Piwo, wódka, kołacze, słodycze - właśnie na to przed stu laty mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego wymieniali swoje głosy.
W czasach austriackich najczęściej "przekonywano" wyborców za pomocą piwa i wódki. Na łamach prasy politycy nawzajem zarzucali sobie sięganie po tego typu metody - nie zmienia to faktu, że były skuteczne. Czasami przesadzono z agitacją, w 1903 roku jednego z pijanych wyborców w Dębowcu musiano przynieść w korycie.
Bywało, że w wyborcę inwestowano więcej niż alkohol. Przykładu dostarcza Józef Hess (ur. 1855), rolnik w Pastwiskach, popierający polski ruch narodowy (członek Macierzy Szkolnej Księstwa Cieszyńskiego), a jednocześnie głosujący na Leonarda Demela, burmistrza Cieszyna, związanego z niemieckimi liberałami. Jak wspominał Franciszek Halski-Hess, wnuk Józefa Hessa, "W dniu wyborów odświętnie ubrany dziadek zjawił się w cieszyńskim ratuszu. Po wejściu do holu zapytano go, kogo darzy zaufaniem i kogo chciałby widzieć jako burmistrza. Odpowiedział, że głosować będzie na pana Demla. Wtedy przystąpili do dziadka agitatorzy pana Demla i zaprosili go na śniadanie do pobliskiego lokalu. Posiłek był obfity i smaczny. Po śniadaniu jeden z agitatorów wręczył dziadkowi kartę wyborczą z nazwiskiem Demla i zaprowadził do sali wyborczej. Po załatwieniu formalności przedwyborczych dziadek uroczyście, na oczach świadków, wrzucił kartę do urny. Po tej czynności ów agitator poprosił dziadka, by poszedł z nim do sali śniadaniowej, gdzie go poczęstowano mocniejszym trunkiem i wręczono dużych rozmiarów paczuszkę dla dzieci. Były w niej kołacze, parówki i nieco słodyczy. Największą radość z wyborów miały dzieci (…). Łącznie było tych dzieci 12".
Po takiej historii zapala się lampka ostrzegawcza - czy nie powinni głosować na najlepszych kandydatów zamiast na tych, co częstowali piwem, wódką czy kiełbasą? W gruncie rzeczy od tego czasu niewiele się zmieniło. Tyle, że zamiast jadła i napitku o decyzjach większości wyborców przekonują tandetne ulotki, pozbawione treści spoty telewizyjne i zastygłe w sztucznym uśmiechu twarze na billboardach.
Nie ma co patrzeć z góry na naszych przodków. Zgadzam się całkowicie z konkluzją szanownego autora, iż tak naprawdę niewiele się zmieniło w naszych czasach, choć bez wątpienia poziom wykształcenia wyborców jest o niebo wyższy.
Jednak obecni wyborcy zamiast piwa i kiełbasy łykają puste obietnice (PO) jak gęsi kluski i są jeszcze z tego bardzo dumni. Widać ludzie dzisiaj wykształceni są oduczeni do samodzielnych poglądów i dla wygody powtarzają to co podrzucą im do myślenia media mętnego nurtu. Mają wtedy krzepiące poczucie, że są w większości.
Dodaj komentarz