, piątek 19 kwietnia 2024
Samotna matka – kilka pytań  i nieco mniej odpowiedzi…
Samotna matka często ma poczucie, że jest niekompletna, że musi uzupełnić swój pierwiastek żeński o pierwiastek męski. Do zdrowego wychowania dzieci potrzebni są: ojciec i matka ewentualnie mężczyzna i kobieta. Tako rzecze nasza Tradycja. fot: Pixabay



Dodaj do Facebook

Samotna matka – kilka pytań i nieco mniej odpowiedzi…

Dariusz Bożek

Śpij kochana śpij.

Śnij spokojnie śnij.

Już wkrótce będzie jak w niebie

gdy Książę zwabiony Twym czarem

pokona obronną poczwarę

i spije nagrodę z Twych ust…

Nieco prowokacyjny prolog występujący w roli tła wobec dalszych rozważań.

Kobiety karmione jak gęsi - Kopciuszkiem i Śpiącą królewną - zapadają w letarg w oczekiwaniu na Księcia z bajki. On je przebudzi i wyzwoli. Nieważne, że mogą chcieć czegoś innego; nieważne, że w ogóle mogą chcieć. Bez Niego ich egzystencja i tożsamość są niepełne. Najlepszym ze wszystkich Książąt jest niewątpliwie Mąż, który potrafi je uratować do pełnowartościowego życia. Macierzyństwo jest również pożądane. Nadaje ich psychice właściwy wektor a pranie, sprzątanie, gotowanie i inne czynności służebne (np. seks) ustrukturalizują ich czas na wiele lat i pozwolą uniknąć niepotrzebnych dylematów. Ich życie nabiera kolorów tylko w odniesieniu do innych i tylko wtedy, gdy czują się innym potrzebne. Poczucie winy i stymulacja społecznych stereotypów pozwalają im zachować kurs na jedynej i pożądanej ścieżce rozwoju. I w taki oto sposób żyją długo i szczęśliwie.

Czy istnieje zjawisko zwane „samotną matką”?

Przygotowując się do napisania tego artykułu uzmysłowiłem sobie, że nie istnieje coś takiego jak „samotna matka” w sensie odrębnego homogenicznego bytu. Lecz umysł ludzki musi szufladkować i to jest zjawisko naturalne, nie możemy się pochylać nad każdym zagadnieniem jak naukowiec o wąskiej specjalizacji. Dla ułatwienia zrozumienia rzeczywistości podążamy więc na skróty, kosztem utraty zewnętrznego bogactwa. Stąd więc pojęcie „samotna matka” zostało wrzucone do worka z napisem „uwaga: sytuacja szczególnej troski - byt niekompletny!!!”

Lecz przecież sytuacje życiowe bywają diametralnie różne. Są kobiety porzucone i takie, które z własnej inicjatywy rozstały się z partnerem, ewentualnie wdowy; niezależne lub zawieszone na innych; zadowolone z samotności lub desperacko poszukujące towarzysza; bogate lub biedne, szanowane lub będące obiektem społecznej pogardy. Mogą radzić sobie znacznie lepiej od niejednego stabilnego układu małżeńskiego lub marnować życie sobie i swojemu potomstwu. Bywają szczęśliwe, nieszczęśliwe lub normalne; są optymistkami, pesymistkami lub realistkami; świetnie prowadzą samochód lub ustępują pierwszeństwa w trakcie przebywania na rondzie.

Poza tym cóż to za „samotność” skoro jest dziecko lub dzieci, a za jej plecami często kotłuje się jakaś sieć wsparcia pod postacią rodziny lub innych bliskich (np. dziadkowie, rodzice ojca, siostry, bracia, przyjaciółka). A może ona w ogóle nie czuje się samotna, „pozbawiona” drugiej połówki, która przecież bardzo często okazuje się być połówką litra? Może jest jej dobrze w tym braku posiadaniu stałego partnera, może ceni sobie pewną dowolność w wyborze różnorodnych męskich bytów. Lub ostatecznie – co nie mieści się w społecznej głowie – może nie chcieć mieć nikogo. Jak to k…!!!?

Czy dla dziecka istnieje optymalne rozwiązanie?

W dzisiejszych czasach, gdy związki - nie tylko małżeńskie - tworzą się i rozpadają z prędkością zbliżoną do prędkości światła, gdy coraz powszechniejsze stają się formy niewiele przypominające tradycyjne podstawowe jednostki społeczne, trudno jednoznacznie ocenić, jaką formą jest „kobieta sama wychowująca dziecko”.

W życiu społecznym dysponujemy całą paletą rozwiązań począwszy od trzeciopłciowego singla bez psa (lub kota) a na rodzinie patchworkowej skończywszy. Ta ostatnia - swoja drogą - to bardzo ciekawe rozwiązanie: byli małżonkowie zamiast się rozejść i pielęgnować wzajemną nienawiść do końca życia, sprowadzają swoich nowych partnerów z ich dziećmi, poczynają nowe potomstwo i wszyscy razem (nawet teściowie oraz geje – jeżeli stwierdzono) żyją pod jednym dachem, tworząc coś w rodzaju jednej wielkiej pozszywanej rodziny.

Pomiędzy tymi skrajnościami (singiel vs. patchwork), gdzieś pośrodku znajduje się model idealny: kobieta i mężczyzna ze swoją uporczywą miłością do grobowej deski, wierni i kochający się, spleceni uczuciem i zainteresowaniem seksualnym. Z tym optymalnym układem nikt nie wygra. Jeżeli otoczony jest jeszcze warstwą szerszej rodziny, dziadkami, wujkami i kuzynami to mamy pełnie szczęścia i gwarantowaną produkcję tzw. wygrywających, czyli osób podążających ścieżką realizacji własnego potencjału, powtarzających funkcjonalny wzorzec po rodzicach i trzeba naprawdę zdecydowanych działań czynników zewnętrznych (np. wojna, ciężka choroba) , żeby tym zachwiać.

Problem jest w tym, że kiedy pytam innych o to, ile znają takich dobrych związków, to zalega niezręczna cisza wypełniona skanowaniem psychologicznych wnętrzności. Ja osobiście znam kilka par, kochających się i wiernych jak łabędzie osobników. Niewiele. Ale są. Między dożywającymi w szczęściu i miłości do grobowej deski idealnymi partnerami a warstwą dysfunkcjonalnych układów - wycelowanych na wzajemne dręczenie i ograbianie z zasobów własnych dzieci - rozpościera się ocean przeciętności i mizerii, czyli tzw. statystyczna norma.

Przeważają wiec układy popadające w szarość i rutynę, trwające w swoistym zastygnięciu, wypalone z namiętności i wypłukane z minerałów zaangażowania, uwikłane po drodze w zróżnicowane relacje geometryczne (trójkąty, czworokąty), związane majątkiem lub dziećmi lub lękiem przed podejmowaniem jakichkolwiek zmian, dożywające w nadziei na osiągnięcie starości, która scali ich ostatecznie strachem przed śmiercią i jej przedsionkami: bezradnością i samotnością.

Czy samotna matka jest niekompletna?

Samotna matka często ma poczucie, że jest niekompletna, że musi uzupełnić swój pierwiastek żeński o pierwiastek męski. Do zdrowego wychowania dzieci potrzebni są: ojciec i matka ewentualnie mężczyzna i kobieta. Tako rzecze nasza Tradycja. Koniec dyskusji.

Zaryzykuję stwierdzenie, że dla dobra dziecka lepszy jest pojedynczy rodzic niż toksyczny lub dysfunkcjonalny układ dwojga partnerów. Poza tym współczesna nauka nie dysponuje pełną i jednoznaczną wiedzą na temat rozwoju jednostki, nie do końca wiadomo jakie czynniki odgrywają jaką rolę. Jest oczywiste, że dziecko wychowywane przez pojedynczego rodzica może mieć deficyt rodzica płci przeciwnej. Z drugiej strony dziecko wychowywane przez pełną rodzinę może wyjść w świat z dużo bardziej pokaźnym pakietem ułomności, kompleksów i deficytów. Nigdy nie wiadomo. W dodatku nie ma prostego przełożenia pomiędzy poziomem dysfunkcji a umiejętnościami radzenia sobie dziecka jako przyszłego dorosłego. Dzieci z rodzin pełnych i normalnych wykazują często problematykę, która obca jest niektórym dorosłym wychowywanym w tzw. rodzinach trudnych.

Znane są badania, sprawdzające to jak szczęśliwe są dzieci w zależności od modelu rodziny w jakim przyszło im dorastać. Okazało się, że nie ma zasadniczej różnicy pomiędzy dziećmi wychowywanymi przez różnorodne konstelacje (samotny rodzic, rodzice biologiczni, rodzic biologiczny + macocha/ojczym i inne). Reasumując można śmiało powiedzieć, że nie ilość a jakość ma decydujące znaczenie.

Czy potrzebny jest wzorzec męski?

Myślę, że mamy tu do czynienia z jednym z osiowych problemów samotnego macierzyństwa a mianowicie z pytaniem, czy dziecko wychowywane bez ojca/wzorca męskiego może być szczęśliwe? Przedstawione powyżej wyniki badań sugerują, że tak, lecz warto jeszcze zdać sobie sprawę z tego jakim wzorcem ojca dysponujemy? Czy dojrzałym tatą i mężem lub partnerem? Czy zalegającym przed telewizorem z puszką browca leniwcem z przerostem brzusznym? Czy agresywnym dominatorem kontrolującym najbliższe otoczenie? Czy nieobecnym i wiecznie wycofanym samcem pochłoniętym samym sobą?

Czy istnieją zalety bycia „samotną matką”?

„Samotna matka” tworzy z reguły wobec dziecka jeden ośrodek decyzyjny. Może to ułatwiać szybkie działanie szczególnie wobec sytuacji, gdy partnerzy mają odmienne wizje i każdy szczegół trzeba uzgadniać a dziecko często uczy się manipulacji wybierając rodzica, który proponuje mu korzystniejsze dla niego rozwiązanie („a Tata mi pozwolił zjeść całą czekoladę…). Zazwyczaj w układzie mono nieobecna jest również dysfunkcjonalna komunikacja poprzez dziecko, tak często obserwowana w relacjach tradycyjnych („ te… Balbina... idź powiedz matce, że tatuś wróci dzisiaj później do domu”).

Jednak najważniejszy wydaje się fakt, że trudne sytuacje wyzwalają w samotnym rodzicu dodatkowe pokłady siły i umiejętności. Przynajmniej może się tak zdarzyć. Kobieta pozostawiona sama sobie, paradoksalnie może stać się bardziej wolna. Przecież powinna zgodnie z pewnym społecznym przekonaniem, być dla swojego dziecka ojcem i matką. Czyż nie znaczy to, że w naturalny sposób przyzwalamy jej (i ona sobie) na włączenie w repertuar typowo męskich zachowań? Czy gdyby żyła w związku z mężczyzną, nie byłaby skłonna oddać mu trochę tej wolności a sama popaść w jakąś stereotypową pułapkę? Czyż nie wolno jej więcej teraz, niż typowej mężatce? Czy sytuacja nie wymusza zmiany, która nigdy by nie miała miejsca w tradycyjnym modelu stereo? I na koniec tej serii pytań: jeżeli kobieta „samotnie wychowująca dziecko” z założenia ma mieć źle ( a tak się często uważa ), to dlaczego dookoła jest tyle niewiast zadowolonych ze stanu rzeczy, nie zamierzających na siłę poszukiwać partnera celem uzupełnienia męskiego braku?

Niech te pytania nie sugerują żadnych jednoznacznych odpowiedzi. Na tym najlepszym z możliwych światów (choć jaki Koń jest każdy widzi) przynajmniej w tej kwestii pozostańmy otwarci, szczególnie gdy do naszych drzwi pukają tworzone na dupościsku prawdy i stereotypy. Ziemia to w końcu – jak mawiał Stanisław Jerzy Lec – kropka pod znakiem zapytania.

Bardzo oszczędny epilog pozornie nie związany z częścią przedstawianych tez.

„Poszłabym za tobą na sam koniec świata,
ale mi się nie chce, ale mi się nie chce, 

nie chce za chłopcami latać!”

Mira Kubasińska & Breakout „Poszłabym za Tobą”

Komentarze: (5)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Oczywiście jestem chętny brać udział w dyskusji tylko jakiś czas tu nie zaglądałem i nie byłem świadom, że są jakieś oczekiwania. Artykuł o samotnych ojcach ukazał się w jednym z numerów Tramwaju Cieszyńskiego. Co prawda nie ja byłem jego autorem ale myślę, że warto się z nim zapoznać. Rzeczywiście sytuacja samotnego ojca jest częściowo inna a częściowo taka sama jak samotnej matki. Chętnie o tym napiszę :)

A tu bez zmian. Kiedyś ktoś z komentujących napisał, że fajnie byłoby, gdyby autor wziął udział w ewentualnej dyskusji lub przynajmniej odpowiadał na komentarze. I co? Lipa.

no właśnie, o samotnym ojcu, czekamy!

Jasna sprawa, że kobiecie "pierwiastek męski" nie jest niezbędny w wychowaniu dzieci, to wiedzą i praktykują nawet osoby publiczne. Więcej, odkryto także, że można nawet nie płacić alimentów, a i tak nie ponosi si z tego powodu żadnych przykrości.
Panowie, żyć nie umierać!

Brawo:):):) A teraz o samotnym ojcu proszę:) Bo chyba samotny ojciec to nie to samo, co samotna matka tzn. nie te same mechanizmy, odczucia, wyniki wychowawcze itp?

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama