, wtorek 19 marca 2024
Magnolia VIII –  Podróż.
Podróż. Horyzont Kosmologiczny. Święty Walenty i inne prowokacje. fot: Dariusz Bożek



Dodaj do Facebook

Magnolia VIII – Podróż.

Dariusz Bożek
Magnolia VIII ®

I - Magnolia.
II – Raport.
III – Living camera.
IV – Zegarmistrz światła.
V - Ucieczka Balcerka. Inni.
VI – Oblężenie.
VII- Głód spraw istotnych.
VIII – Podróż.
IX – Horyzont kosmologiczny.
X – Finał.

Podróż. Horyzont Kosmologiczny. Święty Walenty i inne prowokacje. :)

Mogła przemieścić się na kraniec znanego nam kosmosu niemalże natychmiast, lecz postanowiła urozmaicić sobie podróż zwiedzaniem jego najpiękniejszych atrakcji.

Przed opuszczeniem układu słonecznego, niespodziewanie, w okolicach Saturna, za jednym z jego pierścieni, zobaczyła skulonego do granic możliwości świętego.

- O Święty Walenty !!! – ucieszyła się na jego widok Magnolia, choć widok katolickiego Świętego w kosmosie powinien ją nieco bardziej zadziwić, niż ucieszyć. Jak widać rozrzedzona do granic możliwości materia - zwana próżnią - jakoś źle wpływała na jakość jej myślenia.

Święty w pierwszym odruchu skulił się jeszcze bardziej na jej widok, lecz po chwili wyjrzał spod kaptura i zapytał.

- A ktoś Ty? -

- Jestem Magnolia, kwantowy program komputerowy stworzony do rzeczy rozmaitych – powiedziała dygając grzecznie i okazując należyty szacunek starszemu.

Walenty przyjrzał się jej uważnie.

- Co tutaj robisz? - zapytał.

- Podróżuję na kraniec wszechświata - powiedziała – A Ty, o Święty?

- A ja się chowam – odparł patron zakochanych.

- A przed kim się chowasz o Święty Walenty? - zapytała życzliwie, aczkolwiek z odrobinką zaskoczenia.

- A przed ludźmi się chowam - powiedział ze smutkiem i cieniem rezygnacji w głosie.

- Jak to? - zapytała Magnolia.

- A tak to, że byłem sobie ja statecznym patronem wąskiej grupy epileptyków i podagryków… no, czasem wzywano mnie również do stanów nerwowych i omdleń, dopóki jakiś idiota, dureń skończony z Ameryki, nie wpadł na pomysł, żeby mi do tej grupy dołączyć zakochanych.

Tu Święty Walenty rozejrzał się z niepokojem dookoła, jakby się spodziewał, że jacyś zakochani mogą go jeszcze dopaść w odległości półtora miliarda kilometrów od ziemi.

- I nagle z wąskiej grupy kilku milionów nerwicowców zrobiło się prawie 3,5 miliarda popadłych w miłosny amok petentów; od tego momentu otaczają mnie ich nieustanne prośby o interwencję, zawołania, roszczenia, orgazmiczne uniesienia i masywne rozczarowania, jęki i zawodzenia; no i oczywiście pretensje o to, że ktoś się w kimś zakochał.

- Jakbym jakimś je...m kupidynem był – zakończył niespodziewanie ostro.

Po chwili zreflektował się w związku z rynsztokowym językiem, którego użył.

- Przepraszam, ta kosmiczna próżnia i samotność źle wpływa na moją świętość -

Magnolia zafrasowała się nad skomplikowaną sytuacją Walentego, lecz po chwili spróbowała znaleźć jakieś słowa pocieszenia.

- Może o Święty Walenty sytuacja nie jest taka beznadziejna; mógłbyś być przecież patronem prawników, jak Święty Iwo z Bretanii. -

Walenty zaoponował.

- Święty Iwo jest również patronem ludzi biednych, wdów i sierot, co znacząco zmienia jego sytuacje i łagodzi cierpienie.

-No tak – przyznała mu częściowo rację Magnolia, po czym zmieniła temat.

- O Święty Walenty mam pytanie -

- Słucham -

- Szukam Pana Boga -

Popatrzył na nią z lekko zblazowaną miną i zapytał.

- Boga? -

- Tak, Pana Boga -

Zapatrzył się gdzieś wewnątrz siebie, aż mu się gałki w lekkiego zeza ułożyły.

- Tego miłosiernego? -

- Tak -

- I sprawiedliwego?

- Dokładnie -

- Co za dobro nagradza a za zło karze?

- Właśnie tego o Święty Walenty - powiedziała Magnolia nieco szczęśliwa, że jest blisko ostatecznego rozwiązania.

- Tego, co ganiał naród wybrany po pustyni? -

- Nie inaczej, ale.. o Święty… -

- Tego co zamienił wodę w wino? -

- Tak – odpowiedziała z odrobiną rezygnacji w głosie.

- Stworzyciela nieba i ziemi? -

- Tak Walenty, Stworzyciela nieba i ziemi... a długo będziesz jeszcze wyliczał jego przymioty? -

- Nie ma -

- Czego nie ma? -

- Takiego Boga -

- Jak to nie ma?!!! - zapytała zdziwiona

- No... są wszyscy inni, ale Jego nie ma -

- Jacy inni ???!!! -

- No cała reszta mniejszych i nieco mniej ważnych, rozpiętych w formacie 2D na horyzoncie kosmologicznym -

Magnolia lekko zaniepokoiła się o stan psychiczny Walentego. Długotrwałe przebywanie w izolacji i ukrywanie się przed ludźmi, musiało jak widać spowodować jakieś zawirowania w psychice świętego.

- A w niebie... o Święty Walenty, patronie zakochanych…, przepraszam...znaczy się patronie ludzi nerwowych? Może tam jest? - zapytała z nadzieją w głosie.

- Nie ma Go tam – odpowiedział - byłem i nie spotkałem. Podobno widział go Święty Paweł, lecz od tego czasu cała Trójka zniknęła. Mają wrócić, ale jeden Bóg to wie, kiedy i gdzie. -

Widząc zdziwioną minę Magnolii powiedział:

- No tak się mówi, że jeden Bóg wie -

A po chwili dodał.

- Ale nie wiadomo, który konkretnie Bóg ma wiedzieć, panuje w tej kwestii pewne zamieszanie.

Magnolia zafrasowała się sytuacją. Albo Walenty ulegając deprywacji sensorycznej bredził głupoty, albo rzeczywiście sytuacja jej poszukiwań zaczynała się komplikować.

Gdy zbierała się do dalszej podróży przywołał ją z przerażeniem w oczach.

- Bądź tu gdzieś w pobliżu 14-go lutego - powiedział – i ratuj mnie. -

Magnolia popędziła dalej i tak sobie myślała na ten temat:

- Po co tak komplikować sytuacje z tym ogromem obłąkanej miłości; nie wystarczyłby sam popęd? -

W okolicach gwiazdozbioru Alpha Centauri przyszła jej do głowy niecodzienna myśl. Otóż być może uda się Pana Boga wywabić z kręgu tajemnicy, dokonując drobnych w swej istocie prowokacji. Może poprzez niecodzienne i z deka bezczelne zachowania, wykreowane przez Magnolię w kosmosie, uda się Go sprowokować do jakiejś reakcji, potwierdzającej Jego istnienie i twórczość.

Postanowiła więc zasadzić się na Stwórce, składając ofiarę całopalną z baranka. Z oczywistych powodów braku żywego zwierzęcia, stworzyła doskonałą kopię baranka biblijnego, pokropiła go wodą święconą, skroploną z okolicznej mgławicy i wytargała za uszy celem wydobycia beczenia.

Zaczajona za lokalną czarną dziurą czekała na reakcje. Czekała, czekała i tak się zaczekała, że się zapatrzyła w przelatujące meteory, a gdy powróciła wzrokiem do baranka, tenże zniknął.

- Czy baran zniknął za sprawą Stwórcy? - zapytała sama siebie i pomyślała, że być może to jest jakiś pośredni dowód na istnienie Boga, lecz już oczyma wyobraźni widziała posępne oblicze Balcerka i jego mnożące się wątpliwości.

- Równie dobrze jagnię mogło zostać porwane przez smoka lub pospolitą strzygę – prawie że usłyszała w nieskończonym kosmosie jego wyjaśnienia –

- A dlaczego smoka lub pospolitą strzygę? -

- Do momentu w którym uda Ci się udowodnić Jego istnienie, smok lub strzyga są bytami równie prawdopodobnym co Stwórca. -

- No i dyskutuj tu z Januszem Grażyną? - podsumowała bez rezygnacji i kończąc dialog z wyimaginowanym psychologiem, pognała z niewyobrażalną prędkością w stronę horyzontu kosmologicznego, czyli krańca wszechświata nawiasem mówiąc.

Pęd umilała sobie rozważaniami nad rozległością natury.

- I po co komu taki ogromny wszechświat – pomyślała.

Mijając Obłok Magellana wpadła na kolejny pomysł. Stągwie zrodzone z kosmicznego tytanu wypełniła wodą i wystawiła bezczelnie na widok okolicznych mgławic, po czym zamieniła wodę w wino. No może nie za bardzo jej wyszedł ten twórczy akt, ponieważ obecność tychże okolicznych mgławic zakłóciła cały proces i po drodze woda zamiast w wino, przekształciła się w piwo i to bezalkoholowe, bo okoliczna czarna dziura - siłą swej grawitacji - wyssała z niego procenty.

Nic się oczywiście nie wydarzyło. Więc kontynuowała prowokacyjnie w drugą stronę. I tak się zdziwiło piwo bezalkoholowe, że nie zostało wypite, tylko z powrotem zamieniło się w wodę. I tak wielokrotnie: woda-piwo; piwo-woda; woda-piwo; piwo-wino, bo się w końcu udało skopiować oryginalny cud, a to tylko dlatego, że w okolicy wybuchła lokalna supernowa. Stągwie, które wybuch obdarzył krótkotrwałą świadomością, same zaangażowały się w proces przemiany, mając dosyć bycia wypełnianymi przez bezalkoholowego browara.

Gdy zatrzymała przemiany, odpowiedzią była kosmiczna, doskonała cisza i żadnej - najdrobniejszej nawet - obecności Stwórcy.

Pomknęła dalej nie rezygnując z prowokacyjnych zachowań.

- Spalę na stosie jakiegoś świętego – pomyślała i wykorzystując rozbłysk supernowej pożyczyła olbrzymią ilość gorącego pyłu, formując z niego gigantycznych rozmiarów stos.

- Może papieża? - na samą niespodziewaną myśl procesory rozgrzały się do czerwoności, tak że wentylatory nie dawały rady z chłodzeniem. Wyguglowała 71 papieży, którzy byli równocześnie świętymi. Musiała więc zastosować jakąś metodę selekcji, celem wybrania tego jednego jedynego do spalenia. Metodą była wyliczanka, którą kiedyś znalazła w głowie jednego z Balcerków.

„Nie będziemy długo liczyć
tylko Ty go będziesz miał,
jak nie Ty, no to Ty;
ale Ty go mieć nie chciałeś
więc Ty go dostałeś.”

Mówiąc w rytmie wyliczanki, pokazywała palcem na kwantowe wizerunki świętych papieskich głów kościoła katolickiego, rozmieszczonych w galerii z Mgławicą Magellana w tle.

I wyszedł...jeden...

JAN PAWEŁ DRUGI !

- No nie…. - żachnęła się Magnolia na uzyskany wynik – nie mogę przecież spalić Karola na stosie, nawet kwantowym; wrócę kiedyś do Cieszyna i razem z Balcerkiem będziemy musieli tam dalej żyć.

Postanowiła powtórzyć.

Nie będziemy długo liczyć… i znowu… = JAN PAWEŁ DRUGI !!

- Znowu? - tym razem była nieco zrezygnowana uporczywością wyniku lecz odzyskała ducha przy tradycyjnym bojowym powiedzeniu o charakterze motywacyjnym.

- Do trzech razy sztuka -

...więc Ty go dostałeś…!!!

JAN PAWEŁ DRUGI!!!

- No trudno – poddała się Magnolia i na stosie umieściła dokładną kwantową replikę Świętego JPII .
Ten po chwili ożył, otworzył oczy, rozejrzał się i w końcu spojrzał na Magnolię mówiąc powoli:

„ -Ja Panu Bogu dziękuję codziennie, że jest w Polsce takie radio, że się nazywa Radio Maryja. „

- No nie Karol – pomyślała - za taki cytat to żaden Pan Bóg nie będzie Cię ratował. Nie zwróci uwagę na najbardziej nawet wyszukane Twoje cierpienie i się nam tu nie objawi.

Postanowiła przeszukać internet w poszukiwaniu nieco bardziej adekwatnych do sytuacji wypowiedzi.

Pstryknęła palcem. Stos błyskawicznie zapłonął i objął płomieniami polskiego papieża. Tenże bez cienia reakcji patrzył na Magnolię swoim refleksyjnym spojrzeniem.

- Chyba zrobiłam coś bardzo złego – pomyślała przelotnie, będąc w sytuacji nie do odwrócenia.

W kosmicznej próżni niespodziewanie uniósł się zapach kadzidła i przypalonych wadowickich kremówek.

- Oj będę kiedyś tego żałowała – powiedziała na głos.

Rozejrzała się dookoła w nadziei na jakąkolwiek reakcję Stwórcy, lecz ten niezmiennie pozostawał w ukryciu.

W pewnym momencie Karol zaczynał rozpływać się i zanim zniknął, pochylił się w stronę Magnolii i powiedział.

- Nie lękaj się -

Zawiedziona brakiem reakcji na bezczelne prowokacje pomknęła dalej.

c.d.n.

Komentarze: (0)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama