Ochabskie papaje rywalizowały po raz ósmyPapaje, których nazwa wzięła się od charakterystycznego dźwięku jaki wydaje ich silnik: "pa, pa, pa", to ciągniki domowej roboty, skonstruowane z różnych części. Każdy oryginalny i niepowtarzalny. Dawniej stanowiły nieodzowny element każdej miejscowości na Śląsku Cieszyńskim. Szczególnie często można było je spotkać w Beskidzkiej Trójwsi, gdzie przez miejscowych nazywane są łunochodami. W górzystym terenie sprawdzały się znakomicie. Pierwszym konstruktorem łunochodów w Beskidach był Antoni Kawulok z Istebnej. - Nie chciało mi się znosić siana z pola, więc zwoziłem je na motorze. Od niego wszystko się zaczęło. Trzykołowy łunochod z motocykla był pierwszy. Na początku ludzie śmiali się ze mnie, mówili, że zwożenie siana z pola traktorkiem to dziwactwo, ale gdy usłyszeli, że na takim motorku z przyczepką można przewieźć pół tony towaru, to też chcieli taki mieć - wspominał kilka lat temu na łamach naszego portalu pan Antoni, który zrobił około 200 łunochodów. Na Śląsku Cieszyńskim właśnie w Istebnej odbyły się pierwsze wyścigi domowej roboty ciągników. Po kilku edycjach impreza jednak się zakończyła. Na szczęście podobną imprezę postanowił zorganizować w swojej miejscowości Maciej Bieniek, sołtys Ochab. W sobotę, 25 sierpnia, wyścigi ciągników domowej roboty odbyły się już po raz ósmy. Na uczestników czekały wąskie, ostre zakręty i wysokie wzniesienia na specjalnie przygotowanej trasie, która wiodła przez zalesiony wał Wisły. Każdy z uczestników przejechał ją dwa razy. Za pierwszym razem nie tylko musiał pokonać ją sprawnie i szybko, ale też wykonać dodatkowe zadania, na przykład: toczenie opony, "dojenie rękawiczki", czy sprawne ubieranie, a potem rozbieranie z płaszcza, rękawic, szalika oraz ochronnego kasku. Za drugim razem liczyła się tylko szybkość przejazdu. - Nie chodzi o wygraną. Tutaj liczy się tylko dobra zabaw - mówi Dariusz Olszewski z Kiczyc, który w zawodach w Ochabach bierze udział od samego początku. Przyznaje, że jego traktor (silnik z fergusona, zawieszenie przednie z warszawy, a układ kierowniczy z żuka) dalej od czas do czasu służy w trakcie prac polowych. - Gaz do dechy i do przodu! I niczego się nie bać - to przepis na zwycięstwo Sławomira Cwajny z Drogomyśla. W zawodach wziął udział po raz czwarty, do tej pory zawsze pod koniec stawki, tym razem wygrał. Jak sam przyznaje jego traktor, stworzony jeszcze przez pradziadka, uruchamiany jest tylko od święta. Na wyścig papajów właśnie. - W przyszłym roku do rywalizacji chcemy zaprosić również reprezentantów Istebnej - mówi Maciej Bieniek, sołtys Ochab.
|
reklama
|
Dodaj komentarz