, piątek 26 kwietnia 2024
Ulisses cieszyński
Jarosław Jot-Drużycki, felietonista Gazetycodziennej.pl. fot. ARC 



Dodaj do Facebook

Ulisses cieszyński

JAROSŁAW JOT-DRUŻYCKI, felietonista Gazetycodziennej.pl
Na osiedlu, pomiędzy blokami, schowała się przytulna gospódka – \"G.\". A wszystkie drogi podobno prowadzą do \"G.\" i właśnie z tą nadzieją mężczyźni wracają z roboty. Pomiędzy ławami trudno niekiedy znaleźć wolne miejsce. I zaraz padają pytania o preferencje klubowe, bo rozgrywki piłkarskie, wyniki meczów a przede wszystkim międzyklubowe animozje stanowią o sensie życia. Górnik tu rządzi.
– Ostatnio była ustawka pod Łodzią – mówi M.
– I co, jak wam poszło chopy?
– Słuchej, ale sp…lali. Strasznie sp… lali
Bo tu się nie przebiera w słowach.
– A słyszałeś o Planecie X? Planecie Nibiru? – zwraca się nagle L. Ale L. sonduje tak każdego, bawi się jego strachem, że w wigilię Wigilii Bożego Narodzenia Anno Domini 2012 Ziemia, ta nasza stara poczciwa Ziemia zniknie z przestrzeni Wszechświata, przyjdą Anunnaki i nas zjedzą żywcem.
– To mamy dwa lata na chlastaniy, mam rację? – odzywa się S. No chyba mamy. Kto stawia następną kolejkę? Z.?
Ale ja się żegnam.

Droga wiedzie w dół. Stroma droga. Przez dawny cmentarz, który przed stu laty został zamieniony w park. Zupełnie tak samo jak w Sowietach. I już niebawem kolejna przystań, to "R.". Tu każdy jest na ty. Taką formę wprowadza gospodzki i rzetelnie się jej trzyma. Ale jak zwykle bywają wyjątki,
– Panie profesorze – mężczyzna stara się nie poddawać prawu Newtona i wykonuje krok w stronę stolika, przy którym siedzi emerytowany nauczyciel renomowanej podstawówki – czy Jan Kazimierz szeł przez Istebną i Koniaków, czy niy?
– Szeł.
– Ty ciulu! – wykrzykuje do znajomego obok – a żech ci niy rzikał?
Po chwili profesór, wbrew swej woli, zostaje zmuszony do wykładu, o tym, jak to król Najjaśniejszej Rzeczypospolitej chronił się na Śląsku i przez kiere dziedziny przechodził. Tymczasem Ł. pieczołowicie czyści popielniczki. Dzięki tej drobnej pracy wie, że dostanie ciepłą strawę i małe piwo. Jego życie wreszcie nabrało sensu. Przy okazji i z tym zagada, i z tamtym, ten mu postawi piwo, inny poczęstuje papierosem.

Co dalej na szlaku? Tuż nad kanałkiem ukryła się "P.". Tam się celuje lotkami do tarczy. A niekiedy i trafia.
– Kiedyś to były dupy – mówi B. – Brałeś taką studentkę na zaplecze i miałeś wszystko. A teraz? Słuchają house, chodzą do klubów...
– Teraz to masz, mój drogi B., galerianki.
– Ale to w Bielsku. To już niy te czasy, to se nevrátí.

A rzeka sobie płynie. Dziś tak płytka, że można przejść ją niemalże suchą nogą, a jutro wyleje się z koryta. Dzisiaj spokojna, jutro wzburzona. Jak kobieta. Nikt nie wie, kiedy rzeka kupuje podpaski. Nikt nie zrozumie rzeki, bo nikt nie jest w stanie zrozumieć kobiety.

Następna stacja to "F.". Tam sztamgaści nie pozostawiają suchej nitki na zaolziańskich działaczach. Żółć leje się strumieniami, aż gospodzka nie nadąża z czepowaniem piwa.
– I ten kokot, i tamten kokot. Kogo by nie wybrać to kokot.
– Ale nie mówmy już o tym – wyraźnie słyszę swój głos – posłuchajcie teraz mnie. Wczoraj w Ostrawie widziałem niesamowitą dziewczynę. Co tam dziewczynę! Kobietę, dojrzałą kobietę. Jej twarz została przez Stwórcę pociągnięta cienką linią. Czarna, wąskie usta i jeszcze kieliszek frankovki, który tak idealnie pasował do jej szczupłej dłoni. Musiałem już ją kiedyś widzieć, pewnie u Alfonsa Muchy.
– Przestań już wreszcie. Czy ty zawsze musisz tyle mówić? I nieustannie odmieniać przez przypadki zaimek "ja"?

Obrażony przekraczam próg "H." (choć wtajemniczeni mówią "Izydor"). Tam królują morskie opowieści z okolicznych akwenów, gdzie płynie się od tawerny do tawerny. Winne gadanie o południowomorawskich winnicach pełnych dojrzałych gron i kobiet. I wreszcie L., który potrafi mówić o wszystkim, o służbie w Československej armáde i o mamie Słowaczce, która za dziecka musiała uczyć się węgierskiego, i o drapieżnym kapitalizmie, który jak trąd, codziennie zżera nam kawałek ciała.

Ale to nie wszystko. Nie wszystko, albowiem jak latarnia na morzu świeci jeszcze "O.", by wskazać drogę do portu zabłąkanym żeglarzom. To właśnie tam nieoczekiwanie można spotkać półkę, słodką wiśniową półkę zawiniętą w opowieść o zjawiskowych wprost uniesieniach z pulchną dziewczyną. Ale wcześniej parę słów o ojcu, który zakończył swój żywot na sznurku w łazience i o żonie, która zdradzała przez internet. I padają na brudny obrus prawdziwie męskie łzy, gorzkie męskie łzy, jakich nikt nigdy nie zobaczy na spreparowanych twarzach kulturowych machos.

Wstaję wreszcie zmęczony od stolika i idę przed siebie. Do drzwi. Bo jak joyce'owski Bloom peregrynowałem dziś po mieście. I trzymając się jasnego światła księżyca staram się zmierzać do tego miejsca, gdzie pewnie czeka na mnie Penelopa. Penelopa, która właśnie dzierga na drutach i ugania się od fatygantów. Wierzę, że czeka. Więc idę. I może kiedyś dojdę. Do Niej.


Komentarze: (48)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Ja też wreszcie zmęczony skończyłem ten "felieton".

Klasyczny temat: o dup.e Maryni.

...przez trzy pierwsze akapity. Na prawdę nie ma innych tematów w gazecie poświęconej konkretnemu miastu?

Kaj żeście naszli takich ciynkich felietonistów?Glyndzóm jak nieboga Jewka z machuli!

bomba :)

Peregrynacja szlakiem cieszyńskich gospód bywa czasami męcząca, ale jaki stąd morał.Jaki jest morał tej przypowieści?

tacy AKSAMITNI jak ich polityka, nieprzeźroczyści.
POLSka jest wyrazista aż do przesady do bólu kaczego...?

slabo !

slabo !

W radach nadzorczych stołecznych spółek komunalnych zasiada blisko 30 osób związanych z PO lub skoligaconych z prominentnymi politykami tej partii. Mimo że w ostatniej kampanii samorządowej warszawscy działacze PO zapowiadali, że w spółkach miejskich nie będzie już miejsca dla kadry z klucza politycznego - pisze tygodnik "Newsweek".
Tygodnik zaznacza, że wśród osób zasiadających w radach warszawskich spółek są brat ministra, syn posłanki czy pięciu burmistrzów dzielnic. Podobnymi synekurami władze Warszawy obdzieliły także kilkunastu działaczy koalicyjnego SLD. Za kilka godzin pracy w miesiącu zainteresowani inkasują po około 2 tys. zł.

A w poprzedniej kampanii samorządowej politycy Platformy z Hanną Gronkiewicz-Waltz na czele obiecywali, że zakończą tę praktykę - działaczy partyjnych mieli zastąpić eksperci.

Wygląda na to, że w administracji rządowej zatrudnieni będą już wkrótce sami krewni i najbliżsi znajomi członków rządu. To jeszcze jeden znak tego, że czekają nas najwidoczniej ciężkie czasy. Oni wiedzą to najlepiej. Obsadzanie swych bliskich na rządowych posadach może jednak także stwarzać konflikty. Z logicznego punktu widzenia najlepsze posadki powinni dostawać najbliżsi krewni. Z tym pewnie jest różnie. Nie zapominajmy jednak że PO jest (przynajmniej w deklaracjach) partią miłości. Stąd też ta naturalność w obsadzaniu rządowych synekurek. Jak wszyscy wiemy pewnie z lekcji religii, miłości trzeba się uczyć. Platforma zaczęła od swych rodzin.

Zamiast tego felietonu Trzcionka mógłby wrzucić "Lorem ipsum"... dużej różnicy nie byłoby.

W tym naszym klubie G.,co warto podkreślić,nikt nie leje się pyskach z powodu odmiennych sympatii klubowych. A Górnik i tak rządzi

nuda Panie, nuda...

tak...nuda...Panie...szkoda słów!

... gdy ja do niej piękne słowa, ona na to " - Moja krowa ...."

Morał jest prosty: ...a rzeka sobie płynie... Do takich moralitetów mozna jednak dojść tylko przy jansym

Fakt, nuda.

Małgosia

To piszcie sami nędzarze, jak wam ciężko docenić pracę innych, wrzućcie gdziekolwiek, a poźniej porównajcie recenzje.

Czytaj ze zrozumieniem!

że Jarek J-D też już już wszystko zrozumiał w tym temacie!

Autor pod koniec powyższego felietonu daje do zrozumienia, iż wciela się w bezwzględnego Odyseusza (bo ciągnie go do Penelopy). Tym recenzentom, którzy zbyt krytycznie ocenią to dzieło wyraźnie grozi (wspomnijcie tylko jak potraktował Odyseusz zalotników Penelopy)

Jaki gÓRNIK ? Chyba Górnik Wieliczka :D :D :D i to może se "rzondzic" najwyżej w tej śmierdzącej putyce jak "G" :D :) siroty :) ha ha

Oko za oko! Ząb za ząb! Dupa za pieniądze?

Robię PRAWIE tak jak autor - o 4 nad ranem, skacowany po niezłej balandze, nachodzi mnie ochota na pisanie felietonów. Wiec siadam i piszę. Jedyna różnica polega na tym, że nie zamieszczam tego w sieci. Po przeczytaniu tego następnego dnia wiem, że słusznie.

szczewa ! żabskie szczewa ! sialalalalalalallalalala ! kurnik żebrze tfeeee byst !!!!!!!!!!!! kÓRNIKA nie ma w Cieszynie !!! szczewa nie istnieją !!!

tak, tak to się nazywa. Jeżeli ktoś tego nie zna, albo jest tym zdziwiony, to jest nie z tej planety.

ciekawe teksty idzie usłyszec o GC przy piwie...

tu smierdzi od wczoraj...chyba kogos wściekłość zjada...

Pie..doli prawie jak prezio Komorusski...

Grafoman – ktoś, kto nie ma nic do powiedzenia i stara się to dokładnie opisać.

Bo to jedyne miejsce na ziemi gdzie nie ma atmosfery

Jarek tak trzymaj. Już to czytałem w Kurjerze Salonowym. Na pociechę 99% tu piszących nie wie kto to był James Joys i jego bohater Bloom. Czekam na Jedną noc w Cieszynie niekoniecznie w rozmiarze Ulissesa. Pozdrawiam.

syn starego Joysa cwaniaczku

Nie odkładaj do jutra, tego co możesz wypić dziś.

kurier się pisze, a nie kurjer:-)

jak sie nazywajom ty piyrsze trzi knajpy???
G...
R...
P...
F... Formanka
H... Hubert
O... Orlica

Co jest ? Co jest ? Napinka legii ? Dorwe was leszcze. Gurnicy do bojó !

"R" to "bar u Ryśka" na Zamkowej

J... Legię to nie grzech,kto Legię j...,ten będzie w niebie

Kiedyś wpadliśmy z kumplem na taki pomysł żeby każdy dzień chodzić do jakiegoś osiedlowego baru dla pijaczków, oczywiście każdy dzień do innego i zawsze z kimś pogadać, z kimś zagrać w lotki albo piłkarzyki, komuś postawić piwo, komuś kielona. Po paru miesiącach naszej akcji pod kryptonimem operacyjnym "akcja żul" mielibyśmy pełno znajomych wśród tego bydła, pozdrawiali by nas na ulicy, uśmiechali się, a my moglibyśmy mieć z nich elegancką pompę. Może kiedyś w końcu uda się to zrealizować.

Felietonista stąpa własnymi ścieżkami po lokach jak kot. I swoją wrażliwością znaczy teren.

lokalach

Akcja zacna tylko te finanse. No ale gdybyś potem startował na burmistrza to tym wszystkim Cybulskim czy Kawulokom szczena by opadła. Jakie byłoby zaskoczenie, że takie czerwone ścierwo ( rozumiesz he he ) w ankiecie GC ma zero głosów a tu nagle dzięki mobilizacji "kumpli" zasiada sobie w ratuszu ze skrętem w ustach.

Za dwa jabole odstąpię ci J(ole).

dawno sie tak nie uśmiałem.... ahahahhaha DOBRE !!!

Dajcie Jotowi spokój, etnograf z wykształcenia, przyjechał rok temu z Warszawy, to jeszcze go ta cieszyńska pipidówa fascynuje i o tym jest felieton ;) Drogi Jarku, nie chciałbym być złym prorokiem, ale z doświadczenia wiem, że jeszcze Ci steloki zajdą za skórę i zbrzydną :)))

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama