Misja "Kamerun" wypełniona!W pracy z dziećmi pomagali lokalni animatorzy. Każdego dnia do centrum przychodziło ok. 200 dzieci. Warsztaty odbywały się w nowo powstałym Centrum Młodzieżowym. Podczas warsztatów dzieci rozwijały swoje zdolności, uczyły się nowych i pożytecznych rzeczy, kształtowały w sobie postawę koleżeństwa, umiejętność pracy w grupie a przy tym doskonale się bawiły. Tym razem zajęcia nie odbywały się z miejscowej szkole, a w nowo powstałym Centrum Młodzieżowym, które wyrosło dzięki staraniom sióstr salezjanek, które tam pracują. I nie na darmo nosi ono nazwę "Centrum Maryi Wspomożycielki". Każdego dnia do centrum przychodziło ok. 200 dzieci, które miały udostępnione piękne boisko, wyposażone klasy, w których odbywały się warsztaty. Podczas warsztatów każde dziecko miało swoje krzesło i pracowało przy ładnym stoliku, co w Kamerunie nie zdarza się często, prawie w ogóle. Centrum jest również wyposażone w sprzęt sportowy (piłki, skakanki, rakietki tenisowe) oraz w gry planszowe i karciane. Spora część tych sprzętów została zakupiona z pieniędzy polskich ofiarodawców. W pracy z dziećmi pomagali nam lokalni, młodzi animatorzy - wolontariusze, bez których byłoby nam ciężko cokolwiek zrobić. Niektórzy z nich współpracowali już z nami dwa lata temu, dlatego tym razem było nam łatwiej znaleźć wspólny język, mniej było barier, oporów, ponieważ myśmy znali ich, a oni nas. W Kamerunie powoli widać postęp techniczny, cywilizacja wielkimi krokami wkrada się w afrykański świat, mieszkańcy mają coraz większy dostęp do telefonów komórkowych, komputera, Internetu, na sklepowych pólkach pojawiają się nowe produkty. Jedynym problemem pozostają... pieniądze. Bo co im z tego, że towary są, skoro nie mają pieniędzy na to, aby z nich skorzystać. Nie każdego też stać na to, aby jego dzieci mogły się uczyć, ponieważ w dalszym ciągu edukacja tam jest odpłatna. Dzieci chodzą do szkoły tylko wtedy, kiedy rodzice mają pieniądze. Zdarza się tak, że tylko przez rok, pół czy nawet miesiąc dziecko może chodzić do szkoły. Dlatego w tym roku postanowiliśmy rozpocząć prowadzenie "Adopcji na odległość", aby ludzie o dobrym sercu mogli wspomagać edukację dzieci w Kamerunie. Będąc w Bafii, razem z tamtejszymi siostrami, wyszukiwaliśmy dzieci, które mają szczególnie trudną sytuację rodzinną, materialną. Gołym okiem można było dostrzec szereg zmian w miasteczku po tych dwóch latach jakie minęły od naszej poprzedniej misji, co niezmiernie uradowało nasze serca. Dużo szczęścia i radości dała nam też możliwość pracy z dziećmi, z młodzieżą oraz pomoc tamtejszym siostrom salezjankom, wśród których pracuje zaprzyjaźniona s. Joanna Wala z Jastrzębia. Jeśli ktoś chciałby wesprzeć edukację dzieci, pracę tamtejszych sióstr salezjanek bardzo prosimy o kontakt: s. Halina Koćwin, tel. 662 626 786, kocwinekh@op.pl, Karina Czyż, tel. 502 244 896, karina.istebna@gmail.com.
|
reklama
|
dzieło godne uwagi i rozwagi, adopcja na odległość nas niewiele kosztuje, a tam niesie niesamowitą pomoc...
Jestem pod ogromnym wrażeniem! Brawo Karino!
Co się dzieje z małymi dziećmi za drzwiami salezjańskich organizacji wiedzą ci co mieli z nimi do czynienia. Pozostaje nadzieja że w afrykańskich wioskach jest inaczej. Czym jest natomiast nadzieja to już chyba wiedzą wszyscy
"adopcja na odległość" czy "adopcja duchowa" to wspaniała sprawa - sam wspieram via niemiecką org.charyt. mnicha buddyjskiego w Nepalu
Brawo Karina! Brawo dziewczyny z Istebnej! Odważne jesteście!
Pisz - łyżka dziegciu. Nie umiesz napisać nawet poprawnie nicka, a udajesz dobrze poinformowanego.
może mu salezjanie tak tyłeczek malutki,słodziutki,niewiniutki przetrzepali że nicka napisać nie umie
Podziwiam was dziewczyny i ciesze sie ze, macie checi pomagac ja spieram was modlitwa i ciesze sie ze sa takie osoby jak wy ktore nie patrza obojetnie na innych pozdrawiam jak rowniez pozdrawiam salezjanki mam nadzieje ze na przyszły rok znowu znajda sie grupa młodych wolontariuszy ktore pojada pomagac siostra i tamtejszym dzieciakom :))
Dodaj komentarz