, poniedziałek 13 maja 2024
Na dopingu, czyli na dnie [FELIETON - Mariusz Michałek z Istebnej, mistrz Polski w biegach narciarskich, został wysłany na dwuletni urlop bezpłatny, po tym, jak w jego organizmie wykryto niedozwolone środki.]
Mariusz Michałek z Istebnej, mistrz Polski w biegach narciarskich, został wysłany na dwuletni urlop bezpłatny, po tym, jak w jego organizmie wykryto niedozwolone środki. fot: Alicja Kosman/PZN



Dodaj do Facebook

Na dopingu, czyli na dnie [FELIETON]

BeKa
Chyba każde dziecko oglądało kiedyś bajkę/film o Asterixie, dzielnym Galu broniącym swojej wioski przed Rzymianami. Sympatyczny człowieczek raz po raz rozprawia się z komicznym (w tej opowieści, nie w ogóle) Juliuszem Cezarem, waląc przy okazji jak w bęben w jego żołnierzy. Dzieciom się to podoba, bo mały i niepozorny bohater ustawicznie spuszcza manto dwa razy większym Rzymianom, a w dodatku robi to w sposób tak beztroski i radosny, że ciężko powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. Mało kto zwraca jednak uwagę, że opowieść o walecznym Galu zbudowana jest na oszustwie. Bo Asterix łatwość w wojaczce zyskuje wyłącznie po wypiciu magicznego napoju, czyli tylko wtedy, gdy jest... na dopingu.

Niedawno Polski Związek Narciarski poinformował, że niejaki Mariusz Michałek z Istebnej, mistrz Polski w biegach narciarskich, został wysłany na dwuletni urlop bezpłatny, po tym, jak w jego organizmie wykryto niedozwolone środki. Decyzja jest oczywiście jak najbardziej słuszna i zrozumiała, bo jeśli ktoś próbuje kantować, to musi liczyć się ze wszystkimi konsekwencjami. Jasne, facetowi w tym momencie w jakimś stopniu zawaliło się życie, ale niestety, miejsca na współczucie nie ma. Sport i bez dopingu jest wystarczająco zepsuty, więc wszystkie nadgniłe elementy należy objąć kwarantanną, nawet jeśli mówimy o sportowcach medialnie całkowicie anonimowych, jak Michałek właśnie.

Zresztą rozpoznawalność nie ma w tej chwili większego znaczenia. Jazda na koksie w każdym przypadku jest kpiną z rywali, z kibiców, ze sponsorów, dlatego musi podlegać najsurowszym restrykcjom. Dwa lata to chyba wystarczająco dużo, by pewne kwestie przemyśleć i dogłębnie zastanowić się na swoimi decyzjami. Co prawda ciemne plamy na wizerunku Michałka pozostaną na zawsze, do końca kariery będzie naznaczony, ale pretensje o to może mieć tylko do siebie. W końcu nikt mu tego budesonidu siłą nie podał. Prawda?

Swoją drogą dość interesująco brzmi fragment orzeczenia PZN-u, w którym stwierdza się, że "zawodnik nie miał zezwolenia na stosowanie tego środka". Wynika z tego jednoznacznie, że takie pozwolenie można otrzymać, a wtedy... hulaj dusza, wszystko legalnie, więc mogę brać, ile wlezie. W tym miejscu wypada się tylko zastanowić, czy aby na pewno jest to fair. Chociaż nie, trzeba raczej stwierdzić wprost - to nie jest fair. Rozdawanie handicapów i kupczenie oszustwem, to po prostu przyzwolenia na nieuczciwość i robienie sobie jaj z ludzi, którzy na treningach wychodzą z siebie, byle tylko urwać kolejną sekundę z rekordu. W Polsce, w okresie zimowym, zawsze jest o tym głośno, bo wtedy pojawia się temat rywalizacji Justyny Kowalczyk z Marit Bjoergen, przyszłej pani prezes Stowarzyszenia Astmatyków i Alergików. Przewlekle chora Norweżka ma na wszystkie swoje medykamenty zgodę z odpowiednią pieczątką FIS-u, więc nie dziwmy się, że PZN również może wydać takie coś. W końcu przykład idzie z góry.

Oczywiście cała ta szopka z chorobami, lekami, etc. brzmi mocno niepoważnie. Świadczy o tym chociażby to, że większość sportowców przyłapanych na zabawie "w Asterixa" tłumaczy się w ten sam sposób. Że zachorował, że zażył, że nie wiedział, że jakby wiedział, to by nie brał. No cóż, gdy jest się zawodowcem, to siłą rzeczy zawsze trzeba mieć na względzie, że jakakolwiek farmakologiczna substancja może składać się z zakazanych owoców, których zjedzenie jest równoznaczne z wyrzuceniem z raju. Miejsca na pomyłkę i nieświadomość - o ile w ogóle możemy rozpatrywać to w takich kategoriach - nie ma prawie wcale.

Niemniej jednak pragnienie sukcesu, żądza wygrywania - ogólnie bycie najlepszym bez względu na te wszystkie górnolotne epitety, jest jak narkotyk, pociąga i pcha w stronę tego, co zabronione. A jeśli się dobrze zastanowić, można dojść do wniosku, że jest to zjawisko obecne także w wielu innych dziedzinach życia, nie tylko w sporcie. Przykładowo, gdy staramy się o pracę w dowolnym urzędzie i znamy kogoś, kto zajmuje tam jakieś w miarę wysokie stanowisko, to każdorazowo zwrócimy się z prośbą o szepnięcie dobrego słowa odpowiedniej osobie. Wszystko, byleby przejąć inicjatywę, byleby już na starcie zyskać kilka ładnych metrów przewagi. Jest to tak samo nieuczciwe, jak budesonid w moczu Michałka, ale powszechnie praktykowane. Mało tego, jakiś czas temu dość głośno było o instytucji, która po prostu ustawiła konkurs o wakujące stanowisko pod konkretną osobę, ustanawiając kryteria pod jej umiejętności. Tym samym dali jej handicap nie do odrobienia dla reszty stawki. Niczym owiane złą sławą amerykańskie laboratorium BALCo, produkujące THG- przepustkę dla Marin Jones do olimpijskich sukcesów w Sydney i Tima Montgomery'ego do rekordu świata na 100 metrów.

W sporcie jest jednak o tyle lepiej, że większość afer prędzej czy później wychodzi na światło dzienne. Gros oszustów i tak dostanie za swoje, jak dobrze pójdzie, wrócą lepsi, oczyszczeni, gotowi odkupić swoje winy. Taką drogę przeszedł na przykład koszykarz Marcin Stefański. W czerwcu 2007 roku przygotowujący się do Mistrzostw Europy zawodnik, został zdyskwalifikowany na dwa lata i zamiast pojechać z reprezentacją do Hiszpanii wybrał się... na "Beton" do Ustronia, który zresztą wygrał. Stefański miał trochę szczęścia, bo karę ostatecznie skrócono do roku, więc bardzo wiele nie stracił, poza dobrą opinią, rzecz jasna. Dziś jest naprawdę solidnym graczem, ocierającym się o reprezentację Polski. Jeszcze bardziej wymowny jest przykład Justyny Kowalczyk (tak, tej Kowalczyk), zawieszonej w 2005 roku na sześć miesięcy. Ona jedna nie owijała w bawełnę, i stwierdziła wprost, że sama jest sobie winna, bo zamiast skonsultować się z kimś poważnym, wzięła to, co przepisali jej "zwykli" lekarze. Swoją cenę za głupotę zapłaciła, ale po karencji wróciła mądrzejsza, wzmocniona tym, co nie zdołało jej zabić, zupełnie jak w tym powiedzeniu.

A propos wzmocnień. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że dzisiaj każdy jeden sportowiec ze światowej czołówki, niezależnie od tego, jaką dyscyplinę sportu uprawia, nie byłby tam, gdzie jest bez odpowiednich wspomagaczy. Nie, nie chodzi wcale o to, że każdy żywi się koksem, ale różnego rodzaju odżywki, witaminy i stymulanty są na porządku dziennym. Taki Michael Phelps, który oczywiście w każdy trening wkłada (a raczej wkładał) tytaniczną pracę, nie dałby sobie rady bez odpowiednich, a co najlepsze w pełni legalnych suplementów diety (nie mylić z jointami, po które też sięga). Komuś może nie mieścić się to w głowie, ale tak właśnie działa cały ten mechanizm. Sportowcy żywią się wszystkimi możliwymi odżywkami, często z pogranicza dopingu, ale bez tego, gdyby chcieli być od początku do końca fair, po prostu zostaliby w tyle, utkwiliby w peletonie niepotrafiącym dogonić czołówki. Mając do wyboru wóz albo przewóz, najczęściej wybierają to pierwsze. A że czasem ktoś zboczy z drogi... no cóż, to już jego problem. Wyłącznie.

Ostatnio, od czasu do czasu, pojawiają się opinie sugerujące całkowite zalegalizowanie dopingu. Na pozór brzmi to niedorzecznie, ale kto wie, być może rzeczywiście jest to najrozsądniejsze wyjście z sytuacji. Skoro i tak oszukuje się na potęgę, to pełna legalizacja tylko wyrównałaby szanse. Sęk w tym, że sport w takim ujęciu stałby się groteskowym teatrem absurdu, wartym mniej więcej tyle, co banknot ze Świerczewskim. Dlatego w zasadzie nie ma innego wyjścia - trzeba karać, najsurowiej jak się da. Tylko niech przykład, tak dla odmiany, idzie z dołu. Zaczynając od Mariusz Michałka, na wielkich tuzach kończąc.

Komentarze: (7)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Miro ta mynda skorumpowano.....

w ramach rzetelności dziennikarskiej zapomniałeś dodać, ze decyzja nie jest uprawomocniona... poza tym, jest procedura odwoławcza

A co myślicie ze sport który widzicie w TV jest czysty ?
Cały sport wyczynowy to jedna sciema.

Nagonka na najlepszego w Polsce zawodnika uruchomiona, tego wprost nie da się czytać.

a to ma się go klepać po plecach i przybijać piątki? poza tym, weź daj spokój z tą nagonką. to niedorzeczne. aha, no i ta "najlepszość" została mocno zakwestionowana.

panie BeKa daruj pan...

A Gumisie piły sok z gumijagód.

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama