, piątek 19 kwietnia 2024
Nikt się ze mną nie cacka
Sonia Bohosiewicz. fot. Interia.pl 



Dodaj do Facebook

Nikt się ze mną nie cacka

Ludzie mnie nie rozpoznają na ulicy — mówi urodzona w Cieszynie aktorka Sonia Bohosiewicz.
Co porabia aktorka w ciąży?
— Wiadomo, że nic. Dopóki jeszcze ciąża nie była widoczna, mogłam pracować. W trzecim, czwartym miesiącu zagrałam w „Wojnie polsko-ruskiej" u Xawerego Żuławskiego.

Ekipa nie wiedziała?
— Nie. Nie chciałam im mówić, żeby się nie zaczęli ze mną cackać.

A mdłości i tego typu historie?
— Nie miałam. Pracowałam, dopóki nie było widać brzucha. Po wakacjach już byłam duża, ale wtedy też miałam co robić. Dostałam rolę kocicy Marleny w „Piorunie". Strasznie cieszyłam, bo zawsze marzyłam o tym, żeby dubbingować bajki.

CZYTAJ TEŻ: Sonia, czyli talent z Cieszyna

Co w tym takiego fajnego?
— Można wyczarować taki fajny świat... Strasznie mi się podoba, jak robi to Krzysztof Globisz albo Jerzy Stuhr. Tyle, że moje wyobrażenia trochę się rozminęły z rzeczywistością. Wydawało mi się, że to będzie kupa zabawy, a była koszmarnie ciężka praca. W ogóle nie było zabawnie. Przed kamerą można puścić wodze fantazji, a w dubbingu trzeba się skupić, trzymać tekstu, tej paszczy, tego zwierzęcia. Strasznie to trudne.

Grasz Marlenę, czyli...
— Fajną dachową kocicę. Jest inteligentna, przewrotna, ale pod tą hardością dachowego charakteru jest bardzo delikatną, gdzieś, kiedyś skrzywdzoną kotką, która szuka przyjaciela.

Właśnie takie role dostajesz - kobiet, które są silne, pyskate, wygadane, ale w środku kruche i delikatne.
— Fakt. W niedługo wchodzącej do kin „Miłości na wybiegu" jestem sekretarką, która miała być szefową, więc jest wiecznie o wszystko obrażona. Taki człowiek z wyższymi, niespełnionymi ambicjami. Chociaż w „Wojnie polsko-ruskiej" gram zupełnie inną postać.

Natasza w książce Doroty Masłowskiej to przecież twardzielka...
— To w ogóle nie jest kobieta.

Jak to, nie-kobieta?
— Jakiś troll poza płcią, robak ludzki, coś przedziwnego, co dawno zapomniało, że miało płeć, nastawione wyłącznie na to, żeby zdobyć towar do ćpania. Czasami się spotyka takie Natasze, dziewczyny żyjące odruchami. Kiedyś farbowały włosy i wiedzą, że ludzie tak robią, więc próbują zachować coś z dawnej siebie, a zostaje z tego głowa pomazana farbą, wulgarny makijaż, za duże brwi, koszmarne, wyzywające ubranie... Natasza to blokówa, której się należy bać się bardziej niż facetów. Jak spotkasz ją na ulicy, trzeba uciekać.

Fajna rola?
— Fajne wyzwanie. Dobrze pracuje się z Żuławskim, bo on dokładnie wie, czego chce. Wtedy mogę dodać coś od siebie i nie wstydzę się tego. Tekst był przedziwny i trudny, ale praca z nim była fascynująca.

Kazimierz Kutz powiedział kiedyś o tobie: „Jest duża, suta i silna".
— Myślę, że takie są w ogóle Ślązaczki. Czy ważą 40, czy 60 kilo, są pełne w swojej kobiecości, poglądach, przekonaniach. To kobiety unikatowe. Śląsk z tamtejszym zamiłowaniem do porządku, ładu wywarł na mnie wpływ.

Wyobrażasz sobie siebie grającą w romantycznej sukience?
— 29 grudnia będzie w Teatrze Telewizji premiera „Szkoły żon" Moliera. Tam pokazuję się w bardzo ładnej sukni. W „Rezerwacie" zagrałam postać, która emanuje seksem, a jednocześnie jest trochę męska i dlatego przylgnęło do mnie, że jestem twarda.

A w „39 i pół"?
— Paula jest miękka. Bardziej pomaga Darkowi niż sobie, zapomina o swoich problemach, kłopoty skrywa pod uśmiechem.

Jak to było z tym serialem? Masz dość konkretne zasady dotyczące komercji: zero reklam, zero programów typu „Taniec z gwiazdami"...
— Nie chodzi o gatunek. Są przecież fantastyczne seriale, jak „Przystanek Alaska" czy "„Czterdziestolatek". „39 i pół" nie jest telenowelą, w której pięć minut ktoś miesza łyżeczką herbatę.

„Rezerwat" był początkiem twojej popularności, a „39 i pół" dał ci średnio 3-milionową widownię.
— Ludzie mnie nie rozpoznają na ulicy.

Ale mi zupełnie nie o to chodzi...
— A z czym się wiąże popularność? Z tym, że cię na ulicy rozpoznają.

Trafiłaś też na internetowe serwisy plotkarskie.
— A gdzie tam! Kilka razy się tam pojawiłam. Na początku jest szok, zastanawiasz się, dlaczego ludzie oceniają cię tak negatywnie. A potem się okazuje, że tak samo traktują wszystkich. Nie jestem jednak w samej aktorskiej wierchuszce, żeby komuś chciało się podglądać, czy przytyłam albo czy się umalowałam do sklepu.

Jako mama zawodowo przystopujesz?
— Mam nadzieję, że da się to wszystko pogodzić. Paweł, mój mąż, nie jest aż tak zajęty, żeby nie mógł zostać z dzieckiem. Jakoś się podzielimy obowiązkami. Mam już kilka rzeczy zakontraktowanych na tzw. pourodzenie. Z Tymonem Tymańskim robimy „Polskie gówno", musical o rodzimym show biznesie. U Maćka Ślesickiego będę grała z Piotrem Adamczykiem w filmie „Trzy minuty". Zaczynamy kręcić następną serię „39 i pół". Z Jerzym Stuhrem, który właśnie pisze coś nowego, spotkam się gdzieś latem albo jesienią. Mam trochę rzeczy mam do zrobienia.

Rozmawiała: ALEKSANDRA KRZYŻAK-GUMOWSKA/Gazeta.pl

***
Sonia Bohosiewicz ur. 9 grudnia 1975 w Cieszynie. Aktorka. Urodziła się w rodzinie polskich Ormian. Do czasu początku studiów mieszkała w Żorach, gdzie chodziła do szkoły podstawowej, a następnie Liceum Ogólnokształcącego im. Karola Miarki. W ostatniej klasie liceum uczestniczyła w warsztatach aktorskich u Doroty Pomykały w studium art-play. Ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Po studiach dostała angaż w Teatrze Starym w Krakowie. Od paru lat związana jest z krakowską Grupą Rafała Kmity. W latach 2005-2007 aktorka Teatru Słowackiego w Krakowie. Ma troje rodzeństwa. Jest żoną Pawła Majewskiego.
Komentarze: (9)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Актер - нечто меньшее, чем мужчина; актриса - нечто большее, чем женщина. (Ричард Бартон)

Jak tam kariera filmowa Koszuckiego?

coś tych "się " dużo w tytule :)

Sympatyczna soba, nie miałem pojęcia, że "made in Cieszyn", fajnie.

Oj syrenko znowu pleciesz głupoty po rusku von za granicę do Putina ruska swołocz

Tak już zwykle bywo, że głupi móndrego przezywo.

1:0 dla syrenki

stela - moze ruskie bukwy ale napewno nie rosyjski, a napewno nie czysty

dlaczego Syrenko piszesz po rosyjsku czy aż tak polski język nienawidzisz?

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama