, poniedziałek 6 maja 2024
Wielkim reżyserem jest Bóg…
Bogusław Słupczyński jest felietonistą Gazetycodziennej.pl. 



Dodaj do Facebook

Wielkim reżyserem jest Bóg…

BOGUSŁAW SŁUPCZYŃSKI, felietonista Gazetycodziennej.pl
Pewnego zimowego dnia pewien ksiądz w pewnym mieście, zaprosił mnie do siebie na plebanię. Przez telefon nie ujawnił sprawy, którą chciał poruszyć. Kiedy przyszedłem i wypowiedziałem tradycyjne „Szczęść Boże”, od razu kazał mi usiąść:
— Chciałbym, aby wyreżyserował pan Drogę Krzyżową.
— Przepraszam, nie rozumiem — odparłem.
— Chcę zrobić Drogę Krzyżową, która zapadnie w ludzką pamięć…
— Przepraszam, ale, że tak powiem, Droga Krzyżowa już właściwie jest… wyreżyserowana.
— Tak, ale my musimy zainscenizować poszczególne stacje drogi, z aktorami.
W mieście, o którym mowa nie było teatru, ani żadnych aktorów. Zapytałem więc, skąd ksiądz weźmie obsadę.
— To będą nasi parafianie. Jest tu taka grupka zapaleńców — odparł ksiądz.

Księdzu się nie odmawia, więc z dużą dozą sceptycyzmu przyszedłem na pierwszą próbę, która miała się odbyć w… dzwonnicy. Jakiś styczniowy, czy lutowy, mroźny wieczór. Wchodzę wąskimi schodkami do salki na szczycie dzwonnicy. Jakieś dwanaście metrów kwadratowych i ławka. Wokół ławki siedzą lub stoją zakutani po sam nos ludzie. Nad nami pali się jarzeniówka.

„Oj popadli my w kałabanię, a czort karty rozdaje” – zacytowałem w myślach pewien znany tekst ze znanego filmu. Na sali obecnych było trzech lub czterech harcerzy, chyba sześciu emerytów w wieku 65–75 lat i jeden, jak się później okazało, człowiek-konstruktor w wieku, nazwijmy to, przedemerytalnym:
— Proszę księdza, ale gdzie… Jezus albo…Weronika?
— Coś pan wymyśli.
— …aaa… Acha!

Na szczęście miałem pod pachą tekst Drogi Krzyżowej napisany przez samego Karola Wojtyłę. Przystąpiliśmy do próby czytanej:
— Ja będę Weroniką! — odezwała się znienacka najstarsza w grupie pani.
— A… przepraszam, dlaczego ?
— Bo chcę! – odpowiedziała pewnie.
— Acha!

Okazało się, że wszyscy już się obsadzili, mnie pozostawiono wybór Jezusa. Mógł to być tylko jeden z trzech harcerzy. Oczywiście, żaden nie przypominał Jezusa, ale jeden z nich miał w sobie coś z głównego aktora filmu „Andriej Rublow” Tarkowskiego. Oczy! I w tym „Jezusie” była cała moja nadzieja. Nadszedł czas czytania tekstu. Wszystko szło dobrze do momentu, kiedy zaczęła czytać Weronika. Skończyła i oświadczyła:
— Ja tego tekstu mówić nie będę!
— Przepraszam, a dlaczego?
— Bo jest źle napisany! — powiedziała stanowczo
— Ale proszę pani, ja go nie napisałem, tylko Karol Wojtyła – papież Jan Paweł II.
— Ale mnie się nie podoba! Sama napiszę!
Nie oponowałem.
Następnego dnia Weronika przyniosła mi na karteczce swój tekst, który brzmiał mniej więcej tak:
„Jezu ukochany, przez rzymskich oprawców obijany.
Obetrę twe krwawe oblicze, na znak twój widziany.
I oto patrzajcie, na chuście białej lśni jego wizerunek,
To jego bólu , cierpienia i miłości do nas kierunek!”

— Może być ?! — zapytała z dumą w głosie.
— Tak , oczywiście — westchnąłem. — Jeżeli ktoś z państwa jeszcze coś chce zmienić, to bardzo proszę!

Na Weronice się skończyło. Szymonem Cyrenejczykiem i Herodem w jednej osobie został człowiek-konstruktor. Ciągle nie pamiętał tekstu, ale za to wykonał kilkanaście rysunków krzyża, na którym miał zostać ukrzyżowany nasz Jezus. Chodziło mu właściwie o konstrukcję uchwytu – podstawy krzyża, która miała być takim gigantycznym zawiasem ze sprężyną i blokadą. Krzyż miał niemal sam powstać z ziemi i zablokować się, żeby się nie przewrócić.

Zapomniałem dodać, że wszystkie sceny miały odbywać się – według pomysłu księdza – na lawecie wielkiego tira, który miał się przemieszczać po wyciemnionym centrum miasta. Kostiumy ksiądz wypożyczył z opery.

Nadszedł Wielki Piątek. Leje deszcz. W głębi duszy, pomyślałem sobie, że Najwyższy wie, co robi. Może znowu nie tak wielu zobaczy tę katastrofę inscenizacyjną. Zgromadziło się około setki ludzi. Ruszamy. Przy pierwszej stacji zorientowałem się , że ludzi jest około tysiąca, przy następnych już kilka tysięcy. Ogarnął mnie strach. W przeciwieństwie do aktorów. Grają z pasją. Wskakują i zeskakują z tego tira jak sarenki. 70-latkowie też. Rzymscy siepacze biją Jezusa „od Tarkowskiego”. Leją cichaczem na niego czerwoną farbę. Podświetlam ich tylko dwoma reflektorami. Kątem oka dostrzegam człowieka-konstruktora. Uwalnia krzyż. Już stoi. Konstruktor ma lekki grymas uśmiechu. Przesuwamy się. Mój przyjaciel, miejscowy jazzman, ostro wybija jakiś srogi marsz na werbelku. Ja przystawiam mu do tego werbelka mikrofon. Bębnimy na pół miasta. Matka Boska z Weroniką z wprawą przerzucają sobie mikrofony i recytują. I nie ma znaczenia: Wojtyła czy jakaś Goździkowa. W tłumie pojawiają się ogniki świec. Za nami morze ludzi. Po każdej scenie ludzie głośno modlą się. Nie wiem, czy mi się wydaje, ale mam wrażenie, że słyszę jakiś płacz. Pan Jezus umiera na krzyżu. Włączam ostatnie dwa z czterech reflektorów, kolorowe. Następnie ostro zadymiamy podświetlony, ale już pusty krzyż. Teraz bardzo wyraźnie słychać szloch ludzi. Stoję zmarznięty i przemoknięty, patrzę na ten swoisty, zadymiony ołtarz na tirze. Stoją w milczeniu wszyscy-aktorzy i tłum. Nikt nie odchodzi. Długo to trwa. Patrzymy ze wzrokiem wbitym w ten pusty krzyż. Z głośników na tirze leci jakiś Ennio Morricone. I mnie też chce się płakać.

— Co się dzieje, Panie Boże? Przecież ja właściwie nic nie zrobiłem.

W tym mieście pracowałem kilka lat. Zrobiłem kilkanaście spektakli. Mój zespól ciągle walczył o widza, edukował go, a przecież robiliśmy różne spektakle. O życiu i śmierci też…
Jednak prawdziwego Reżysera mogłem tylko wypatrywać gdzieś, wysoko, nad naszymi głowami.

Następnego dnia byłem chory, ale byłem też już sławnym miejscowym twórcą.
Komentarze: (24)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

"Księdzu się nie odmawia" Na tym własnie mendy żerują

To jest właśnie wiara. Tam, gdzie brak pasji, nie ma ani wiary ani miłości.

Przeczytałem. Pozdrawiam .Rozbawiło mnie..." byłem już sławnym miejscowym twórcą".

Kilka tysięcy na stacji drogi krzyżowej.Hym! I w dodatku deszcz.Hym! Dwa z czterech leflektorow.Hym!Na lawecie wielkiego tira- chyba naczepie! hym! Fantazji to mu nie brak!

A może ludziom wystarczyło postawienie krzyża. Był wyżej ,aktorów nie widzieli i nie słyszeli. Przecież lało,było ciemno.Stuk wody o parasole robi okropny szum,peleryny szeleszczą,jakieś dziecko zapłakalo zgubione w ciemnościach deszczowej drogi krzyżowej. Mikrofon ,tylko jeden,deszcz i werbelek, kilka tysięcy ludzi i słychać było na pół miasta a tu wali deszcz po parasolach. Coś mi nie pasuje.Zmysla pewnie!

To dlaczego wyreżyserował nam taki HORROR na
tej ziemi????

Tym razem nuda. I przydługie,niestety. Autor wpadł w samozachwyt ?

Co z was za ludzie... W Fausta też wierzycie, ze istnieje poza literaturą??? Trochę wobraźni i kultury proszę.

Panie Bogusławie, gdybyś napisał felieton w stylu parady gejowskiej to twoi oponeci by bili ci brawo.
A tak kolejny raz są sfrustrowani. Muszą być bardzo nieszczęśliwi z faktu, że ludzie wierzący są szczęśliwi.

Szkoda że nie widać tego szczęścia wierzących gdy umiera ktoś bliski. Niby wierzą że ludzie po śmierci idą do nieba a gdy już ta śmierć nadejdzie to beczą jak bobry. Ot taka obłudna logika.

A ja uważam, że felieton jest super. Trochę zadumy i "inności" każdemu się przyda. Chylę czoła Panie Słupczyński.

Patrzący z ukosa. Szkoda że tacy jak ty nie rozumieja co to miłość, co to tęsknota. Co to ludzka reakcja. Nigdy nie byłeś na dworcu kolejowym, nigdy nie byłeś na lotnisku i nie widziałeś płaczących ludzi żegnających swoich bliskich, którzy tylko wyjeżdżali za pracą czy do swojego nowego miejsca zamieszkania. Dla ciebie wrażliwość ludzka; miłość, tęsknota jest "obłudną logiką". Wybacz, ale to twoja logika jest obłudna!
Popatrz w lustro.

Pan Słupczyński ,właczył autokreatora swojej osoby. Poza tytułem-cyt. "Wielkim reżyserem jest Bóg"...- resztę dywagacji jest już o samym autorze . No i perę komentarzy jest tegoż. Czyli nihil novi.

świetni "aktorzy prowincjonalni" w scenerii życiowych okoliczności - całość wydarzała się sama z siebie - dobra wola, prostomyślna szczerość uczuć, aktorów spektaklu - taki "Bóg wszystkiego we wszystkim", czuwający w tym czasie i miejscu - oto cudowny klucz, którym nie musiał posługiwać się żaden szkolony reżyser...
Ale ktoś to musiał rozpocząć - ... przychodzi Bogusław do księdza...

Czytać trzeba umieć a miłosci to Ty mnie nie ucz. Ja o śmierci a Ty mi tu o pociągach i samolotach wyjeżdzasz. Jak ktoś wierzy w życie wieczne to chyba powinien sie cieszyć ze ktoś bliski odszedł do lepszego świata i że on do niego kiedyś dołączy. Jeżeli ktoś w to wierzy a jednoczesnie ma co do tego wątpliwości to znaczy ze nie wierzy. Ludzie nazwali to obłudą. Kapujesz? Co do wrażliwości to właśnie widziałem ją ostatnio u jednego z księzy na pogrzebie mojego kolegi. Dodam tylko ze płakałem bo wiem że odszedł na zawsze... no ale jestem przecież obłudny

Polsko Ty moja kochana, jeżeli w Twoim narodzie są ludzie, którzy potrafią coś osiągnąć to z pewnością są też ludzie, którzy nie potrafiąc nic osiągnąć próbują tych innych do swojego poziomu ściągnąć. Też się chce płakać.

ten z ukosa, no i masz tłumacz: takiemu jak małemu dziecku, a ono swoje. Prędzej człowiek z usmarkanym "poje" niż z toba nagada. A co to: wiara w życie wieczne ma pozbawiać ludzi uczuć? tęsknoty smutku, a nawet rozpaczy? Dla wierzących nawet Chrystus zapłakał:..." Jezus wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: Gdzieście go położyli?
Odpowiedzieli Mu: Panie, chodź i zobacz. Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: Oto jak go miłował. Niektórzy z nich powiedzieli: Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?
A Jezus ponownie okazując głębokie wzruszenie przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień.
Jezus rzekł: Usuńcie kamień.
Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie.
Jezus rzekł do niej: Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą? Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał. To powiedziawszy zawołał donośnym głosem: Łazarzu, wyjdź na zewnątrz! I wyszedł zmarły mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić."...

Widzę żeś tępy ale dziwić się nie mogę. Jak ktos tylko Biblią zyje to i za wiele nie zrozumie. Z doświadczenia wiem że kto ma miłosci,tęsknoty czy rozpaczy dużo na ustach to w sercu nie zawiele. Tak to już niektórzy mają że z tekstu nie wiele rozumią ale pouczyć i coś z Testamentu zacytować to i owszem a już być może bliżej swiętości kapeczkę... szkoda gadać...

Thomas Merton napisał ,chyba w "Posiewie kontemplacji" takie (nie cytuję) mniej więcej zdanie: "Kiedy zachwyty wylatują z wnętrza jak lamparty, twoje życie duchowe jest w niebezpieczeństwie" - entuzjazm tchnący z tekstu "Wielkim reżyserem jest Bóg", wyraża szacunek i podziw dla zdarzeń i cudowności, zwyczajnej cudowności świata. To cieszy, budzi wspomnienia, inspiruje...

tak trzymać. I proszę nie przejmować się krzykaczami-krytykami. Najczęściej mają oni wszystko w d...e i sami w życiu nie robią nic, oprócz płaszczenia tyłka przed kompem.

Pan Słupczyński ,jak go napomniałem ,że za bardzo kreuje siebi puścił tu parę postów z ukosa i z boku, sugerujące jakąś dyskusję o temacie zasadniczym ,ktorej niestety brak głębi. Pisać ,podobnie jak śpiewać każdy może ,trochę lepiej lub trochę gożej ,ale nie o to chodzi... Trzeba mieć do tego talent ,którego brak autorowi niedzielnych felietonów. - Rozumiem ,że na bezrybiu i rak rybą.

Ma oczywiście być "gorzej" -chociaż gorzej być jeszcze może.

Jestem ciekaw, jakimi talentami może pochwalić się Wars, oprócz szafowania żałosnymi komentarzami i ewidentnej negacji osoby pana Słupczyńskiego. Czytałem wszystkie jego felietony i na pewno nie można autorowi zarzucić braku talentu. Przeraża mnie, że ot tak wrzuca się człowiekowi tyle oszczerstw. Widać ta anonimowość Warsowi służy, bo pewnie w ten tylko sposób może realizować się twórczo.

Nie rozumiem ,anonimowy jest tutaj każdy, nawet jeśli napisze post sam Pan Słupczyński i go nie podpisze ,a gdyby go podpisał to i tak nie wiadomo ,ćzy jest autorem tego postu. Czy to jest zrozumiałe z boku i z ukosa. Może się ze mną nie zgadzać.

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama