Muzyki - dzisiaj tak już nikt nie czujeNiemiecki muzykolog Paul Barz napisał sztukę teatralną pod tytułem „Mögliche Begegnung”, w Polsce znaną pod tytułem „Kolacja na cztery ręce”. Opowiada ona o spotkaniu dwóch gigantów muzyki…, do którego nigdy nie doszło. Co Jerzy Fryderyk Händel i Jan Sebastian Bach mogliby sobie powiedzieć, gdyby się spotkali? Przecież tak wiele ich łączyło, ale i tak wiele różniło… W rzeczywistości obaj artyści nigdy się nie spotkali, a swą ostatnią podróż do Niemiec Haendel odbył dopiero w 1750 roku, po śmierci Bacha. Wszystkie pozostałe fakty, przy całej swobodzie interpretacji są jednak autentyczne. Gdyby kiedykolwiek doszło do ich spotkania, właśnie tak mogłoby ono wyglądać. Sławny i najlepiej opłacany muzyk – Jerzy Fryderyk Haendel i skromny kantor z kościoła św. Tomasza – Jan Sebastian Bach. Do fikcyjnego spotkania dochodzi w Hotelu Turyńskim, w Lipsku, w 1747 roku, gdzie przyjeżdża Haendel z okazji przyjęcia Bacha do Towarzystwa Nauk Muzycznych. Zazdrosny o talent Bacha, podejmuje biedaka kolacją. Próbuje imponować prowincjuszowi – jak o nim sądzi – wyszukanym menu. Bach czy Haendel, Haendel czy Bach, który z nich jest lepszym kompozytorem? Pasja według św. Mateusza czy Mesjasz – które z dzieł bardziej porusza serca publiczności? Oto główne tematy sporu między tymi dwoma artystami. Bach to człowiek skromny, cichy i pokorny. Budzący w widzu lekkie politowanie. Haendel natomiast, bywalec europejskich salonów, jawi się nam jako cynik. Ale czy rzeczywiście Handel i Bach są tacy jak o sobie mówią? Kolacja na cztery ręce dała ogromne pole do popisu reżyserowi( Michael Tarant) i aktorom. Sztuka z pewnością stanowi materiał pozwalający na stworzenie wybitnych ról, ale kryje również niebezpieczeństwa. Łatwo można bowiem wpaść w pułapkę zamknięcia każdej z postaci w kilku gagach i sprowadzenia jej do powtarzanych w nieskończoność klisz. Tekst niesie też ryzyko nakreślenia zbyt wyraźną kreską kontrastujących ze sobą osobowości Bacha i Händla. Tym razem aktorom udało się uniknąć takich błędów. Bogdan Kokotek i Tomasz Kłaptocz i Rafał Walentowicz zasługują na wielkie brawa. W spektaklu grają również Joanna Litwin i Patrycja Sikora. Aktorskie kreacje dają widzowi niezwykłą prawdę o teatrze prawdziwym i wciąż żywym. Nie nudzą widza i nie drażnią przesadą, co niestety zdarza się dość często. Dla porównania bielski „Amadeusz” choć wspaniały, miewał momenty w których widz nudził się i czekał na przerwę. Zdarza mi się to niezwykle rzadko ale muszę przyznać, że jedynie co w tym przypadku mi się nie podobało to właśnie owy antrakt. Wyrwał mnie ze świata baroku w który miałam problem na nowo się przenieść. Sztuka daje chyba każdemu inne odczucie i pozostawia w przemyśleniu. Pokazuje ogromne różnice miedzy ludźmi i to jak mylnie oceniamy nie tylko samych siebie ale i innych. Skrywane mroczne sekrety stają się powodem frustracji, zazdrości i nienawiści. Ale pokazuje również jak obecny świat zawładną naszym życiem, zarzucił nas tak ogromną ilością bodźców i doświadczeń. Dzisiaj trudno znaleźć jedną pasję mogącą uczynić nasze życie bogatym. Ścigamy się w zdobywaniu coraz to nowych umiejętności tylko po to by zaimponować innym. A jeśli chcemy robić wszystko na raz, nic nie będzie na 100%. Jazda konna, narty, rower, muzyka, film, wiedza, moda, podróże... to jest wyznacznikiem w dzisiejszym świecie. Podnosi status w społeczeństwie. Ale zabiera zdolność przeżywania, pasji i podporządkowania jej swojego życia. Smutna ta refleksja ale jakże prawdziwa. „Kolację na cztery ręce” polecam każdemu. Z mojej strony wielki ukłon. Jest to z pewnością widowisko które warto a nawet trzeba zobaczyć.
|
reklama
|
Dodaj komentarz