Beskid zaczął od porażki

Skoczowianie mogli wyrównać, ale zabrakło „zimnej krwi” pod bramką przyjezdnych. fot. Wojciech Trzcionka

Tym razem gorący doping kibiców nie pomógł drużynie ze Skoczowa. fot. Wojciech Trzcionka

Karol Michalski nie schodził z boiska w dobrym humorze. fot. Wojciech Trzcionka

Po sporych zmianach kadrowych pewne było, że ekipie skoczowskiego Beskidu nie będzie łatwo w bojach na trzecioligowym froncie. — Straciliśmy bardzo kuriozalne bramki po błędach, które nie powinny się przytrafiać na tym poziomie rozgrywek — zauważył po spotkaniu Karol Michalski, szkoleniowiec Beskidu.

Przez długie fragmenty pierwszej odsłony nic nie zapowiadało, że gospodarze mogą stracić aż dwa gole. Mecz miał wyrównany przebieg, a do podbramkowych spięć nie dochodziło zbyt często. W 36. minucie jednak błąd w ustawieniu defensywnym popełnili skoczowianie i goście cieszyli się z prowadzenia. Sześć minut później było już 2:0. Tym razem odpowiedzialnym za bramkę dla Ruchu był Joachim Mikler.

Gospodarze walczyli do końca o odrobienie strat i powiodło się to częściowo. W 51. minucie akcję w „trójkącie” Mateusz Mzyk, Robert Tkocz i Damian Zdolski wykończył ten ostatni i miejscowi uwierzyli w możliwość sięgnięcia choćby po jeden punkt. Skoczowianie mogli wyrównać, ale zabrakło „zimnej krwi” pod bramką przyjezdnych.  — Cieszy mnie, że chłopcy podjęli rękawicę w drugiej połowie i ambitnie walczyli o odrobienie strat. Zabrakło doświadczenia i wyrafinowania, ale ze względów szkoleniowych ten mecz dał nam bardzo wiele. Optymistycznie patrzymy w przyszłość, a ta potyczka jest dla nas pewną nauczką — wyjaśnił trener trzecioligowca ze Skoczowa.


Beskid Skoczów – Ruch Zdzieszowice 1:2 (0:2)
0:1 Rychlewicz (36 min.)
0:2 Wolański (42 min.)
1:2 Zdolski (51 min.)

Beskid: Mikler – Świerczyński (82. Stiller), Kościelniak, Rumiński, Kotrys – Zaremski (46. Kiełczewski), Mzyk, Maciongowski, Padło (70. Gredka) – Zdolski, Tkocz; Trener: Michalski