, sobota 11 maja 2024
Żelazny bohater
Bogusław Słupczyński jest felietonistą Gazetycodziennej.pl. 



Dodaj do Facebook

Żelazny bohater

BOGUSŁAW SŁUPCZYŃSKI, felietonista Gazetycodziennej.pl
W swoich kolonijno-obozowych, „wysmakowanych” wspomnieniach przenoszę się na Pomorze Zachodnie, gdzieś w okolice Rewala. Lata 70.
Nigdy dotąd nie spotkałem tzw. wojskowego osadnika, a był to podobno, po drugiej wojnie światowej, znaczący procent nowych mieszkańców Ziem Odzyskanych. Zajmowali poniemieckie gospodarstwa, często zrujnowane przez „sojuszników” i zaczynali wieść „nowy” żywot. Tak więc osadnika wojskowego nie spotkałem, aż do momentu kiedy latem siedemdziesiątego któregoś tam roku, trafiłem z grupą obozu wędrownego, do pewnego Szkolnego Schroniska Młodzieżowego na Pomorzu . Zmierzchało już kiedy trafiliśmy na nocleg do bardzo skromnego schroniska. Przez cały dzień zbierało się na burzę. Teraz wreszcie miała ona chyba nastąpić sądząc po pojawiających się błyskawicach. Schronisko składało się z murowanego budynku, kiedyś chyba mieszkalnego i dwóch drewnianych baraków. W jakimś budyneczku obok zlokalizowano coś w rodzaju kuchni, jadalni oraz umywalni.

Przed głównym budynkiem, tuż przy wejściu tłoczyło się kilku chłopaków z jakiegoś innego, wcześniej przybyłego obozu. Kiedy nas zobaczyli przycisnęli palce do ust, że niby mamy być cicho. W budynku trwało jakieś spotkanie. Wepchnąłem się delikatnie do środka, bardzo ciekaw tego, co tam się dzieje? W sali, w dużym pokoju właściwie, stały dwa rzędy prostych stołów, a przy nich ławki, które zajmowało około 30–40 moich rówieśników. Wszyscy siedzieli w absolutnej ciszy. Z sufitu zwisała charakterystyczna, metalowa lampa w kształcie talerza na zupę. Ta jedna lampa oświetlała marnie całe pomieszczenie.

Na dworze zaczęła się na dobre burza. Pioruny waliły z trzaskiem po najbliższej okolicy powodując drżenie i migotanie żarówki. Pod ścianą, naprzeciwko drzwi, za stołem, siedział dziwny człowiek. Był wielki i straszny. Tak go zapamiętałem. Na Siwej głowie miał czarną beretkę z „antenką”. Twarz miał potężną, czerwoną. Na oczach czarne, ciemne okulary. Koszula zapięta pod szyję, jakaś chyba szara marynarka i... żelazna proteza ręki spoczywająca spokojnie na stole. Odruchowo spojrzałem pod stół. A tam jakiś ogromny but-proteza. Drugą rękę miał opartą na lasce. I głos! Tubalny, potężny. Walił swym głosem. Wbijał się pomiędzy uderzenia piorunów. Trafiłem na końcówkę jego opowieści o zdobyciu przez polskich żołnierzy Kołobrzegu . Tam też nasz bohater został ciężko ranny. Wcześniej opowiedział o przełamaniu niemieckiego Wału Pomorskiego gdzieś pod Mirosławcem, gdzie SS-mani spalili żywcem, w stodole, kilkudziesięciu polskich jeńców. Potem, po wojnie, trafił do domu i miejscowości, w której teraz znajdowaliśmy się. Mówił coś jeszcze o odbudowie powojennej, o tym , że on w tym miejscu od 1945 roku... Niewiele pamiętam. Sytuacja, jakaś groza, jego widok, burza - zagłuszały słowa. Byłem jakoś przerażony.

Kiedy skończył swoje wojenne opowieści, burza dobiegała końca. Na duszną salę wtargnęło orzeźwiające, chłodne powietrze. Ostatnie dwadzieścia minut poświęcił wojskowemu porządkowi na terenie schroniska i ciszy nocnej trwającej od godz. 22 00. Powiedział też, że o 22.00 wszyscy mają być umyci w łóżkach. Brzmiało to dziwnie, czuło się, że bohater spod Kołobrzegu, tak sobie trochę „pozwala” w stosunku do nas. Mieliśmy przecież swojego dorosłego wychowawcę i opiekuna. Zapewnił nas, ze chociaż jest niewidomy, to „widzi”, że chociaż jest noc, to nie śpi, siedzi na podwórku i słyszy!
Na sam koniec powiedział, ze jeżeli ktoś złamie panujące tu zasady, to „dosięgnie go ta ręka!” i walnął mocno żelazną protezą w stół, aż wszyscy podskoczyli.

Po spotkaniu szybko znaleźliśmy się w łóżkach. Burza skończyła się. Deszcz jednak nie przestawał padać. Wychyliłem się z łóżka, żeby sprawdzić czy nasz żelazny bohater rzeczywiście siedzi na podwórku w tym deszczu. Dzisiaj już nie wiem czy była to siła imaginacji, czy rzeczywiście siedział na krzesełku, z normalną i żelazną dłonią, wspartymi na lasce. Siedział i czuwał. Strażnik „odbitego” Germanom, polskiego Pomorza. A jednak kilku ze starszych chłopaków „przeskoczyło” przez płot tej nocy. Włącznie z naszym wychowawcą, którego w środku nocy przyprowadzili kompletnie pijanego.

Obudziło nas słońce padające do baraku. Po burzy , po wieczornej i nocnej atmosferze, po żelaznym bohaterze, nie było śladu. Myliśmy się, jedliśmy śniadanie według codziennego „menu”, czyli chleb z dżemem i mielonką. Smakowało wyśmienicie. Jakoś tak wojskowo.
Chłopcy , którzy w nocy wyprawili się do miasteczka, śmiali się i zaklinali, że „dziadka w ogóle nigdzie nie było, że bujał tylko, że pilnuje w nocy...”. A ja go widziałem! Ale nic się nie odzywałem, skoro „żelazna ręka” ich nie dosięgła, to... może mówili prawdę?
Z miasteczka wyruszyliśmy po południu, ale „ żelazny bohater” już się nie pojawił.

W ten sposób zapamiętałem już tylko jego sylwetkę siedzącą nieruchomo przed domem i wpatrującą się ciemnymi okularami w deszczową, głęboką noc.
Komentarze: (9)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Bardzo dobry tekst. Wszyscy mamy w pamięci podobne, niezwykłe chwile, jednak trzeba to jeszcze umieć opowiedzieć. gratuluję.

Co za pióro, a jakie ważkie treści - jednym słowem perełka.

jeśli mnie nie interesuje jakaś książka to ją nie czytam,tao samo polecam z artykułami.A tak nawiasem mówiąc zawsze z radością czytam te wspomnienia bo tez mi się przypominaja (w)czasy z dziecinstwa.

mam nadzieję, że kolega nie neguje sensu istnienia tzw. krytyki literackiej?.. Choć sądząc po stylu i gramatyce wpisu można się i tego spodziewać.

Masz rację Anonimowy i dlatego również "nawiasem mówiąc" szepczę: mea culpa i biję się bez umiaru we własne piersi.

może by tak ogłosić jakiś konkurs literacki na wspomnienia z kolonii ? bo te wszystkie bieżące newsy na dłuższą metę stają się nużące.

Jest coraz gorzej z tą pisanina Słupczyńskiego.Ilość komentarzy świadczy o tym dobitnie. Ja przestałem już czytać. Współczuję ,czas odejśc.

Zgadzam się z Tp.Panie Słupczyński - to jest żenujące.Końćż Waść,wstydu oszczędż

Ależ pier....Bo oprócz gazet i gazetek, trzeba tez przeczytać parę książek w życiu, a nie tylko w kółko jakieś "Fakty" i "Expresy"! Trzeba, bo inaczej g...będziecie czuć i rozumieć ! Panie Słupczyński rób Pan swoje!!!

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama