Mają ciszę zamiast pracyNie pomogły argumenty samorządowców, że miejsca pracy są dla miasta bardzo ważne. — To wygląda jak jakaś „radosna twórczość" rodem z czasów komuny. Wtedy na makietach przyszłych osiedli bez trudu przenoszono lasy i stawy... pamiętacie ten film? Władze chyba nadal tkwią w tamtym systemie, chcąc mieszkańcom zafundować wegetację niemalże pośrodku fabryki — oburzał się na skoczowskim forum internetowym internauta Alex. Mimo protestów magistrat postanowił jednak sprzedać teren. Zaczął przygotowywać przetarg. Ale procedury przeciągały się, m.in. dlatego, że trzeba było jeszcze wydzielić działkę pod rozbudowę fabryki. Tymczasem od listu ze Swedwooda minęło kilkanaście miesięcy. Przetarg właśnie miał zostać ogłoszony, kiedy niespodziewanie szwedzki inwestor poinformował, że wycofuje się z planów. Na sesji skoczowskiej Rady Miasta przedstawiciele firmy wyjaśnili, że gdyby formalności załatwili szybciej, inwestycja byłaby już zaczęta a wtedy na pewno by się nie wycofali. Potwierdzeniem tych słów była wizyta w Polsce Ingvara Kamprada, założyciela IKEI. Kamprad spotkał się z wicepremierem i ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem i zapowiedział, że w ciągu ośmiu lat szwedzki koncern zainwestuje w Polsce 6 mld zł w nowe fabryki, centra handlowe i sklepy. O Skoczowie nic już jednak nie mówił. — Wiemy, że chcą inwestować w północno-wschodniej Polsce. Z nas zrezygnowali ze względu na protesty i przeciągające się przygotowanie przetargu. Ale co się stało, to się nie odstanie, nie ma już co do tego wracać — żałuje Andrzej Bacza, przewodniczący Rady Miejskiej w Skoczowie. Jednak wracać do zaprzepaszczonej szansy na pewno się będzie. W grudniu i styczniu skoczowski Swedwood zwolnił 70 osób. W ramach zwolnień grupowych zakład chce wręczyć wypowiedzenia kolejnym 130 osobom. A jeszcze niedawno załoga liczyła 340 ludzi. Mieszkańcy boją się teraz, że zakład zostanie całkiem zamknięty. Ewelina Bożek, wicedyrektor Sweedwooda jeszcze kilka dni temu zapewniała, że takiej decyzji nie będzie. Ale skoro zwolnienia to efekt kryzysu i spadku zamówień, ludzie coraz bardziej się boją. — Ja jeszcze pracuję, ale zdaję sobie sprawę, że długo to raczej nie potrwa. Gdyby rozbudowali zakład, byłoby zupełnie inaczej — martwi się jeden z pracowników. Jakby tego było mało, Sąd Rejonowy w Bielsku-Białej ogłosił upadłość Kuźni Polskiej - zakładu produkującego części do samochodów. Pracę może tu stracić 760 osób. Zwolnienia dotknęły także inne miejscowe zakłady: GT Poland oraz Teksid. Sytuacja w 26-tysięcznym mieście robi się zła. — Dzisiaj każdy zgodziłby się na fabrykę koło domu, byleby mieć pracę. Z kim rozmawiam, mówi to samo — mówi Wanda Cieślar, mieszkanka Skoczowa. PISALIŚMY: Kuźnia czeka na zbawienie Na 23 marca Bacza zwołał sesję nadzwyczajną rady. Będzie w całości poświęcona sprawom gospodarczym. — Jeśli dojdzie w Skoczowie do dużych zwolnień, to będzie to miało również swe przełożenie na wpływy do budżetu gminy. Dlatego na sesję zostaną zaproszeni prezesi głównych zakładów pracy z prośbą o przedstawienie bieżących informacji i planach na najbliższe miesiące — mówi Bacza.
|
reklama
|
Jakie miejsca pracy może w takiej sytuacji rada uratować. CO najwyzej może się przygotować na nadchodzącą falę bezrobotnych. W końciu w wszyscy mogą trafić na garnuszek opieki społecznej. Jak za wczasu nie zareagują, to pieniążków może zabraknąć. A miejsca pracy zostawmy pracodawcom, oni wiedzą najlepiej jak skubać pracowników i gdzie oskubac najłatwiej. Może w Polsce nie jest już tak łatwo, to się na Słowację wynoszą. Taki przecież jest europejski trend. Potem będzie ukraina i dalej.
Proponuję wysłać reportera 23 marca na sesję nadzwyczajną rady miasta Skoczów. To jest ciekawe dla ludności w wieku do 65 lat.
Dodaj komentarz