Wigilijne zwyczaje: Puste miejsce przy stole dla zbłąkanego wędrowcaWigilijny stół przykryty białym obrusem, pod którym znajduje się wiązka siana, na nim krzyż, świecznik, opłatki, orzechy, a dokoła stołowa zastawa. Obowiązkowo z jednym miejscem więcej. Dla kogo? Dla zbłąkanego, niezapowiedzianego, samotnego przybysza, który w ten wyjątkowy wieczór nie powinien być sam. Zwyczaj ten szczególnie upowszechnił się w XIX wieku, a symbolika wolnego miejsca związana jest z biblijną wędrówką Świętej Rodziny. - Według pradawnych wierzeń wolne miejsce nawiązuje również do pamięci o zmarłych w okresie Świąt Bożego Narodzenia, ma także przypominać o bliskich, którzy z różnych powodów nie mogą być obecni na wigilijnej wieczerzy - przypomina prof. Daniel Kadłubiec, badacz kultury, folkloru i języka Śląska Cieszyńskiego. Puste miejsce przy stole jest wyrazem solidarności z ludźmi przezywającymi święta samotnie i gotowością życzliwego przyjęcia niespodziewanego gościa na wieczerzę wigilijną. - W niektórych domach, gdy przystępowano do wigilijnej wieczerzy, czyniono nad miejscami do siedzenia ruchy dłońmi naśladujące wymiatanie, dmuchano czy stukano w stół, aby nie przysiąść przebywających tam duchów - opowiada etnolog, dr Grzegorz Odoj. Także w kultywowanym do dziś zwyczaju pozostawiania na wigilijnym stole pustego nakrycia dla zbłąkanego wędrowca, etnologowie dopatrują się reliktu starosłowiańskich obiat (posiłków obrzędowych, podczas których pozostawiano nietkniętą część jedzenia dla duchów przodków). Na Śląsku zwyczaj ten jest zresztą sprzeczny z inną tradycją, nakazującą aby pod żadnym pozorem nie wstawać od wigilijnego stołu w trakcie wieczerzy, nawet, gdy ktoś puka. W ten sposób nie ma praktycznie szans, by potencjalny wędrowiec mógł zająć puste miejsce przy stole. Odejście od stołu w trakcie posiłku ma zwiastować śmierć w rodzinie w kolejnym roku. Obowiązkiem zgodnym z zasadami polskiej gościnności jest nakarmienie niespodziewanego przybysza i traktowanie go na równi z innymi członkami rodziny siedzącymi przy wigilijnym stole. - W naszym rodzinnym domu odkąd pamiętam znajdowało się miejsce dla nieznajomego przybysza, co prawda jeszcze nie zdarzyło się nam, by takowy przyszedł, ale według zwyczaju miejsce dla niego zawsze jest przygotowane - mówi Jan Chmiel, autor śpiewnika "Cieszyńskimi dolinami z ludowymi pieśniczkami".
|
reklama
|
dzięki ;)
Dodaj komentarz