Cuda z Wyższej BramyUnikatową biżuterię 80-letni Wiktor Pieczonka wyrabia nieprzerwanie od 1942 roku! fot. Wojciech Trzcionka Kobiecy strój cieszyński wzorowany jest na mieszczańskim. Wzmianki o jego charakterystycznych szczegółach pochodzą już z przełomu XVI-XVII wieku. Dopiero wiek później biżuterię noszoną dotychczas przez szlachtę i mieszczaństwo dostosowano do tradycyjnego stroju ludności małych miasteczek i wsi. Złotnicy z Cieszyna i Jabłonkowa zaczęli specjalizować się w wyrobie ludowych ozdób. Najbardziej rozpowszechnione były spiny do damskiego kabotka i męskie guziki nazywane kneflami. Wyznacznikiem zamożności były elementy stroju kobiecego: srebrno-złote pasy składające się z klamry, kilku prostokątnych lub owalnych ogniw połączonych kilkunastoma równolegle biegnącymi łańcuszkami; napierśniki robione z czterech łańcuszków i ozdabiane filigranowymi wisiorkami oraz hoczki służące do sznurowania żywotka (gorsetu). Ozdoby robione były technikami odlewu, rytowania, wycinania, wytłaczania lub techniką filigranową, która przywędrowała z zachodniej Europy. Ażurowe ozdoby wyrabiano ze srebrnych podwójnie skręconych drucików na złotej podkładce. Do grona najznakomitszych mistrzów złotnictwa ludowego działających na przełomie XIX-XX wieku należeli Fryderyk Hass, Franciszek Horak, Augustyn Kopieczek, Emil Wotke, Antoni Wybraniec. Tuż po II wojnie światowej tradycja noszenia stroju regionalnego na co dzień zamarła, zakładano go czasami z okazji większych świąt oraz imprez regionalnych. Komplet ozdób dla popularnego do dziś zespołu Mazowsze wykonał w swej pracowni Franciszek Horak wraz z uczniami. Jeden z nich, Wiktor Pieczonka, okazał się później jednym z nielicznych kontynuatorów złotniczej tradycji swego mistrza. *** — Do tego trzeba serca — przyznaje dziś współwłaściciel warsztatu złotniczego na Wyższej Bramie. — Byłem jednym z siedmiu uczniów Horaka. Nie myślałem o pieniądzach, cieszyłem się jak mi coś ładnego wychodziło. Na praktykę wysłał go ojciec Antoni, który był zegarmistrzem i dobrze znał cieszyńskiego złotnika. Pan Wiktor po zakończeniu nauki został pracownikiem u Horaka. — Kiedy w latach 50. nie można było prywatnie kupować złota ani srebra mogliśmy robić tylko przeróbki. Było nam wtedy bardzo trudno — wspomina. — Wpadliśmy wtedy na pomysł współpracy z Cepelią, która dostawała przydział kruszcu na wyrób ozdób ludowych. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Robiliśmy nie tylko tradycyjne ozdoby, ale także zwykłą biżuterię inspirowaną motywami ludowymi. W czasach, gdy nic nie można było kupić, chętnych było wiele, czasem nawet nie starczało nam srebra z przydziału! W 1975 roku, po śmierci Horaka Wiktor Pieczonka przejął zakład przy ul. ks. Świeżego. — Czasy się zmieniły, ludzie też. Coraz rzadziej można było spotkać na ulicy strój regionalny, to i miałem coraz mniej roboty. Trzeba było się przekwalifikować. *** W 1986 roku złotnik przeniósł swój warsztat na Wyższą Bramę. Jego głównym źródłem dochodu stała się zwykła biżuteria ze szlachetnymi kamieniami, czasem ktoś przyszedł naprawić cieszyński pas, bo potrzebował go do występu. Pan Wiktor ludową sztukę wkładał dyskretnym akcentem w pospolite ozdoby, starał się aby filigranowy motyw kwiatu cieszynianki pięknie prezentował się na pierścionku, czy kolczykach. Po okresie braku zainteresowania sztuką ludową mistrz z zadowoleniem patrzy na coraz to częstsze zamówienia. — Mamy renesans! — cieszy się. — Teraz każdego roku robimy jakiś pas, dużo jest chętnych na drobne hoczki, spinki, knefle i na zmodernizowane ozdoby. Czasem hoczek staje się wisiorkiem, ale to jest stale ten sam filigranowy motyw. W cieszyńskim warsztacie złotniczym zdarzają się też nietypowe zamówienia. — Łańcuchy rektorskie naszej roboty są na Uniwersytecie Śląskim tu, w Cieszynie i w Katowicach — chwali się złotnik. — Zrobiliśmy też niejeden łańcuch dla cechów, a nawet dla Bractwa Kurkowego. Najbardziej jesteśmy dumni z łańcucha i berła rektorskiego dla prywatnej bielskiej Szkoły Wyższej im. Tyszkiewicza. Wszystko było w ażurowym filigranie. Podobno bardzo podobały się gościom z Chin — dodaje z dumą. *** Wiktor Pieczonka od kilku lat jest już na emeryturze, zdążył wyszkolić wielu uczniów w tym synów. Marcin Pieczonka przejął po ojcu warsztat i zamiłowanie do żmudnej pracy. — Widzę, że cieszy go ta robota tak samo jak mnie — mówi dumny z syna senior. — Naukę rozpoczęli u mnie obydwaj synowie i bratanek. Nigdy ich nie przymuszałem, żeby zostali w warsztacie, to była ich własna decyzja. Obecnie w warsztacie na Wyższej Bramie pracują Wiktor młodszy i Marcin Pieczonkowie oraz kilku pracowników. Senior, mimo 80 lat, przychodzi tu codziennie podłubać, bo nie może usiedzieć w domu. Cieszy się, że miał komu przekazać swoje zdolności i doświadczenie.
|
reklama
|
Niskie ukłony i dużo zdrowia!
W latach siedemdziesiątych Pan Franciszek Horak wykonał i podarował łańcuch/insygnia władzy miejskiej/ dla naczelnika miasta .Elementy łańcucha wykonane były metodą filigranu z motywami cieszyńskimi na pozłacanej podkładce.Z upoważnienia Naczelnika ,używany był on również przez Kierownika Urzędu Stanu Cywilnego przy uroczystościach ślubnych.Łańcuch jest oryginalnym dziełem sztuki jubilerskiej i symbolem władz miasta od ponad 30 lat
A kto łańcuszek zrobił Tow. Breżniewowi?
Wspaniały rzemieślnik, a jego precjoza znane są na całym świecie, podobnie jak cieszyńskie strzelby tzw.Cieszynki, rusznikarza, Pana Jerzego Wałgi...
Dużo nie brakowało aby taką kupił, ale trzeba było długo czekać w kolejce...
Wojtek, napisz o Panu Wałdze!
O wołdze też. Pisz.pisz.pisz. Aż za piszczysz .
Znaną pracownią filigranu cieszyńskiego jest zakład Pana Wawrzyka z Usronia przy ul. Drozdów. Dla zainteresowanych wyrobami do kobiecego stroju cieszyńskiego ma to o tyle znaczenie, że monopol w każdej dziedzinie jest zjawiskiem nie dobrym . Warto nadmienić ,coś na temat haftu cieszyńskiego ,kto go wykonuje i kto szyje kompletne stroje.
Dodaj komentarz