Zgarbaciałe cieszyńskie morwy, czyli o nieśmiertelności prasyI od razu budzi się we mnie Sherlock Holmes i Umberto Eco jednocześnie: czy Szymański był Polakiem, który zaprzedał się „śląskim Ślązakom”? komu się naraził? kto chciał go wysiudać z posady sekretarza? i kto miał chrapkę na poletko, z którego pięły się ku słońcu słodkie morwy? słowem - kto stał za autorem tekstu? no i ile stojący za autorem szyderczej notki stracił złotych reńskich na udziale w sadownicy drzew morwowych Towarzystwa? Pytania się piętrzą. Być może odpowiedź kryje się w następnych numerach. Archiwalne gazety i czasopisma pociągały mnie od dziecka. Skupowałem je po antykwariatach i czytałem z wypiekami na twarzy o nowinach (a właściwie „starinach”) ze świata, jaka wojna, jakie przesilenie, kto przyjechał, kto umarł etc. etc. To była taka moja przekora wobec nadętych redaktorów, którzy co i raz przypominali, że co było wczoraj to już dla nas prehistoria, że gazeta żyje jeden dzień, a tygodnik - siedem, wsio. A ja uważałem, że prasa, tak jak Boże słowo żyje wiecznie. I wczytując się zarówno w niegdysiejszą prasę, jak i w Biblię śmiało można skonstatować - nihil novi sub solem. Bo na pewno w którymś z małych (powierzchniowo acz duchem wielkich) polskich miast marnie rosną morwy, żeby już pozostać przy tej metaforze. www.kurjer.salon24.pl
|
reklama
|
W Szwecji spada poparcie dla euro. Już tylko co czwarty mieszkaniec chce zamiany korony szwedzkiej na euro.
Ziemniaki i kapusta są nieśmiertelne. Tak samo jak "ludzie nadęci". Niewielu chce by się rodzili, a tu patrzaj ciągle wysyp nowy.
(o czym to)
Felieton o niczym. Po kiego czorta przywoływać w tekście Umberto Eco? Chyba tylko po to, żeby się pochwalić znajomością nazwiska, bo czy twórczości i stylu to już wątpię... Ani myśli ani pomysłu w tym tekście nie ma.
Dodaj komentarz