Jak trombity wyprzedziły komórkiStringi przeminęły, trombity pozostały Przed kilku laty nazwisko Tadusza Ruckiego odmieniała przez przypadki cała Polska. Zachęcił kobiety z Koniakowa, które przygotowywały tradycyjnie koniakowskie koronki, żeby zajęły się dodatkowo heklowaniem stringów. Mieszkanki ochoczo zabrały się do pracy, czym podpały starszym koronczarkom. O stringach usłyszała cała Polska, a nawet pół Europy, bo pod chatą Ruckiego zaczęły parkować zachodnie telewizje. Koniaków zyskał jeszcze większą popularność. Dziś mało kto o tych wydarzeniach pamięta, majtki wykonane z koronki cieszą się dużym wzięciem, a dla górala priorytetem okazały się instrumenty muzyczne. Trombitami czy rogami pasterskimi, wykonanymi przez Ruckiego, zachwycają się nawet zawodowi muzycy. Jan Bogłowski przez całe życie związany był w Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach: – Grając przez 40 lat na trąbce w orkiestrze sporo się nadąłem, jednak prawdziwą satysfakcję daje mi granie na prymitywnych instrumentach ludowych. Między trąbką, a trombitą czy rogiem pasterskim jest zasadnicza różnica. Trąbka to instrument, który powstaje przy pomocy komputera, nad jego unowocześnieniem pracuje cały sztab ludzi. Z kolei trombita to dzieło jednego człowieka – mówi muzyk, który od wiosny jest na emeryturze. Jan Bogłowski wspomina, jak kilka lat temu po raz pierwszy zetknął się z instrumentami ludowymi, które powstają pod Ochodzitą. – Jak się poznaliśmy z Tadkiem, wydawały jeden, góra dwa dźwięki. Teraz ich gama jest dużo szersza. Ostatnio zagraliśmy razem na trzy rogi pasterskie. Wyszło wspaniale, myślałem, że taka harmonia jest możliwa tylko w orkiestrze symfonicznej – mówi zachwycony Bogłowski. W dokumentach od XVIII wieku W internecie jest niewiele wiadomości na temat trombity. Wikipedia podaje jedynie, że jest to „huculski, ludowy instrument dęty w kształcie prostej rury, sięgającej do czterech metrów długości, używany jako pasterska trąba, wydający głęboki, niski dźwięk. Nazwa została zaczerpnięta prawdopodobnie z języka rumuńskiego. W Polsce odmiany trombit można spotkać do dziś w Beskidach i na Podhalu. Zwane są one po góralsku fajerami. Eugeniusz Janota około 1860 roku skomponował dwie melodie, grywane później na podhalańskich trombitach. Największą trombitę na świecie o długości 8,35 metra stworzył Józef Chmiel z Darkowa na Zaolziu”. Z tym ostatnim nie zgadza się sam Rucki, który twierdzi, że jego trombita, wisząca u sufitu w Chacie na Szańcach, ma 11 metrów i 20 centymetrów. Rucki śmieje się, że trombity były pierwowzorem dla telefonów komórkowych. – Trombita to był pierwszy telefon komórkowy używany w górach. Do tego ulepszony, bo nie trzeba go aktywować, ani używać karty SIM. Baca wydoił owce i musiał jakoś przekazać wiadomość sąsiadowi. SMS-a mu nie mógł puścić, więc dawał znać na instrumencie. Wtedy sąsiad brał coś w zamian i jechał po mleko i ser – opowiada. Małgorzata Kiereś, etnografka, dyrektorka Muzeum Beskidzkiego w Wiśle, podczas prelekcji w szkołach także mówi, że trombita to taka beskidzka „komórka”. – Trombity na początku używano do przekazania sygnału, konkretnej wiadomości. Z czasem zaczęto wygrywać na niej proste dźwięki, a nawet melodie. Pojawiły się na naszych ziemiach wraz z Wołochami. Po raz pierwszy pojawiają się w dokumentach w XVIII wieku. Na przykład z przekazów piśmiennych wiadomo, że podczas otwarcia kościoła ewangelickiego w Wiśle zagrało aż 12 trombit. W Beskidzie Śląskim osiągają długość do 3,5 metra – opowiada Małgorzata Kiereś. Tak powstaje instrument Chcąc wykonać porządną trombitę trzeba iść głęboko w las. Tadeusz Rucki mówi, że zawsze wybiera wysokie i proste drzewo. Małgorzata Kiereś zwraca także uwagę, że powinno rosnąć w cieniu, bo wtedy ma najbardziej rozwinięte słoje, co ma wpływ na jakość instrumentu. – Starzy ludzie powiadali także, że drzewo nie powinno rosnąc w pobliżu potoku, bo wtedy trombita nie będzie grała, tylko szumiała – dodaje etnografka. Choć trombita to prymitywny instrument, od ścięcia drzewa do pierwszych dźwięków, upływa kilkanaście miesięcy. Samo suszenie trwa rok. – Drzewo trzeba podzielić na dwie części, następnie wydrążyć z niego to, co w środku. Ostatnim etapem jest sklejenie obu części żywicą, a następnie owinięcie korzeniami z drzew – uzupełnia Tadeusz Rucki. Wreszcie na koniec, równie ważny od samego instrumentu, jest ustnik. Powinien zostać wykonany z innego drzewa, niż sama trombita, na przykład z klonu albo jawora. – Ustnik to dusza instrumentu. Jak nie będzie miał duszy, to trombita nie będzie ładnie grała – nie ma wątpliwości Małgorzata Kiereś.
|
reklama
|
Stringi męskie też można zamówic ale 3 dni przedtem pan musi byc pomierzony i potem odebrac ale najwiecej kupuja panie dla swoich menów. !!
Cóż gdy padną w naszym kraju wszystkie stocznie, huty, kopalnie to mam nadzieję będziemy jeszcze produkować koronkowe stringi, 12 metrowe trombity i różowe jelenie.
p.Wojtku...? Ada
A witam wszystkich Skoczowian ,Wiślan ja myślę ,że nam wszystkiego nie wysprzedają tak sobie myślę ,siedzę nad stawami na Bajerkach i tyle mi przyszło do głowy Paweł
Dodaj komentarz