Polska szychta w czeskim dole— To nie eldorado, że zarabia się nie wiadomo ile. Ale godziwie z tych pieniędzy można żyć — przyznaje Sławomir Kasprzak, 37-latek z Katowic. — Górnicy dostają miesięcznie od 3,5 do 4 tys. zł. Opłacamy im też mieszkania i jeden posiłek dziennie. Ale dojechać muszą już na koszt własny — wyjaśnia Ryszard Szajthauer, wiceprezes firmy Alpex, która zatrudnia w Czechach 1500 górników. *** Jak przy każdym dole (tak po czesku nazywa się kopalnia), tak i w "polskim hotelu" prężnie działa gospoda. „Barbórka" to wielka sala z kilkudziesięcioma stolikami, wielkim telewizorem w rogu, stołem bilardowym i automatem na piłkarzyki za drewnianym parawanem. Czynna jest prawie na okrągło. Gdy w kopalni kończy się szychta stoliki szybko się zapełniają. Nagle robi się gwarno i szaro od papierosowego dymu. Barmanka Jana Stracankova, choć pracuje tu dopiero od pół roku, tak dobrze zna już polskich górników, że dokładnie wie, kto pije jakie piwo i ile kufli wychyla. — Gdy widzę górnika w drzwiach zaraz zaczynam lać jego ulubione piwo. Mam fotograficzną pamięć — mówi szeroko się uśmiechając. Do wyboru są Złoty Bażant, Radegast i Starobrno. Ceny? 15, 16 lub 20 koron za kufel. Tanio. Przy stolikach dyskutuje się o robocie, polityce, czasami ktoś karty przyniesie albo na gitarze zagra. Mimo, że piwo leje się strumieniami, awantury rzadko się zdarzają. — Chlapcy z Polska są perfektni — przekonuje ni to po czesku, ni po naszemu barmanka Jana. *** Dosiadamy się do jednego ze stolików. Zamawiamy po piwie. Długo gadamy. Górnicy nie chcą podawać nazwisk. — Tu już różni dziennikarze przyjeżdżali, a potem bzdury wypisywali — tłumaczy jeden z najstarszych "hawirzy" przy stoliku. Nie wolelibyście pracować w Polsce? — Przyjechaliśmy tutaj, gdy u nas likwidowano kopalnię po kopalni i nie było roboty. Początkowo to była obczyzna, ale teraz już nam tu dobrze. Warunki takie jak w polskich kopalniach, płace trochę lepsze. A przepisy i bezpieczeństwo na wysokim poziomie. Tylko rodzinę żal zostawiać... Ale do emerytury jakoś dotrwamy — mówi górnik X. — Tutaj jesteśmy szanowani i docenieni. Uważa się nas za fachowców. Czesi byliby w tyle z fedrunkiem, gdyby nie my — tłumaczy górnik Y. Na dowód pokazuje ostatni numer branżowego „Hornika". Na pierwszej stronie gazety duże grupowe zdjęcie polskich górników, a pod nim informacja o historycznym wyniku wydobycia w kopalni Darków. — To dzięki nam — dodaje z dumą Y. Po dwóch, trzech piwach górnicy rozchodzą się „na pokoje". — Większości z nas nie w głowie pijackie imprezy, jak w nocy trzeba wstać i iść na grubę. A dwa piwka to chyba nie grzech. Po szychcie trzeba uzupełnić niedobory płynów w odwodnionym organizmie — śmieje się X. *** Pięciopiętrowy hotel robotniczy to wielki betonowy kloc. Typowy relikt z czasów komunizmu. W środku witają nas zimny hol, szerokie korytarze i setki pokojów. Gdzieniegdzie zza drzwi dochodzi szum radia. Na każdym piętrze etażowa ma swój kamerlik i co kilka godzin wychodzi sprzątać. Jak kto chce, panie zajrzą z miotłą i ścierką również do pokojów. W każdym są dwa łóżka, ubikacja i łazienka. Może trochę ciasnawo, ale przytulnie. — Takich warunków, żeby było czysto i spokojnie, nie miałem w żadnym hotelu robotniczym w Polsce. Da się odpocząć, a to ważne, bo robota na grubie ciężka. Naprawdę — wzdycha Andrzej Chęciński, 39-latek z Katowic i włącza DVD. Jak ma ochotę to idzie na kufelek, pograć w piłkarzyki, tenisa stołowego, poogląda telewizję, ale najczęściej odpoczywa leżąc. — Po całym dniu harówy nie myśli się o wypadzie z kumplami na miasto. *** Zbliża się 17.00. Za godzinę rusza kolejna, ośmiogodzinna, szychta. Andrzej wsiądzie do swojego samochodu zaparkowanego gdzieś pod hotelem między setkami innych aut z polskimi tablicami rejestracyjnymi i ruszy w kierunku kopalni. Narobi się, wróci do hotelu, wychyli w barze dwa piwa, coś sobie upichci, prześpi się, a potem — jak zawsze po pięciu dniach pracy w Czechach i półtoragodzinnej jeździe do Katowic — znowu będzie mógł zobaczyć rodzinę. — Na ten moment zawsze czeka się z utęsknieniem.
|
reklama
|
Jakoś czechom wszystko się opłaca !!
To dość proste. U nos górnictwo było i jest wielką polityką i związkową dominatą. Poparcie NSZZ"S" działa jak dawniej wskazanie PZPR i odwrotnie. Jak sie nie przydzieli ZZ siedzib, sekretarek i medali to... sie leci i już. Karuzela stanowisk od góry do dołu. Główny likwidator KWK"M" jest "biznesmenem" a jego koledzy "szkolą" adeptów sztuki górniczej. Jeśli Ktos chce mieć z "tym" grajdołem spokój to trza to rychło sprywatyzować. Rychło tzn. na wczoraj. To jak z tzw. "służbą zdrowia" płacimy coraz więcej i co mamy... Planowy System Zachorowalności. Jak ni mosz kasy nie to ni mosz prawa chorować kiedy Ci sie chce.
własnie czechom sie opłacawycobycie a nam nie.....brawo górnicy....
To za sprawą BUZKA teraz europosła. zdrajca!!!!!!!
Dodaj komentarz