, czwartek 25 kwietnia 2024
Bądźmy dumni z naszych korzeni
Robert Orawski jest prezesem Towarzystwa Miłośników Skoczowa. fot. Wojciech Trzcionka 



Dodaj do Facebook

Bądźmy dumni z naszych korzeni

ROBERT ORAWSKI/Gazeta.pl
Czym możemy zaimponować ludziom w innych unijnych krajach? Towarami w sklepach? Technologią? Nowoczesnymi aglomeracjami? Tam tego pełno. Możemy się poszczycić naszą kulturą i tradycją, które zawsze wzbudzą zainteresowanie.
Co to jest tradycja? Aby wyjaśnić ten termin, trzeba sobie odpowiedzieć na kilka pytań: Kim jestem? Skąd pochodzę? Co tak naprawdę mnie ukształtowało? Jakie są moje korzenie? Dlaczego jestem taki, a nie inny? Jakie wartości są dla mnie najważniejsze i co powoduje, że będąc daleko od swoich stron rodzinnych, a słysząc znajome pieśni i słowa, człowiekowi wilgotnieją oczy, a serce napełnia się tęsknotą?

Aby spróbować odpowiedzieć sobie na te pytania, trzeba sięgnąć do historii swojego sołectwa, miasteczka, regionu. Bez jej znajomości jest się podobnym do ryby wyrzuconej na brzeg. Dlatego nie wyobrażam sobie, że mogą istnieć ludzie, którzy nie znają podstawowych faktów i zjawisk z dziejów swojej ziemi. To tak, jakby nie wiedzieć, kiedy urodzili się ojciec czy mama, skąd oni pochodzą i jakie mają życiorysy. W takie rozumienie historii wpisuje się moje nienasycone zainteresowanie, z jakim zawsze słuchałem dziadka wspominającego jakieś zdarzenia z czasów swojej młodości i z dziejów naszej rodziny. Jego osobista historia, ta mała, często zwyczajna, a czasami tragiczna, składała się na tę wielką historię znaną z podręczników szkolnych. Jeśli sobie to uświadomimy, łatwo zwrócimy uwagę na to, że obok zabytków kultury materialnej równie ważne dla zachowania naszej tożsamości są zabytki kultury duchowej. Do nich zaliczają się wszelkie zwyczaje i obrzędy, których jeszcze wiele zachowało się na Śląsku i w innych regionach kraju, a także język czy obyczajowość.

Naszym obowiązkiem jest pielęgnowanie rodzimych zwyczajów i obrzędów. Należy o nich jak najwięcej wiedzieć i koniecznie trzeba w nich uczestniczyć, bo wiedza o rodzimej duchowości pomaga nam identyfikować się z miejscem, w którym żyjemy, pracujemy, kształcimy się. Nie można przy tym się ich wstydzić. Nawet gdy ktoś na pierwszy rzut oka ma takie odczucie wynikające raczej ze zwykłej niewiedzy niż racjonalnego oglądu rzeczy. To przecież nasza spuścizna, którą otrzymaliśmy w darze od losu i naszych przodków. Jest nam ona dana jako największy skarb, którego wartość łatwo dostrzec, aspirując do miana Europejczyka. Czym bowiem możemy zaimponować ludziom w innych unijnych krajach? Towarami w sklepach? Technologią? Nowoczesnymi aglomeracjami? Tam tego pełno. Możemy się poszczycić właśnie naszą kulturą i tradycją, które zawsze wzbudzą zainteresowanie. Stanowią one bowiem o nas samych, o naszej duchowej inności. Jeśli ktoś się jej wstydzi, to tak, jakby się wstydził swoich najbliższych i pokoleń, które były wcześniej.

Czymś znacznie gorszym jest jednak publiczne zabranianie uczestniczenia w naszych zwyczajach i obrzędach. Bo to nie tylko dowodzi niewiedzy takich osób. To zamach na naszą kulturę duchową, na tradycję zakorzenioną niejednokrotnie w bardzo starej i bogatej mitologii słowiańskiej. To jak wycięcie w centralnym parku wiekowego drzewa, zabytku przyrody, bez którego trudno sobie wyobrazić miejsce, gdzie ono stało. Dlatego nie przychodzi mi do głowy inne słowo na określenie takiego zachowania jak tylko barbarzyństwo. Jest to tym bardziej smutne, że próbuje się pogańską spuściznę ostro przeciwstawić chrześcijańskiej, a to właśnie chrześcijaństwo przez wieki miało cudowną umiejętność łączenia starego z nowym, tradycji ze swoimi nakazami religijnymi. Pikanterii temu dodaje fakt, że zachowanie takie oburzyło zwykłych ludzi przywiązanych do swojej kultury, a nie tzw. autorytety kultury.

Mam wyjątkowe szczęście, że mogę uczestniczyć w kultywowaniu skoczowskich zwyczajów, a kilka z nich wydobyć z zapomnienia. Są to: obrzędowe wielkanocne obmywanie się w Wiśle, pochód z Judoszym, degustacja skoczowskiej tatarczówki (tylko kilka miast w kraju ma własną nalewkę dostępną na rynku), zielonoświątkowe smażenie jajecznicy na Kaplicówce, skoczowskie pierniki czy przywrócenie należnego miejsca skoczowskiemu utopcowi o sympatycznym imieniu Plosoczek. Tu odpowiem malkontentom, którzy koniecznie powinni zajrzeć do słownika języka polskiego. Nie znajdą w nim słowa „utopiec”, a jedynie topielec. Utopiec to określenie gwarowe przypisane stworkowi, który tak naprawdę jest wodnikiem obecnym w wielu bajkach dla dzieci. Wielu bardzo go lubi, ale co ciekawe, jednocześnie pogardza skoczowskim, rzekomo sinym „utopcem”, który faktycznie nim jest. To niezrozumiałe i dziwne dla mnie rozdwojenie jaźni. Wychodzi na to, że mamy wyzbyć się gwarowej nazwy wodnika, bo tak będzie ładniej?

Zajmując się propagowaniem skoczowskich zwyczajów i obrzędów, często spotykam się z krytyką tych poczynań. Trudno mi to zrozumieć, bo niczego przecież nie robię na siłę. Nie są to sztucznie wywoływane i przypominane zwyczaje. One zawsze tu były obecne, bo wynikały z duchowych potrzeb ludzi, którzy z pietyzmem przez stulecia je pielęgnowali. Moja rola sprowadza się jedynie do prób wydobywania ich z niepamięci, ponieważ ma to na celu dookreślenie naszej śląsko-cieszyńskiej tożsamości zbiorowej. Nawet jeśli czegoś nie da się odtworzyć, gdyż zwyczaj zupełnie już rozpłynął się w dziejach lub może nie ma na niego społecznego zapotrzebowania, warto o nim mówić i pisać, a na pewno już odtworzyć go, choćby jednorazowo, aby społeczność, której ten zwyczaj dotyczy, przypomniała go sobie, poznała na nowo i zapamiętała. Takie upowszechnienie społecznej świadomość etnologicznej ma ogromne znaczenie dla kultury regionu i tworzenia kodu kulturowego, tak potrzebnego następnym pokoleniom. Poza tym nie ma tu obowiązkowej w nich obecności. Uczestniczy w nich tylko ten, kto chce, komu sprawia to przyjemność, u kogo wynika to z jakiejś potrzeby serca.

Widać to na przykład w gwarze. Dawniej wyszydzana i tępiona przez ówczesny system oświatowy, teraz przeżywa renesans. Już nie trzeba i nie wolno się jej wstydzić. W ostatnich 20 latach nastąpiła tutaj ogromna zmiana w jej postrzeganiu. Mówię to z przekonaniem, gdyż mam za sobą, jako współorganizator, cztery konkursy gwary. Na Śląsku Cieszyńskim do dobrego tonu należy teraz, aby znać gwarę i umieć się nią posługiwać. Powszechną zazdrość budzi łatwość, z jaką niektórzy swobodnie przechodzą z gwary na język polski i odwrotnie. Na dorocznych zebraniach cieszyńskich organizacji społecznych, np. Macierzy Ziemi Cieszyńskiej, osoby z tytułami profesorskimi dumne są, że są stela i że mogą mówić po naszymu. To samo dzieje się ze strojem śląskim (mam taki własny, tzw. wałaski, i szczycę się nim). Dawniej wykpiwany, karczowany z życia publicznego i sprowadzony do cepeliady, nagle stał się on czymś pożądanym, powiedziałbym - szpanerskim, w bardzo dobrym tego słowa znaczeniu. Garnitur czy modną suknię może mieć każdy, natomiast męski czy kobiecy strój już nie. Nie jest to łatwe ze względu na oryginalne materiały, dodatki i krój. Nie na darmo święto śląskiego stroju organizowane w Cieszynie przyciąga tylu jego miłośników. Bo jak niestrudzenie podkreśla etnolog Małgorzata Kiereś: „Strój to nasze korzenie, pozostanie żywy, jeśli wspólnie będziemy pokazywać jego wartość”.

Co więc z tymi naszymi skoczowskimi tradycjami? Są, żyją i ogromnie wzbogacają duchowe przeżywanie na przykład świąt wielkanocnych oraz życie kulturalne regionu. Są solą naszej ziemi. Wzmacniają też więzi międzyludzkie i może dlatego obserwuje się obecnie odradzanie się wielu regionalnych zwyczajów i obrzędów. Bardzo dużo dobrego na tym polu robią media. Jak bez nich wyglądałby choćby skoczowski pochód z Judoszym? Dla wielu skoczowian pozostałby tylko jakimś lokalnym, trochę wstydliwym dziwactwem, a nie wartością, która stanowi o nas samych i naszej tożsamości. Kiedy pierwszy raz pokazano ten obrzęd w telewizji, sporo miejscowych zaraz zmieniło do niego nastawienie. Stał się nagle cenny, bo okazał się taki nasz, skoczowski, wyjątkowy!

***
Powyższy artykuł wyraża osobiste poglądy jego autora. W dziale Opinie Gazetycodziennej.pl prezentujemy różne stanowiska na tematy społeczne, gospodarcze, polityczne, kulturalne, religijne i sportowe Śląska Cieszyńskiego ludzi różnych opcji, wyznań, zainteresowań... Zapraszamy chętnych do przesyłania nam felietonów, dzielenia się z nami swoimi spostrzeżeniami oraz bieżącego komentowania artykułów.
Komentarze: (19)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

gratulacje, piękne zdjęcie. Jako fotograf jest pan równie wybitny co jako dziennikarz.

"Na Śląsku Cieszyńskim do dobrego tonu należy teraz, aby znać gwarę i umieć się nią posługiwać."

Znaczy się że co? Jeśli nie znam ANI JEDNEGO gwarowego słowo to jestem prostakiem, ignorantem, a może nawet troglodytą? W przeciwieństwie do tych wszystkich uczonych, na których powołuje się pan Orawski szczycę się tym, że MÓWIĘ, a nie GODOM! (no proszę, jednak umiem powiedzieć coś gwarowego)
Zabiegi uprawiane przez pana Orawskiego osobiście

"Na Śląsku Cieszyńskim do dobrego tonu należy teraz, aby znać gwarę i umieć się nią posługiwać."

Znaczy się że co? Jeśli nie znam ANI JEDNEGO gwarowego słowo to jestem prostakiem, ignorantem, a może nawet troglodytą? W przeciwieństwie do tych wszystkich uczonych, na których powołuje się pan Orawski szczycę się tym, że MÓWIĘ, a nie GODOM! (no proszę, jednak umiem powiedzieć coś gwarowego)

Jak nie umiysz nic inszego, to musisz być fest z dumny z tego mała, co ci idzie.

Najlepszą definicji tego co znaczy tradycja dał oczywiście Węglarz w kultowym filmie "Miś": -Tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze. Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza. Tradycja naszych dziejów jest warownym murem, to jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza... To jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to co dookoła powstaje, od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy.

Zgadzam się z autorem, że śląską kulture należy pielęgnować i gratuluje odważnego artukułu. Jednakże znajomość historii Śląska Cieszyńskiego przez samych Cieszyniaków jest znikoma lub żadna. Nawet osoby z tytułem magistra historii nie znają historii Śl. Cieszyńskiego (choć są od tego wyjątki). A konkretnie ilu Cieszyniaków wie kiedy roczpoczeło się chrześcijaństwo na Śląsku, jaki jest herb Śląska i dlaczego jest on w herbie Rep. Czeskiej, albo dlaczego w Cieszynie jest szpital prowadzony przez Zakon, co w Polsce raczej jest ewenementem?. PS Jo je stolz, aże jo godać umia.

"Powszechną zazdrość budzi łatwość, z jaką niektórzy swobodnie przechodzą z gwary na język polski i odwrotnie." - kurcze wcale nie zauważyłem tej powszechnej zazdrości.

ale, to nie laur, tylko zachęta !

Do bodej. Skoro ten Orawski nic nie umie, a potrafił tak wiele zdziałać, to wychodzi na to że na około pełno geniuszy, przy których Einstein to pryszcz. Dziwne, że jakoś ich nie widać. A tak całkiem poważnie. Gdyby było więcej takich Orawskich!!!
Ps. Nie znam gościa, ale oglądając TV i czytając gazety jestem pełen podziwu. Wszędzie go pełno. Jakoś nie przypominam sobie aby np. pan Hareża kiedykolwiek był pokazywany w telewizji. W gazetach i radiu to go w ogóle nie ma. Widocznie nie ma nic dopowiedzenia.A jest i ma się fajnie
Ps. ten artykuł był w Wyborczej. Niewielu może tam drukować. Na to trzeba coś umieć i mieć coś sensownego do powiedzenia.

Z tym poziomem wybiórczej toś gościu przesadził. Wystarczy tylko napisać coś o Polakach, że homofoby, antysemici, ksenofobi z ciemnogrodu i masz wydrukowane jak w banku.

W tym właśnie tkwi problem pana Orawskiego-wszędzie go pełno. Ot, zwyczajnie już się przejadł w Skoczowie.

Bydźmy dumni ze swoich korzyni.

Bądźmy dumni z siebie, jeżeli są ku temu rzeczywiste powody. Pamiętajmy natomiast o korzeniach.

Czego ma się nauczyć nasze dziecka w zerówce? Może coś o korzeniach swojej rodziny, historii swojego regionu? Nie koniecznie. Obecnie sześcioletnie dziecka mają być poddawane unijnej indoktrynacji, tak jak kiedyś za komuny, uczą się recytować grafomańskie wiersze sławiące UE. Przykład: "Do Unii też/ należeć chcę,/ to drugi dom,/ więc cieszę się./ Dwa domy mam/ tak bliskie mi,/ w jednym chcę żyć,/ w drugim chcę być""

Po sasiedzku śledzę tez dyskusje wokół Pana Słupczyńskiego. Obuie sprowadzają się głównie do tego jakby tu Słupczyńskiemu i Orawskiemu dokopać. Apel do obu panów. Po co się męczycie, nie róbcie tyle, co robicie, nie warto. Nikt tego nie doceni. Najlepiej wiec nic nie robic, nie wychylać się, nie mieć pomysłów. Oto Polska własnie.
Skąd w ludziach tyle złośliwości i bezinteresownej zawiści?

o sukcesach nowej Targowej. Wojtuś T., do pióra, Boguś S. też pochwali a Juruś O. będzie wam obu bił brawo...

a jo wóm powiym Panoczki nie rezygnujcie, motłoch trza nóm nauczać,a choćby "barbarzyńcy przeszkodzali to i tak się nie dómy. Barbarzyńcy zawsze są przeciwni kształcyniu naszego ludka kochanego, Oni by nóm jyno ciemnote chcieli wciskać. Ale jedno muszym powiedzieć z tom dziełuszkom Malgosią to je sie nie zgodzóm, że te stroje to niby korzynie, jo se myślym, że ludeczkowie to korzynie i tyn lud zrobił stroje bo inacyj to jakosi na opak:-) miyjta sie dobrze

na poczatek trzeba sie zastanowic kto to jest cieszyniok

nie szata zdobi człowieka, tak jak tradycja nie zastąpi bycia... człowiekiem

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama