspomnień. Z jednej strony mamy kolejne świadectwo na temat sowieckich represji wobec Polaków, a z drugiej ciekawe źródło na temat historii polskiej inteligencji na Śląsku Cieszyńskim. Zbigniew Tomanek, Sześć lat za Uralem (1940–1946). Wspomnienia rodzinne, Cieszyn 2014.
|
reklama
|
Tematyka losów Sybiraków jest naprawdę zajmująca. Akurat dzisiaj skończyłem czytać wydane niedawno wstrząsające wspomnienia innego Sybiraka Władysława Cehaka, zestrzelonego pilota samolotu karaś, który dostał się w sowieckie ręce, zatytułowane "Bez retuszu". Niesamowita historia, także gorąco polecam - autor faktycznie nie owija w bawełnę - to było piekło.
Np. w ostatnim rozdziale opisany jest powrót do kraju autora, gdy jechał pociągiem wypełnionym dwunastoma Polakami (12) i tysiąc pięciuset (1500) Żydami. Polaków rozmieszczono pojedynczo po wagonach dla bezpieczeństwa przed NSZ, który miał rzekomo już w Polsce atakować pociągi z Żydami - taka była wtedy szeptana propaganda. Gdy pociąg zatrzymał się na dłuższy czas przed granicą z Polską, autor przez małe okienko z ukrycia miał możliwość oglądać przebieg "powitania" przez NKWD powracających innym pociągiem z niemieckich robót przymusowych sowieckich repatriantów (mężczyzn, kobiet i dzieci). Sowieci wracali pijani ze szczęścia do swej ojczyzny, z pieśnią na ustach, z transparentami sławiącymi Stalina i CCCP, uzbrojeni w trofiejną broń krótką, z zegarkami i ze sprzętem domowym zdobytym w Niemczech. Ich pociąg najpierw otoczono, rozbrojono, kazano wyjść zostawiając swoje rzeczy. Następnie sprawnie ich posegregowano w grupy, rozdzielając mężczyzn i kobiety i pognano do obozu. Opornych zabijano na miejscu, obojętnie na płeć. Gdy po jakimś czasie, już po zabraniu sowieckich repatriantów i ich rzeczy, do pociągu jadącego do Polski podeszła dla handlu solą grupa miejscowych kobiet to dowiedziano się, że w tym miejscu nie pierwszy raz tak przyjmowano powracających Sowietów. Był nawet taki jeden pociąg, który został spalony z ludźmi ponieważ powracający bronili twardo swoich kufrów i walizek.
- Smród był wtedy na całą okolicę - skarżyła się miejscowa chłopka.
„Jeśli my zapomnimy o Nich, Ty Boże zapomnij o nas”
Dodaj komentarz