Kolonijne wspomnienia (cz. 2)Zaraz po wejściu do wsi trzeba było rozegrać powitalny mecz z miejscowymi. Piłka nożna była w zasadzie pretekstem do wypicia kilkunastu win czy też jakiegoś samogonu przez sparing-partnerów. Nasi przeciwnicy na boisku często się zmieniali. Odchodzili na bok, posilali się, sikali i wracali. Albo nie. Potem przyprowadzili jakąś kobietę, która nie wiadomo dlaczego, cały czas się śmiała, a oni co jakiś czas zdejmowali spodnie i kładli się na nią. I tak upływał mecz. Nasi chłopcy z „grzebykami” grali ile sił. Nie wiadomo było czy lepiej było przegrać czy wygrać? Atmosfera była niezwykła. Dla mnie „magiczna”. Z czasem ten dylemat zniknął. Zawodników z drużyny przeciwnej ubywało tzn. skład zaczął jakoś tak polegiwać zmęczony w trawie. W końcu i ta dziwna kobieta przestała się śmiać. Mecz był skończony. Dzień się kończył. Łazienek nie było, więc do jeziora. Ktoś przyniósł wiadomość, żeby szybko wracać, bo szkołę zamykają na noc, bo „w nocy na wsi niebezpiecznie”. Nie bardzo rozumiałem skąd ten problem, skoro wszyscy leżą już w trawie? Chłopaki klęli i palili po ostatnim emersonie. Rzeczywiście przed północą miejscowi obudzili się i jak zombiaki powstali z trawy, zaczęli krążyć po wsi, lesie, polach. Całą noc słychać było dzikie wrzaski, tłuczenie różnych przedmiotów, szlochy, przekleństwa. Oni wiedzieli, że żadna milicja tu nie przyjedzie. Pod szkołą cały czas ktoś mordował Komarka. W końcu skończyła się chyba benzyna i Komarek zdechł. Okrutne zmęczenie nie pozwoliło mi już dłużej czuwać. Usnąłem. Rano obudził mnie potworny zaduch. Okna nie były nawet uchylone. Z obawy przed autochtonami i przed komarami, które były w takich ilościach, że zażarłyby nas chyba żywcem. Rankiem znowu świat był jak z filmu „Podróż za jeden uśmiech”. Chłopaki już wstali, komentowali wydarzenia minionego wieczoru i z namaszczeniem czesali swoje długie, tłuste, ale przecież „beatelsowskie” włosy, swoimi podręcznymi grzebieniami z tylnej kieszeni. Zapinali gitowskie pasy na, i tak już mocno opiętych szwedach. Krzysiu rżnął już na gitarze „Dom wschodzącego słońca” po polsku. Atletyczny Mietek i Zdzisio przygotowywali śniadanie dla wszystkich. Czyli, po raz chyba dziesiąty, chleb z mielonką i dżemem. Niedługo mieliśmy iść dalej. Dzisiaj nie mogłem jakoś nic przełknąć. Zdzisio, który przygotował talerz „kanapek”, jak co dzień, nanosił na swoją, pokrytą ogromnymi, ropiejącymi pryszczami twarz, pół opakowania kremu „Nivea”. Zdzisio strasznie się świecił od tego kremu. Ktoś mu powiedział, że to takie zdrowe na te pryszcze. Kiedy jego czerwona twarz była już biała od kremu, Zdzisio czekał aż „Nivea” się wchłonie. Przypominał Aborygena przed jakimś obrzędem. Chłopcy żartowali, że „Zdzisio wkroczył na wojenną ścieżkę”. Krem Zdzisia jeszcze się dobrze nie wchłonął, a my już ruszaliśmy dalej, do następnej „klinkierowej”, poniemieckiej szkoły, na spotkanie z PGR-owskimi potomkami polskich i łemkowskich -„banderowskich”* przesiedleńców. Było ciężko, ale czyż nie było ciężko chłopakom w „Domu wschodzącego słońca”? No właśnie. Trzymało się fason. A ja ,choć najmłodszy, też się starałem. Słowniczek kolonisty: szwedy – obcisłe spodnie z nogawkami w „kant”, rozszerzane u dołu. gitowcy – „git chłopcy” subkultura młodzieżowa lat 60. i 70. Kojarzona często ze środowiskiem domów poprawczych. Wrogowie hipisów. banderowskich – „te… bandery” – lokalne określanie przez ludność polską, mniejszości ukraińskiej i łemkowskiej, przesiedlonej po 1947 roku na tereny tzw. Ziem Odzyskanych. Określenie wynikające z „propagandowego” skojarzenia z nazwiskiem przywódcy ukraińskich nacjonalistów Stefana Bandery. emersony – papierosy „Ekstra Mocne”. Komarek – popularny w latach 70. motorower Komar. „Dom wschodzącego słońca” – wielki przebój zespołu The Animals. *** Powyższy artykuł wyraża osobiste poglądy jego autora. W dziale Opinie Gazetycodziennej.pl prezentujemy różne stanowiska na tematy społeczne, gospodarcze, polityczne, kulturalne, religijne i sportowe Śląska Cieszyńskiego ludzi różnych opcji, wyznań, zainteresowań... Zapraszamy chętnych do przesyłania nam felietonów, dzielenia się z nami swoimi spostrzeżeniami oraz bieżącego komentowania artykułów.
|
reklama
|
Przykro czytać te nieapetyczne wspominki. Mnie jakos lata 70-te nie kojarzą się z brakiem higieny. A rozszerzane u dołu spodnie to były dzwony, szwedy były obcisłe w tyłku i rozszerzane od samej góry, w kant.
"Potem przyprowadzili jakąś kobietę, która nie wiadomo dlaczego, cały czas się śmiała, a oni co jakiś czas zdejmowali spodnie i kładli się na nią"
Bandera był hitlerowcem ukraińskim , wyrzynał tysiącami Polaków- katolików. Nacjonalista brzmi niegroźnie, tymczasem ukraińska swołocz to były
diabły na ziemi. Polak=katolik pamiętajcie tę prawdę.
Te święte prawdy padły dziś z ust Jarosłwa Kaczyńśkiego= nie ma polskości bez RZYMU
talent Bozia daje, same chęci wie wystarczają...
Dzięki FWP mozna było jechać wszędzie, kolonie i obozy, gitarka przy ognisku i płonie ognisko w lesie....moje dzieci nie poznają takiego klimatu
Miliony ludzi bez żadnego wykształcenia i kwalifikacji, którzy gdzieś tam "rzucili szopy, budy, warty, stada niechaj nimi Pan Bóg włada a my do" bloków, miliony wyrwanych z nicości, z niebytu powołanych do istnienia, wygrzebanych prochu ziemi na bezdrożach Podkarpacia, Lubelszczyzny, Zamojszczyzny, Podlasia, Warmii i Mazur, za to że istnieli dostali wszystko, mieszkania, wczasy prawie za darmo, kasę o jakiej żaden inżynier, nauczyciel, lekarz, pielęgniarka, przedszkolanka w życiu nie słyszeli potem opętani szałem nienawiści zwanym Etosem Solidarności kupili mieszkania za bezcen, sprzedali fabryki im poszli na emerytury w wieku pięćdziesięciu lat bo im się to po prostu należało.
Kończ waść, wstydu oszczędź!!!
Tajemnica pOliszynela jest rozwiązana. Typowy przygłup wymadrzajacy się na temat wszystkiego co usłyszał od kogos albo od kogos kogos. Jakżes taki dupny felietonista dziennikarz trzeba było sie zapisac. GC od miesiecy szukała kogos do zapychania dziur w necie. i jeszcze by zapłacili. A kaska by sie ci przydał bo na nadmiar pracy tajemnica nie co narzekac. Posmaili by sie wszyscy z oficjalnych wypocin, trza by było imie nazwisko podac. Tylko po co, mozna zostac typowym internetowym kretynem (anonimowym). Jedyne co przykre czytac to te zwisy (komentarze) pod artykułami autorstwa niedouczonego kmiota.
ale jełop z ciebie... masz kompleksy, chłopie? idź do agencji, wyluzuj....
Jest coraz gorzej a będzie jeszcze gorzej.
"Tajemnica pOliszynela jest rozwiązana" - już to jedno zdanie cię dyskwalifikuje.
Agatka z Wisły
Mądra maksyma: gdy nie potrafisz to nie pchaj się na afisz.
Mieszkam na Warmii i Mazurach. Mam podobne wspomnienia z wakacji w Żywcu. Różnica polega tylko na tym że moje wspomnienia są z przełomu lat 80/90. Równie dobrze mógłbym zastąpić w swoich wspomnieniach "banderowców" innym określeniem, lecz nie jestem przyzwyczajony do poniżania i szydzenia z miejsc w których wypoczywam.
mieszkam na Śląsku Cieszyńskim. Też mam różne wspomnienia. A częściowo nic nie pamiętam. Fajnie, że Pan Boguś tu pisze. To taki nasz Kolberg. Kawulok wręcz. I może kiedyś zacznie mu wychodzić...
Józek fajnie, że coś pamiętasz i coś zapomniałeś. Poziomem tych wynurzeń dorównałeś tym kolonijnym wspomnieniom pana Bogusia. Pozdro.
No.
Pan Boguslaw (nie jestesmy na ty) pisze co sam przezyl, czyli prawde. Jezeli prawda komus nie odpowiadaja to tym gorzej dla prawdy, nie?
Pamitam z rajdow w Gory Stolowe (lata 70 te) nocleg w przejetym poniemieckim gospodarstwie i warunki higieniczne byly tam podobne. Co bralo sie zreszta za swoista egzotyke (czlowiek byl mlody). Nocnych excesow jednak nie bylo.
Jo też przeżył, ale nie było letko... Zwłaszcza na drugi dziyń rano:)
...dyc, dyc..
Dodaj komentarz