450 km, w ciągu trzynastu dni, przez polskie Karpaty- Pomysł przejścia polskich Karpat zimą na nartach rodził się długo, natomiast decyzja zapadła szybko i spontanicznie - opowiada Wisław Legierski, jeden z uczestników wyprawy, który na co dzień znany jest z propagowania kolarstwa górskiego. Przyznaje, że narty zimą są dla niego formą odpoczynku od ciężkiego sezonu rowerowego oraz formą przygotowania kondycyjnego przed kolejnym sezonem. Wyprawa rozpoczęła się 19 stycznia w Bieszczadach, a zakończyła się 9 marca w Korbielowie. Początkowo Matuszny i Legierski chcieli pokonać całą trasę wierzchołkami gór, blisko granicy polsko-słowackiej, ze wschodu na zachód po kolei, zgodnie z biegiem pasm górskich. Zmienne warunki pogodowe (zwłaszcza mało śniegu) oraz skomplikowana logistyka wpłynęły na zmianę kolejności pokonywania wybranych odcinków. W dniach 19-21 stycznia przeszli bieszczadzkie połoniny, 9 lutego odcinek Pilsko-Istebna, 15-16 lutego cały Beskid Sądecki, 23-24 lutego Gorce i Podhale, 28 lutego odcinek Cisna-Komańcza w Bieszczadach, 1- 3 marca rozległy Beskid Niski a na zakończenie 9 marca odcinek Zubrzyca Górna-Korbielów. Narciarze pokonali łącznie ponad 18 tys. metrów przewyższeń. - Najdłuższe i najtrudniejsze etapy - około 45 km dziennie - prowadziły przez urokliwy, ale dziki i niedostępny Beskid Niski, którego najwyższy szczyt Lackowa liczy tylko 997 m n.p.m. W Bieszczadach towarzyszyła nam bardzo zła widoczność, huraganowy wiatr i przez to kłopotliwa orientacja w terenie. Beskid Sądecki przemknęliśmy szybko, podobnie całe Gorce i Podhale. Słoneczna pogoda pojawiła się tylko na Orawie oraz w dniu pokonywania Chryszczatej w Bieszczadach. Pozostałe dni, jak większość tej zimy, niestety była pochmurna - opowiada Legierski, który dodaje, że nie licząc kilku wywrotek na trudnych zjazdach oraz drobnego odmrożenia i pokrzywionych kijów obyło się na szczęście bez poważniejszych wypadków i kontuzji. - Nie raz trzeba było przeskakiwać przez potoki - z różnym skutkiem (śmiech) - lub kluczyć w gęstym lesie natrafiając przy okazji na świeże ślady przebudzonego niedźwiedzia lub watah wilków (zwłaszcza w Beskidzie Niskim i Bieszczadach) - mówi Legierski. Narciarze poruszali się na nartach śladowych typu back country, które charakteryzują się znacznie większą szerokością niż zwykłe biegówki (5-7 cm), ochronną stalową krawędzią, łuską oraz wzmacnianymi wiązaniami biegowymi (ruchoma pięta) w solidnych wysokich butach z bieżnikiem ułatwiającym chodzenia w trudnym terenie. Dodatkowo, na bardzo stromych odcinkach, używali szerokie samoprzylepne paski tzw fok zapobiegające cofaniu się nart. W przyszłym sezonie Matuszny i Legierski planują przejście kolejnych pasm górskich.
|
reklama
|
gratuluję i podziwiam :)
No, można żyć ciekawie:) wystarczy ruszyć "d"
Wielki szacunek i gratulacje!
Gratulację! Jestem przekonany, że to będą niezapomniane chwile. Sam kiedyś wędrowałem GSB z Wołosatego do Ustronia (ale latem). Do dzisiaj często wspominam dni wędrówki. Wspaniałe przeżycie!
Brawo! Wiesiu!
Dodaj komentarz