, środa 24 kwietnia 2024
Gęsia skórka? A co to takiego!?
Choroby omijają morsy. Nam grypa czy angina niestraszne! — przekonują ludzie, którzy kąpią się w Brennej-Leśnicy. fot. Wojciech Trzcionka 



Dodaj do Facebook

Gęsia skórka? A co to takiego!?

WOJCIECH TRZCIONKA
Zimowe kąpiele można pokochać. Trzeba się tylko przemóc i spróbować - przekonują morsy.
— Najtrudniej jest się rozebrać na zimnie. Samo wejście do lodowatej wody nie jest już takie straszne. Oczywiście pod warunkiem, że ma się odpowiednie nastawienie psychiczne. Przede wszystkim nie można się bać! — mówi Eugenia Herman, emerytka, która pośród śniegu i lodu kąpie się już od przeszło dwudziestu lat.

Wystarczy jeden telefon
Amatorzy kąpieli w zimnej wodzie są w swoim żywiole, gdy panuje tęgi mróz i napada dużo śniegu. Tarzanie się w nim, bieganie na golasa, to najlepsza rozgrzewka przed kąpielą. — Wszystko dzieje się w głowie. Jeżeli nie przygotujemy się mentalnie, to nie mamy nawet co się rozbierać. Dopiero potem rozgrzewka, gimnastyka i chlup do wody — instruuje mnie Andrzej Jarek, mors z Jastrzębia-Zdroju.

Spotykamy się na brzegu potoku Leśnica w Brennej, tuż przy karczmie "Pod Przyłazem". To miejsce to nieoficjalna baza śląskich morsów. Spotykają się tu co niedziela, przez całą zimę. Pod warunkiem, że mrozi. — Jak termometr wskazuje dodatnią temperaturę to nie ma co się kąpać. Wchodzi się z ciepłego do zimnej wody i jest nieprzyjemnie. A jak jest mróz, to wtedy po wejściu do wody robi się cieplutko — przekonuje pan Andrzej, a mnie skóra cierpnie już od samego słuchania.

Witold Kuś, emerytowany pracownik górnictwa, pierwszą zimową kąpiel zaliczył w 1972 roku. Był wtedy w wojsku nad morzem. — Coś nam strzeliło do głowy, chyba młodzieńcza fantazja i urządziliśmy sobie nielegalne kąpielisko na plaży w jednostce. Kąpaliśmy się całą zimę. Gdyby nas przyłapali, dostalibyśmy tydzień aresztu — wspomina stare dzieje. Miłość do zimnej wody została mu do dzisiaj. — To weszło w krew — mówi. Kąpie się zazwyczaj ze znajomymi z Jastrzębia Zdroju, gdzie tworzą nieformalną grupę morsów. — Zwołujemy się na telefon, wsiadamy do auta i jedziemy do Brennej. Nie potrzebujemy żadnego oficjalnego klubu — przekonuje mors.

Z kuligu do wody
Gdy Kuś opowiada mi na brzegu Leśnicy o swojej miłości do kąpieli z dreszczykiem, jego koleżanki z Jastrzębia już wbiegają do wody. Lucyna Jankowicz jest morsem od pięciu lat. — Przyjechałam do Brennej na kulig, a zostałam morsem. Strasznie się zaraziłam — mówi mieszkanka Jastrzębia Zdroju.

Eugenia Herman pierwszą lodowatą kąpiel zaliczyła przed 21 laty. — Byłam zimą nad morzem ze znajomymi i pewnego dnia na plaży natrafiliśmy na kąpiących się morsów. Jeden zrobił nam prelekcję, jakie to przyjemne i zdrowe. Ja akurat miałam katar, więc pomyślałam: „raz się żyje!". Namówiłam dwie koleżanki i weszłyśmy do tej lodowatej wody. Poczułam, jakbym miała większe płuca. Na drugi dzień nos był suchy, po katarze! — opowiada 63-latka. Dzięki zimnym kąpielom wyleczyła też reumatyzm — przeszedł już po roku!

Prysznic też lodowaty
— Choroby omijają morsy, to prawda. Nam grypa czy angina niestraszne! Jesteśmy zahartowani i uodpornieni lepiej niż osoby, które szczepią się przeciwko różnym choróbskom. Mój szwagier w zeszłym roku zaszczepił się przeciwko grypie i o mało co nie zszedł. Wolę się kąpać — przekonuje Jan Holeksa. 53-latek jest prezesem Regionalnego Klubu Morsów Śląska Cieszyńskiego i właścicielem karczmy „Pod Przyłazem", gdzie w niedziele na lodowate kąpiele zjeżdżają morsy z Cieszyna, Ustronia, Skoczowa, Wodzisławia Śląskiego i Jastrzębia Zdroju.

Sam morsem jest od ponad 10 lat. — Robiłem dwudziestodniową kurację oczyszczającą organizm, której elementem była kąpiel w strumieniu. Dzisiaj nawet jak biorę prysznic to na koniec chlapię się lodowatą wodą — opowiada.

Róż to oznaka zdrowia
Anatol Jasionowicz właśnie wyszedł z wody. Jest cały różowy. Tak wygląda każdy mors po kąpieli. — Ten kolor to oznaka, że mamy znakomite krążenie — przekonuje dumnie prężąc klatę. Lata przepracował w kopalni Moszczenica (dzisiaj Jas-Mos). Gdy przed siedmioma laty odszedł z górnictwa postanowił pójść na zupełny luz. Wiosną, latem i jesienią jest wędkarzem, a w zimie schodzi do wody zamieniając się w morsa. — To świetny sposób na życie! — uważa 49-latek. Latem kąpie się dla relaksu, a zimą dla zdrowia. — Od kiedy zostałem morsem, nawet kataru nie mam — zapewnia były górnik.

Kiedyś przyszło mu kąpać się przy 22-stopniowym mrozie. — Czysta przyjemność — wspomina. — Jak wszedłem do wody to tak mi się cieplutko zrobiło...

— 10 czy 20 stopni poniżej zera - wszystko jedno. Mróz to mróz. Ważne żeby był. Inaczej kąpiel nie jest miła — dodaje Witold Kuś.

Zdaniem Holeksy, bycie morsem to nie tylko świetny sposób na życie i bycie zdrowym. To również sposób terapii. — Morsami zostaje wielu alkoholików. Mają co robić i przestają zaglądać do kieliszka — tłumaczy prezes Regionalnego Klubu Morsów Śląska Cieszyńskiego.
Komentarze: (3)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

lepiej się Pan zainteresuj kto będzie nowym starostą,bo jeżeli to będzie ten pan o którym
mowa poprzednio to na ten płyn,którego on używa
to czsem nawet bardzo zimna woda nie pomaga.

Francek już kucko ,bo mówi ,ze woda tym razym była za ciepło.

popieram i pozdrawiam ze samiuśkiego wrocławia

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama