Mieszkaniec Cieszyna krytykuje działania strażakówDo awarii doszło w nocy z 5 na 6 grudnia. Gazociąg, którego element znajdował się ponad powierzchnią ziemi, został uszkodzony przez spadający konar. Na miejscu pracowało siedem jednostek straży pożarnej, pogotowie energetyczne i gazowe. Z powodu awarii ewakuowano trzynaście osób z pobliskich zabudowań. Wyznaczono również stumetrową strefę ochronną. W jej obrębie m.in. nikt nie mógł poruszać się samochodem. Sytuacja wydawała się groźna. - Dźwięk ulatniającego się gazu przypominał świst startującego samolotu - opowiada Kabiesz. Tylko z domu gdzie mieszka ewakuowano sześć osób. Wśród nich było jego 2-letnia wnuczka oraz poruszająca się o kulach 87-letnia matka. Wszyscy na wietrze i w deszczu oczekiwali na rozwój sytuacji. W międzyczasie zadzwonili też po najbliższych, bo jak twierdzi mężczyzna, ze strony dowodzącego akcją nie padła żadna informacja dotycząca tego, gdzie mają się udać. - W pewnym momencie, bo trwało to trochę, nabluzgałem dowodzącemu akcji - nie ukrywa Kabiesz. Po tej interwencji dziecko umieszczone zostało w wozie strażackim. Dowodzący akcją zaproponował też wezwanie pogotowia dla starszej kobiety i przewiezienie jej na izbę przyjęć. - To świadczy o całkowitej braku świadomości procedur, bo pierwszym ich obowiązkiem było powiadomienie straży miejskiej, która przejmuje obowiązki miejskiego centrum zarządzania kryzysowego - dodaje. I to główny zarzut jaki kieruje pod adresem strażaków. Zgodnie z wytycznymi Szefa Obrony Cywilnej Kraju w sprawie zasad ewakuacji ludności, zwierząt i mienia na wypadek masowego zagrożenia, kierujący akcją ratowniczą zobowiązany jest każdorazowo powiadomić właściwy organ administracji samorządowej o podjętej decyzji o ewakuacji. Informacja dotycząca zdarzenia na ul. Wiejskiej, zarówno do Miejskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego ani do innej służby miejskiej, jednak nie dotarła. Mimo tego burmistrz Cieszyna nie chce oceniać działań strażaków. - Miejskie służby są przygotowane na takie sytuacje, ale w tym wypadku wszystkie decyzje należały do dowodzącego akcją strażaków, bo to te służby jako pierwsze dowiedziały się o tej sytuacji - mówi Mieczysław Szczurek, który dodaje, że miejscem, gdzie w Cieszynie są ewakuowani osoby w przypadku takiej potrzeby, jest szkolne schronisko młodzieżowe. - Doświadczenie innych miast uczy, że nawet przy większych wydarzeniach ludzie nie chcą korzystać z takiej opcji - zauważa jednak. Na pytanie, dlaczego w tym wypadku nie zostały zastosowane procedury, straż pożarna nie odpowiada. - Najważniejsze było dla nas zabezpieczenie tego miejsca i poinformowanie ludzi, że trzeba się ewakuować - mówi Michał Swoboda, rzecznik cieszyńskich strażaków, który dodaje, że po konsultacji z obecnymi na miejscu pracownikami pogotowia gazowego, dowódca akcji ocenił, że nie będzie ona trwała do rana a około godzinę. Ewakuowani, według relacji Swobody, zapewniali też strażaków, że mają miejsce, w którym mogą się schronić. - Chcieliśmy zapewnić opiekę i nie można oceniać tego negatywnie - podkreśla.
|
reklama
|
Panie Kabiesz i co ta STRAŻ miejska by Panu pomogła... chyba blokade założyć na koła....:)
Jeśli był uszkodzony gazociąg to znaczy, że było zagrożenie dla zdrowia i życia. W takiej sytuacji jakiekolwiek "nabluzganie" dowodzącemu akcją ratowniczą musi być uznane za naganne. Miejmy nadzieję, że sprawa zostanie wyjaśniona w celu zapobieżenia podobnym historią w przyszłości. Powinny być nawet konsekwencje dla osób postronnych. To, że mamy w sobie manię "znania" się na wszystkim, nie powinien nikogo tłumaczyć. Tak jak na statku Kapitan jest pierwszym po Bogu, tak w tej sytuacji musi być podobnie. Nawet jeśli jest podejrzenie naruszenia procedur postępowania ratowników, to ewentualne wyjaśnianie lub inne interwenionowanie, musi mieć miejsce wyłącznie po ukończonej akcji ratowniczej. Innych możliwości nie sposób sobie wyobrazić.
Są jeszcze na tym świecie ludzie myślący... to cieszy - procedury tak, ale przedewszsytkim zdrowy rozsądek...
Zdrowy rozsądek powinien mieć miejsce tylko w pewnych sytuacjach.na pewno nie tam gdzie mamy do czynienia z zagrożeniem. Szczególnie publicznym o bliżej nieokreślonym zasięgu. Spróbował byś "P." zastosować "zdrowy rozsądek" np. w miejscowości NYC, np. w sytuacji gdy "służby" usuwają zagrożenie. Gleba i kajdanki, to najdelikatniejsze co mogło by Cię spotkać.
Całe szczeście że nie mieszkamy w "NYC"...
Dodaj komentarz