Tajemnica domu WojaczkówTytuł artykułu może przywoływać skojarzenia z dziełami Edgara Allana Poego albo nawet bardziej z tanimi XIX-wiecznymi zeszytowymi powieściami, popularnymi również na Śląsku Cieszyńskim. Z początku wszystko wyglądało niesamowicie. Gruchnęła informacja, że w Gułdowach w domu nr 10 straszy. - W izbie Wojaczka spadały bez najmniejszej przyczyny kamienie, kawałki cegły, itp. - informował "Nowy Czas". Wielu ludzi z samego Cieszyna, jak i bliższych i dalszych wiosek schodziło się do Wojaczków, ale żaden z nich nie umiał powiedzieć, skąd mają lecieć kamienie. Jedynie wójt - wprawdzie niepodany z nazwiska, ale skądinąd wiadomo, że był nim w tym czasie Andrzej Francus - chyba coś podejrzewał. - Gdy przełoży gminy Krasnej przyszedł na doświadczenie ludziom zabobonu, kazał służącej usiąść na jednem miejscu i dał trzech wachlarzy, aby uważali skąd kamienie polecą, i kamienie przestały padać - pisała "Gwiazdka Cieszyńska".- Gdy w nocy ludzie odeszli, służąca znów dwa razy rzuciła; szukali i znaleźli przy niej kawałki węgla kamiennego. Nazajutrz odesłano ją do Cieszyna i strachy się skończyły. Podobna historia rozegrała się w Skoczowie w 1857 roku. Tam w domu pewnej staruszki miało straszyć. Jednak, kiedy kilku mieszczan stanęło na straży, udało im się znaleźć źródło dziwnych dźwięków. Okazało się, że to troje złośliwych sąsiadów (dwie kobiety i mężczyzna) straszyło biedną staruszkę brzęczeniem i buczeniem o północy. Mieszczanie złapali całą trójkę, która trafiła później pod sąd, a - jak pisała "Gwiazdka Cieszyńska" - pobożną, od przestrachu już na pół obłąkaną kobietę z przykrego położenia uwolnili. Opracowano na podstawie: "Gwiazdka Cieszyńska" 1857, nr 12; 1883, nr 9; "Nowy Czas", nr 9.
|
reklama
|
Dodaj komentarz