Moja Piastowska Wieża BabelLato w moim mieście, gdzie już od dawna nie kursują tramwaje, spędzam z „Faraonem”, którego od lat usiłuję jako zalecaną lekturę rzeczywiście przeczytać. Ale i tego lata to mi się nie udało. Może dlatego, że na campusie spotkałem Egipcjanina, może nawet potomka Ramzesa. Ahmed przyjechał na Szkołę Letnią Kultury i Języka Polskiego. Jeśli Allach mu pozwoli, będzie przewodnikiem dla moich pobratymców. - Ile umiesz już po polsku? – pytam go prawie drukowaną polszczyzną, jednocześnie pokazując mu pojednawczo egzemplarz Koranu w moim ojczystym języku. - A ile ty umiesz po arabsku? - o mało nie przewróciła mnie jego riposta. Wycofałem się zawstydzony jakbym rozmawiał co najmniej z Avicenną. W zasadzie potrzebowałem rozmawiać z koleżanką Ahmeda rodem z Aragonii. Ibelise była święcie przekonana, że my tu w nadwiślańskim kraju mówimy po rosyjsku. Doprawdy trudno było mi uwierzyć w taką wiedzę Europejczyków na nas. Po rosyjsku to ja gadam ze studentką z Kanady i Gruzinami. Ci drudzy rozmawiają wówczas ze mną językiem swego okupanta. Pośredniczyłem raz w dialogu polsko – czeskim, gdzie znajoma po dwutygodniowym kursie czeskiego w Pradze pragnęła zaimponować Honzie. Tłumaczyłem naszemu współbiesiadnikowi z czeskiego na polski to, czego on nie był w stanie zrozumieć, kiedy się do niego mówiło po czesku. Najpiękniejszą rozmowę miałem z Japończykiem, absolwentem Szkoły Letniej. Języka Polskiego. Nawet napisaliśmy do siebie parę listów. Poróżnił nas jednak rozbieżny pogląd na haiku. No bo haiku jest integralną częścią kultury i języka japońskiego. Nie zdążę się nauczyć japońskiego, nie będę dokonywał zaboru kultury. Bardzo liczyłem na to, że hiszpańscy uczestnicy Światowych Dni Młodzieży zawołają do mnie „hola”! Ale oni tylko „hello” albo „hi”. Wolałbym już łacińskie „salve”, bo przecież większość z mężczyzn jakąś tam łacinę zna. Uczyłem się angielskiego, ale z niewielkim skutkiem. Dlatego, gdy czegoś nie rozumiem, odpowiadam wymijająco – „I love You”. Ale mój wybierający się na saksy do Anglii kolega, któremu chciałem pomóc, na moje zatroskane pytanie „Can I help You?”, rzekł zaledwie – co do mnie mówisz? Po wakacjach w moim mieście pełnym atrakcji filologicznych jadę teraz na urlop. Łowił będę egzotykę i folklor tam, dokąd uciekło to gorące lato. Ale wrócę, bo w cieniu Wieży Piastowskiej językiem domowym porozumiewać się jest najlepiej.
|
reklama
|
Zamiana Florianusa na Stacha - jestem za.
Dodaj komentarz