, wtorek 7 maja 2024
Tragiczne dzieje Golleschau
– Wielu ludzi nie wie, że w Goleszowie była kiedyś filia obozu w Auschwitz. Czas, żeby się dowiedzieli – mówi Paweł Stanieczek. fot. Wojciech Trzcionka 



Dodaj do Facebook

Tragiczne dzieje Golleschau

WOJCIECH TRZCIONKA
Tragiczne dzieje Golleschau

W izbie pamięci zobaczymy też malowidła, które stworzył francuski Żyd Jean Bartichand. fot. Wojciech Trzcionka

Paweł Stanieczek najlepiej z wszystkich swoich urodzin pamięta te, kiedy kończył dwanaście lat. 21 stycznia 1945 roku był ostatnim dniem likwidacji podobozu Golleschau.
Mały Pawełek stał wtedy na ulicy i patrzył jak na mrozie więźniowie ubrani w pasiaste drelichy trzęsąc się z zimna powłuczą nogami opuszczając bramy cementowni. Kto nie nadążał, zostawał i umierał na śniegu. Towarzyszący im esesmani pozostawali niewzruszeni. – Takich widoków się nie zapomina – wspomina 73-latek z Goleszowa na Śląsku Cieszyńskim.

Tamte wydarzenia tak wryły się w pamięć emerytowanego nauczyciela, że postanowił je upamiętnić i w piwnicy Gminnego Ośrodka Kultury z pomocą przyjaciół po latach utworzył izbę pamięci więźniów Golleschau, podobozu Auschwitz, oraz ścieżkę edukacyjną. Wiedzie ona po miejscowym kamieniołomie i przez cementownię, gdzie podczas wojny niewolniczo pracowali głównie żydowscy więźniowie.

***

Pierwsze podobozy KL Auschwitz powstały w związku z zapotrzebowaniem obozu głównego na produkty rolne i hodowlane. Jednak gdy wokół Auschwitz rozlokowały się liczne firmy niemieckie, które korzystały z taniego wynajmu więźniarskiej siły roboczej, okazało się, że komanda pracujące na zewnątrz obozu miałyby zbyt długą drogę do wielu z tych firm. Hitlerowcy utworzyli więc wielką sieć podobozów, których większość obsługiwała okoliczne fabryki i zakłady pracy. Większość z oświęcimskich podobozów tworzono na Śląsku, w pobliżu hut, kopalń i fabryk. Więźniowie pracowali tu m.in. przy wydobyciu węgla, produkcji broni i środków chemicznych, budowie i rozbudowie obiektów przemysłowych, na rzecz fabryk, kopalń i hut wielkich koncernów niemieckich, jak IG Farbenindustrie, Berghuette, Siemens-Schuckert, Hermann Goering-Werke, czy dla niemieckich kolei państwowych. Z początku wszystkie podobozy podlegały Auschwitz I, lecz gdy rozdzielono administracyjnie w listopadzie 1943 roku trzy główne obozy, podobozy rolno-hodowlane przypadły Birkenau, a przemysłowe – Monowitz. Ogółem podobozów rolno-hodowlanych było sześć, podobozów przemysłowych - 28, a 10 innych podobozów pełniło różne funkcje - od pracy w lesie po budowę koszar.

Podobóz Golleschau został założony w lipcu 1942 roku na terenie cementowni należącej do Ostdeutsche Baustoffwerke GmbH – Golleschauer Portland Zemment AG podległej SS. Pierwszymi więźniami byli Polacy – rzemieślnicy, murarze, cieśle, którzy mieli przygotować pomieszczenia dla Żydów mających niebawem przybyć. W dawnych halach produkcyjnych urządzili pomieszczenia mieszkalne, do których wstawili trzypiętrowe, drewniane prycze. Na wzór tych z Auschwitz.

***

Więźniowie pracowali w kamieniołomie i cementowni. Praca była mordercza. W kamieniołomie odbywała się na dwie zmiany w godzinach od 4.00 do 12.00 i od 12.00 do 20.00. Urobek kamienia po odstrzale rozbijano kilofami i ręcznie ładowano na wagoniki kolejki. W ciągu ośmiu godzin niewolniczej pracy każdy więzień musiał załadować 6 ton wapienia. Dalej transportowano go do cementowni, gdzie inni obozowicze kruszyli go i pakowali. W szczytowym okresie, w październiku 1944 roku, w podobozie trzymano 1059 więźniów, wśród nich 1008 Żydów. Byli tu lekarze, prawnicy, nauczyciele, inżynierowie, rzemieślnicy. Był nawet renomowany paryski krawiec Isaac Grinberg. Niemcy wykorzystywali jego umiejętności – przeszywał im mundury, płaszcze, szył modne ubiory dla ich rodzin. Sami więźniowie chodzili i pracowali w drelichowych pasiakach, a zimą w płaszczach bez ocieplenia.

Miejsca pracy były ściśle wydzielone, a wyjście poza strefę karano śmiercią. – Mój ojciec opowiadał mi historię, która wydarzyła się za torowiskiem prowadzącym do pakowni. Jeden z esesmanów upatrzył sobie więźnia, który mu się nie podobał i koniecznie chciał go zmusić, by wyszedł poza strefę. Najpierw wyrzucił mu za łańcuch straży czapkę i kazał po nią iść, a kiedy nieszczęśnik się opierał kopniakami wyrzucił go poza strefę i zastrzelił. Po tym wydarzeniu zebrała się specjalna komisja, dokonano oględzin miejsca i zwłok, a na koniec spisano protokół, w którym za przyczynę zgonu podano… próbę ucieczki. Takich przypadków było więcej. A esesmanów za wzorową pracę nagradzano specjalnymi urlopami – opowiada Paweł Staniczek.

***

Nieludzkie warunki życia i nieludzkie traktowanie obozowiczów doprowadzały ich na skraj rozpaczy. Więźniowie w aktach desperacji wieszali się, przekraczali strefę pracy specjalnie wystawiając się na strzał, albo rzucali się na druty wysokiego napięcia.

Ranni trafiali do izby chorych, która działała na parterze pomieszczeń, gdzie dawniej stały piece cementowe. Była fikcją. Na jej czele stał dr Henryk Rubinstein, chirurg z Krakowa, który jednak nie miał nawet podstawowego wyposażenia, więc czasami przy ratowaniu współwięźniów musiał posługiwać się kuchennym nożem. Najczęściej jednak był bezradny. Wtedy chorych wywożono do Oświęcimia. Nie było przypadku, by któryś z nich wrócił.

***

Cały teren cementowni był otoczony drutami kolczastymi, przez które płynął prąd o wysokim napięciu. Stały tez cztery wieże wartownicze, a na nich służbę pełnili esesmani. Jeżeli więc zdarzały próby ucieczek, to w kamieniołomie, gdzie na otwartym terenie dużo trudniej było upilnować więźniów.

W 1943 roku z podobozu uciekł Czech. Tułał się przez dziesięć dni po okolicy. Pomagali mu miejscowi – ubierali go, żywili, ułatwili nawet przekroczenie granicy. Zgubiła go miłość do papierosów. W jednym ze sklepów próbował kupić paczkę, ale nie miał bonów, czym wzbudził podejrzenie Niemca i chwilę potem został aresztowany. Hitlerowcy odesłali go do podobozu, gdzie po piętnastu dniach odsiadki w karcerze został powieszony w przededniu żydowskiego święta Sądny Dzień.

Tylko kilka ucieczek powiodło się. Większość kończyła się niepowodzeniami, a tych, których nie zastrzelono w trakcie pościgu, wieszano na oczach współwięźniów na szubienicy na stałe ustawionej na placu apelowym. Śmierć groziła też miejscowym za pomaganie uciekinierom.

Mieszkańcy Goleszowa - choć hitlerowcy opowiadali ludziom, że w podobozie przebywają niebezpieczni kryminaliści i dla własnego bezpieczeństwa lepiej się do nich nie zbliżać - jednak pomagali obozowiczom. Przemycali im żywność oraz ubrania i to często za wiedzą wartowników, których przekupywali wiejskimi wędzonymi boczkami, kiełbasą i jelitami. Czasami pracownicy cywilni cementowni zabierali od więźniów listy pisane do rodzin, ale nigdy nie wysyłali ich z Goleszowa, tylko jechali na pocztę do Cieszyna, aby nie wzbudzać podejrzeń.

***

Obóz zlikwidowano w dniach 18-21 stycznia 1945 roku. Ludzi ustawiono w kolumnę i kazano im maszerować do Wodzisławia. – Doskonale pamiętam tamten dzień. Droga do Skoczowa była zaśnieżona. Więźniowie ubrani w pasiaki ustawieni czwórkami szli powłóczystym krokiem. Nogi mieli owinięte szmatami. Po bokach kolumn w dziesięciometrowych odstępach esesmani z bronią gotową do strzału. Był mróz, więc wielu więźniów szło przykrytych kocami. Po drodze padali i umierali. Kto nie nadążał, zostawał. Czasami padał strzał. Cała droga przemarszu więźniów goleszowskiego podobozu aż do Wodzisławia usłana była zamarzniętymi zwłokami – wspomina emerytowany nauczyciel z Goleszowa.

Tych, którzy dotarli do Wodzisławia załadowano do otwartych wagonów towarowych i przewieziono do obozów. Losy setki z nich opisał w „Liście Schindlera” Tomas Keneally: „List przewozowy, towarzyszący dwom wagonom, dowodzi, że byli bez pożywienia przez ponad dziesięć dni, przy zamkniętych i zamarzniętych drzwiach. Zdrapywali lód ze ścian by zaspokoić pragnienie. Nie wyładowano ich w Brzezince. To były ostatnie, gorączkowe dni mordowania. Brakowało czasu, by zajmować się czymś jeszcze. Pozostawiono ich na bocznicach, przyczepiono do kolejnych lokomotyw, wieziono kilka kilometrów, znów odczepiano. Podwożono ich pod bramy obozów, komendanci odmawiali ich przyjęcia, bo więźniowie stracili już swoją wartość przemysłową, poza tym nigdzie nie było dla nich wolnego miejsca, ani przydziałów żywności. Wcześnie rano odczepiono wagony na stacji kolejowej Zwittau”.

Zamarzniętych wagonów nie udało się otworzyć, trzeba je było rozspawać. W środku leżały sterty skostniałych ciał. Tych nielicznych, którzy przeżyli przygarnął Oskar Schindler - niemiecki przemysłowiec, który zasłynął uratowaniem swoich żydowskich pracowników przed zagładą w obozach koncentracyjnych (Steven Spielberg wyreżyserował na podstawie tamtych wydarzeń słynny film).

***

Ile ludzi zginęło w podobozie Golleschau? Dokładnie nie wiadomo. Według szacunków umierało tu 15-20 osób miesięcznie. Więźniów zabijali hitlerowcy, choroby, ludzie z rozpaczy popełniali samobójstwa. Ciał nigdy nie grzebano w Goleszowie tylko przewożono do krematorium i tam unicestwiano.

Grobów nie ma, ale pozostała pamięć, a teraz dzięki niej małe muzeum upamiętniające tamte wydarzenia. Zajmuje dwie sale w domu kultury. Staraniem Goleszowa i Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau zgromadzono tu pamiątki związane z więźniami, między innymi, oryginalną pryczę obozową, a także reprodukcje kilku malowideł wykonanych przez więźnia podczas wojny na ścianie nieczynnej już miejscowej cementowni. W 2000 roku malowidła zostały zdjęte ze ściany i trafiły do zbiorów Muzeum Auschwitz-Birkenau. Autorem rysunków był francuski Żyd Jean Bartichand, który został deportowany do Auschwitz z obozu przejściowego w Drancy. Malowidła, które wykonał węglem przedstawiają niewolniczą pracę w podobozie Golleschau, w cementowni i kamieniołomie. Elementem ekspozycji jest także postać więźnia w charakterystycznym pasiaku, który ładuje kamienie na wózek. W izbie pamięci znalazły się również zdjęcia dokumentujące życie i pracę więźniów, pomoc niesioną im przez miejscową społeczność i działania ruchu oporu, a także sala wykładowa.

Izbie pamięci, w której ekspozycja cały czas będzie rozbudowywana, towarzyszy ścieżka edukacyjna. Prowadzi ona między innymi po terenie cementowni oraz kamieniołomu, gdzie pracowali więźniowie. – Wielu ludzi nie wie, że w Goleszowie była kiedyś filia obozu w Auschwitz. Czas, żeby się dowiedzieli – mówi Paweł Stanieczek.
Komentarze: (14)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Panie redaktorze proszę poprawić błąd ortograficzny jaki wystepuje w pierwszym akapicie tekstu ( pierwsze zdanie już niewytłuszczonym drukiem napisane)

Mieszkalem 30-lat w Cieszynie i nikt na ten temat nigdy nie mowil.Straszne!!!!!!!

To i redaktor jest dysgrafikiem?

Bo pisac każdy może. trochę lepiej lub trochę gorzej.

Najłatwiej się czepiać. Zdarzają się błedy każdemu i wtedy każdy powienien kulturalnie napsiać - "weś sobie popraw, byka strzeliłeś" .
Panie red. nie przejmować się, bo najłatwiej się krytykuje

Pan redaktor zapatrzył się na Kasię R-S, też dziennikarską specjalistkę od ortografii...

ależ ja nikogo nie krytykuję proszę tylko zeby sobie Pan Redaktor błąd poprawił i tyle

jasiu_stela weŹ sobie słowniczek ortograficzny

Naród nasz cieszyński niby zna swoją historię ,cieszynianki wręcza ,konkursy wiedzy robi a tak naprawdę to patriotyzm lokalny zanika bo w tym globaliżmie malo komu sie chce o przeszlosci pamiętac nie mowiąc juz o przekazywaniu potomnym ważnej wiedzy!! A takich ludzi jak Pan Paweł już coraz mniej na świecie. Trzeba dużego samozaparcia żeby robic coś wiecej niż tylko dla siebie ! Służba publiczna jest teraz bardzo niemodna a od niej zależy jaką bedziemy mieli świadomość o przeszlosci i los w pzryszłości !!

Oj belferko nie szkoda ci czasu na pisanie takich banałów ????

zasady poprawnej polszczyzny to dla ciebie banały,xxx?

Jasiu stela i xxx sformatujcie swoje mózgi, to co zrobił p. Stanieczek jest godne podziwu i wielkiego uznania

Chylę czoło przed Panem Stanieczkiem. Oto prawdziwy Polak i patriota. Niech Bóg Pana błogosławi!

Pamiętam, koniec lat 60-tych, zwiedzałem w b. cementowni cele "więźniów" - wstrzasające.

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama