Zdobywca najwyższych gór świata, Ryszard Pawłowski, odwiedził DębowiecTrzy razy stawał na Mount Evereście. 23 razy był na szczycie Aconcagua i tyle samo na Ama Dablam, świętej górze Nepalu. Dziewięć razy wspiął się na Mt. McKinley, najwyższą górę Ameryki Północnej. Zdobył najtrudniejszą górę świata, K-2, od strony Chin. Pomimo 40 letniego stażu w górach jest wciąż aktywny. Urodził się w Bogatyni w 1950 roku. Na studia wyjechał do Katowic. - Od początku góry były dla mnie ogromną przygodą i radością. Wyjeżdżałem, żeby odpocząć od dnia codziennego, od nauki, pracy. Miałem szczęście, że zaczynałem w klubie wysokogórskim w Katowicach. To najsłynniejszy klub świata. Z niego wywodzą się członkowie wypraw górskich: Kukuczka czy Wielicki - mówi Pawłowski. Sprawdzał się na coraz trudniejszych skalnych drogach. - Pierwsze moje wyjazdy odbywały się w Tatry. Każdy weekend wyjeżdżaliśmy w góry i nabieraliśmy doświadczenia - mówi. Nazywano go "Napał", czyli nieprzeciętnie napalony na góry. Wspinał się, kiedy inni odpoczywali i czekali na lepszą pogodę. Miał ambicję, by należeć do czołówki. - Musieliśmy pokonywać słabości i doskonalić umiejętności. Ci najlepsi mieli wtedy szansę na wyjazd w Alpy, Pamir, czy do Patagonii - Pawłowski opowiada o swoich początkach z wspinaczką. Dopiął swego. Był partnerem najlepszych. To z nim związał się dwukrotnie liną Jerzy Kukuczka, najwybitniejszy polski himalaista, który jako drugi na świecie zdobył Koronę Himalajów, wszystkie czternaście ośmiotysięczników, mierząc się z południową ścianą Lhotse. - 1989 rok nie należał do udanych. Podczas jednej z wypraw, na 8200 metrze Jurek odpadł od ściany, lina nie wytrzymała i spadł w trzy kilometrową przepaść - wspomina himalaista i dodaje, że była to olbrzymia tragedia znanego na całym świecie człowieka, a on sam musiał, mimo braku liny i dużych trudności, zejść do bazy. - Było to dla mnie trudne przeżycie, ale nigdy wówczas nie pomyślałem, aby rzucić góry. Znalazłem w sobie siłę - przyznaje. Dokonał wielu wejść, trudnymi drogami wspinaczkowymi, w różnych rejonach Ziemi. Był partnerem wspinaczkowym Jerzego Kukuczki, Adama Zyzaka, Piotra Pustelnika, Janusza Majera, Krzysztofa Wielickiego i wielu innych sławnych himalaistów. Otrzymał trzykrotnie nagrody i wyróżnienia od ministra sportu za Wybitne Osiągnięcia Sportowe. Od 40 lat jeździ w góry wysokie, a od 20 lat zaraża pasją innych i zabiera ich w najwyższe góry świata. Założył Agencję Górską "Patagonia" i ułatwia innym realizację górskich celów. - Od jakiegoś czasu organizuję wyjazdy dla ludzi, którzy niekoniecznie mają tak duże umiejętności, żeby samodzielnie robić takie wyprawy. Próbuję wykorzystać fakt, że już coś osiągnąłem i promuję turystykę górską, pokazując ludziom najodleglejsze zakątki świata. Mimo moich lat, nie porzucam wspinaczki - stwierdza i dodaje, że w każdym wieku można cieszyć się górami. Miał partnerów, którzy w wieku 72 lat pokonywali bardzo trudne drogi. - Trzeba tylko chcieć i dużo ćwiczyć - mówi i zapewnia, że jeżeli pierwszy raz ludzie zasmakują tego, to wyjadą kolejny raz. To działa jak narkotyk, trzeba to powtórzyć. Wspina się ze swoją żoną, a najmłodszym Polakiem, który stanął na szczycie McKinley w 1999 roku, był jego piętnastoletni wtedy syn, Marcin. Podczas spotkania uczestnicy podziwiali zdjęcia, filmy z wypraw, wysłuchali opowieści. - Miło mi, że jestem pierwszą osobą, która tutaj przed wami stoi. O górach można opowiadać całą wieczność - przyznaje Pawłowski, który już za kilka dni zmierzy się po raz czarty ze szczytem Mount Everest. - To niezwykły człowiek, którego pasja, choć niebezpieczna, porywa. Już teraz mam ochotę wyjść w góry - mówi Katarzyna Paliczka, uczestniczka spotkania. - Chciałbym, gdy będę w jego wieku, mieć taką kondycję i wytrzymałość jak on - dodaje Przemysław Wolny. Frekwencja na spotkaniu zaskoczyła nie tylko uczestników, ale również organizatorów, którzy zapowiadają kolejne spotkania z "ludźmi z pasją".
|
reklama
|
Frekwencja była wysoka, bo himalaista jest postacią autentycznie ciekawą. To nie to samo co "legendarna tramwajarka", którą odkryto dwa lata temu, czy też wynajęty w sejmie chłopiec do pyskowania ten - co ostatnio popisał się publicznym stwierdzeniem: - "ACTA jest w porządku, a jego przeciwnicy to idioci". Trzeba po prostu wiedzieć kogo warto zapraszać.
Dodaj komentarz