Pilch: Jestem z krainy napięćCzy zakręciła się panu łza w oku, gdy usłyszał pan „Ojcowski dom”? — Ja jestem w ogóle miękki człowiek. Nie jestem płaczliwy, ale skłonny do łez. Jestem z tych, co płaczą w kinie i w takich sytuacjach jak ta dzisiejsza. Jak pan odbiera przyznanie wyróżnienia? — Generalnie jestem za przyjmowaniem wyróżnień i nagród, które są mi przyznawane. Cieszę się z nich bardzo. Cieszynianka uradowała mnie, ponieważ w „chałupie” nikt nie jest prorokiem, niezwykle trudno nim być. Miło jest wziąć nagrodę ze swoich stron, ponieważ najtrudniej przekonać „swoich”. Posłużę się tu pewną opowieścią. Gdy pracowałem u Andrzeja Mleczki w Krakowie, przynosił mi swoje rysunki. Zaznaczyć należy, że mnie wówczas na świecie nie było jako pisarza, ja byłem sprzedawcą po polonistyce. Pokazywał mi te rysunki a ja się strasznie mądrzyłem na ich temat. Andrzej tak sceptycznie kiwał głową i mówił:„Najważniejsze żeby się chłopakom podobało”. To jest sedno sprawy, najważniejsze, żeby podobało się chłopakom z naszych stron, krajanom, to jest bardzo trudne i nie zawsze przychodzi. Odbierając Cieszyniankę mam poczucie tego, że się w Wiśle i regionie do czegoś przydaję. Czy trudno było przekonać „swoich” do twórczości, którą pan uprawia? — Pokonałem pewne stopnie przekonywania moich krajan do tego, że to co piszę nie jest „jeny naśmiewanim się”. Tę drogę przeszedłem, jak sądzę. Może nie do końca, ale w znacznej części tak. Które z pana książek częściowo lub w całości powstawały na Śląsku Cieszyńskim? — Ja z racji moich częstych podróży wszystko piszę trochę tu, trochę tam. W jakim stopniu pochodzenie z tych stron zaważyło na pana twórczości? — Wyniosłem z domu, z tych stron pewien instynkt pisarski, a mianowicie to, że żeby opisać świat nie trzeba, przynajmniej w moim wypadku, wyruszać dookoła tego świata. Wystarczy ruszyć w podróż dookoła starej chałupy moich dziadków. Mam poczucie, że ruszyłem w tę podróż i nie zrobiłem jeszcze jednego porządnego okrążenia, a chciałbym jeszcze parę zrobić. Jak często bywa pan w Wiśle? — Przyjeżdżam tu bardzo często, niekiedy wydaje mi się, że za często. To są takie pobyty tygodniowe, czasem kilkudniowe, co dwa, trzy tygodnie. Ja nie miałem i nie mam poczucia długiego rozstania z Wisłą. Najdłużej od czasu mojego urodzenia nie było mnie tu około trzech miesięcy, a powodem tego był wyjazd do Ameryki. Urodził się pan w rodzinie ewangelickiej. Czy wpłynęło to na pana twórczość? — Zawsze podkreślam moje korzenie ewangelickie, moją ewangelicką tożsamość. To daje barwę mojemu pisaniu. Wiem jednak dobrze, że siła i piękno tej ziemi nie polegają na tym, że mieszkają tu luteranie. Siła i piękno tej ziemi polega na tym, że mieszkają tu luteranie razem z katolikami. Wszystko to, co jest darem tego pogranicza, tego napięcia, stanowi bezcenne dary mojego pisarstwa. Jakie znaczenie ma dla pana gwara? — Moja dwujęzyczność jest źródłem bogactwa językowego. Jako dziesięcioletni intelektualista w okularach znalazłem się na początku lat 60. w Krakowie i miałem tam pewne problemy z językiem polskim, który teraz jest moim zawodem. Nie były to problemy natury komunikacyjnej, ale pewne zahamowania fleksyjno-składniowe. Wówczas śp. ojciec, delikatnie mówiąc, nakłonił mnie do głośnego czytania Trylogii. W ten sposób dochodziłem do języka literackiego. To było rozstrzygające, ponieważ dla fachu pisarskiego najważniejsza jest świadomość języka, jako czegoś większego niż źródła komunikacji. Jest to w moim przypadku źródło zabawy i twórczości. Ziemia cieszyńska, ta kraina napięć jest pod tym względem bardzo mocna edukacyjnie. Trzeba mówić precyzyjnie, ważyć każde słowo, bo można powiedzieć coś nieodpowiedzialnego i mieć niejakie perypetie. Dokładnie mówiąc: Nie daj Panie Boże cosi bulknąć, bo cię zeżerom. Gdzie teraz jest pana miejsce? — Niezręcznie jest powiedzieć mi, że Wisła nie byłaby tu tak oczywistym miejscem – ona powoli się nim staje. Dla mnie wszystkie te trzy miejsca: Wisła, Kraków, Warszawa są moje. Każde z nich ma swoje walory, z każdym mam pewien kłopot. Najwięcej czasu z mojego blisko 60-letniego życia, bo prawie 40 lat spędziłem w Krakowie, znam to miasto i jest to bardzo ważne doświadczenie. Wisła i spędzone w niej dzieciństwo jest rozstrzygające, później lata poznawania Krakowa, a ostatnio nieoczekiwana, już blisko dziesięcioletnia przygoda z Warszawą... Każde z tych miejsc jest dla mnie ważne. Rozmawiał: JANUSZ ZIĘBA
|
reklama
|
Powspominać mile Te dziecięce chwile Gdy się doń powraca To je czas pozłaca
Jak widać na zdjęciu laureat nieźle się nadymał na fecie.
pogratulować P.Pilchowi i "pogratulować" GC zdjęcia.
Pilchów w Wiśle jak maku w korcu ale ten Pilch to Pan Pilch.
Panie Jerzy pięknie pan mówił o swoich korzeniach.Ja podczas pana wypowiedzi też się wzruszyłam.O dziadku tak pięknie pan mówił.Nie miałam tego szczęścia moi dziadkowie umarli gdy byłam małą dziewczynką.Ale wiem jakie znaczenie w kształtowaniu małego człowieka ma dom rodzinny ten POKOLENIOWY.Duzo dobrego panu życzę!Pozdrawiam pana serdecznie.
Nie ma po co się spieszyć - mądrość zawsze przychodzi za późno.
Na zdjęciu: wzdął policzki jak banię, w oczach krwią zabłysnął zasunął wpół powieki, wciągnął wpół brzucha i ......przemówił.
Że z twarzy wyszła potoczna gęba Zawinił fotograf - Janusz Zięba
Nie czytałem, przykro mi, kiedyś może nadrobię; wywiad natomiast nosi dla mnie pewne cechy mitologizacji; to jest punkt widzenia człowieka, króry się wybił i udziela wywiadu z pozycji tego co wyrwał się z wiochy, a teraz wraca z sentymentem... I tak lubię p. Pilcha, ale jako miejscowy jestem z gruntu niepodatny na pewne teksty ; )
Styl Pilcha nie każdemu może się podobać, ale facet jest w porządku i nagroda mu się należy
Jużci skoro nawet ci co czytając ruszają przy tym wargami mówią, że się należy, to się należy w istocie.
I innych antypolaków
jednak zacznij też czytać, a nie tylko grafomanić
Pilch jest dla inteligentnych. Moher odpada
i pewnie dlatego sam tego nie czytasz. Nie dla psa kiełbasa, nie dla misia miód.
A ja Pilcha nie lubię czytać, choć czasem czytam. I co moherem jestem? Nie lubię też innych pisarczyków , tych z kanonu również. O gustach się nie dyskutuje panowie.
Pilcha można lubieć albo nie, ale robienie z niego antypolaka, itd. jest chore
prowda!
Dodaj komentarz