Smagali dziewczyny „karwaczami”Ktoś musiał się przebrać za Judasza lub obnoszono po wsi lub mieście kukłę przedstawiającą zdrajcę. Kukłę okładano kijami, a od gospodarzy wybierano pieniądze, które później skończyły w kiesie karczmarza – ale dopiero w Poniedziałek Wielkanocny. Kukłę zrzucano z wieży remizy strażackiej i palono. Czasami też wieszano Judosza na drzewie. W Wielki Czwartek po południu wszyscy udawali się do kościoła, gdzie w tym dniu „zawiązywano dzwony”. Aż do soboty używano tylko „klekotek”. — W Czarny Piątek można było pracować, ale nie wolno było ruszać ziemią. Śpiewano też pieśni pasyjne, ale nie wolno było grać na żadnym instrumencie — wspomina Szymik. — W kościele adorowano ciało Chrystusa złożone do grobu. Grobu trzeba było pilnować. Aż do sobotniej mszy rezurekcyjnej poszczono. W kościele święcono już jednak rano potrawy. W koszyku musiały być obowiązkowo: specjalny chleb wielkanocny, baranek z ciasta, babka, szynka i jajka. Przed mszą wieczorną zaś przynoszono palmy i przy misyjnym krzyżu się je paliło. Popiołem księża posypywali za rok w Środę Popielcową głowy wiernych. — U nas podczas rezurekcji procesja obchodziła cały rynek. Po mszy zaś udawano się wprost do domu, gdzie zjadano wielkanocną wieczerzę — mówi etnograf. — Na stole musiały być jajka, dzielono się jajkiem i składano sobie życzenia. Były też „szołdry”, szynka, chrzan, chleb. Oczywiście – także pisanki z jaj kurzych, kaczych, a nawet gęsich, które później dziewczyny wręczały w „śmiergust” kawalerom. Niedzielę zmów rozpoczynała msza. Kiedy zaś rodzina wracała z kościoła, gospodarz brał krzyżyki, które wykonywano z niedopałków palm, i wyruszał w pole. Trzeba było krzyżyki włożyć do każdego łanu, każdego zagonu – by był dobry urodzaj. Poniedziałek to przede wszystkim „śmiergust”. — Kawalerowie obchodzili znajome dziewczyny, oblewali je wodą i smagali „karwaczami”, żeby dziewczyny były płodne — mówi Szymik. — Im wcześniej zjawił się kawaler u dziewczyny, tym był zacniejszy dla jej rodziców. To zresztą właśnie podczas „śmiergustu” kojarzono najwięcej przyszłych małżeństw. W poniedziałek mogła się odbyć pierwsza zabawa taneczna. — Nie jak dziś, kiedy tak zwane „śmiergustówki” odbywają się już nawet w sobotę — mówi Szymik. Pytam go, jak jako etnograf ocenia dzisiejsze Święta Wielkanocne. — Od pięćdziesięciu lat nie podoba mi się, jak mieszają się zwyczaje z różnych regionów, a te nasze odchodzą często w niepamięć. Wielka to szkoda, ale trudno, takie już mamy zglobalizowane czasy...
|
reklama
|
Tak, panie etnograf, pięćdziesiąt lat temu zwyczaje się nie mieszały. Zapewne te lokalne wymyślone zostały w czasach Bolka, Leszka i Cieszka i trwały w niezmienionej formie do lat 60. XX wieku.
moiczek - to mlecz/mniszek (żółty kwiatek). może chodzi o goiczek? ale się etnograf popisał!
Panie Szymik.To albo te zwyczaje są chrzescijanskie,albo poganskie.Jezeli WIELE z nich wywodzi sie ze zwyczaji poganskich to znaczy ze wielkanoc byla odprawiana dawno przed Chrystusem ito jest prawda.Wielkanoc to swieto wiosny ktore niema nic wspolnego z kosciolem.Kosciol tylko znalazl sobie jeszcze jeden dzien ,aby mogl ciemiezyc ludzi.No bo to wkoncu ten Jezus szedl do nieba koncem marca czy na poczatku kwietnia
Если религия опиум (для народа), то атеизм - галлюциноген.
Po naszymu na goiczek tak się właśnie mówiło.Odsyłam do słownika gwary cieszyńskiej.
.. to je prowda. Jo pamietom ze sie mowilo, ze "dzieluszki chodzom z moiczkym" ...
Dodaj komentarz