fot. Robert Kania
Nie udały się hokeistom trzynieckich stalowników dwa pierwsze mecze finałowe tegorocznych rozgrywek Ekstraligi. Dwukrotnie lepsi w Werk Arenie okazali się gracze HC Verva Litvinov, i to Nafciarze są bliżej upragnionego złota.
Używając terminologii bokserskiej moglibyśmy powiedzieć, że trzynieccy hokeiści przyjęli kilka bardzo bolesnych ciosów, i choć nie zostali jeszcze znokautowani, to jednak widmo bolesnej porażki coraz mocniej zajrzało im w oczy. Niby sędzia jeszcze nikogo nie liczył po knockdownie, jednak zachwiana sylwetka wskazuje, że do najlepszej dyspozycji jeszcze droga daleka.
O tym, jak przewrotny bywa sport udowadnia właśnie finałowa rywalizacja z ekipą Vervy. Przed rozpoczęciem finałowej serii nikt w najczarniejszych nawet scenariuszach nie zakładał, że po dwóch meczach na własnym lodzie Trzyńczanie do Litvinowa będą udawać się z dwoma porażkami na koncie (1:3 i 2:3). Tym bardziej trudno jest się pogodzić kibicom z takim obrotem sprawy, że analitycy przed rozpoczęciem finałów to właśnie w Stalownikach upatrywali głównego faworyta do złotych medali. Fantastyczne mecze półfinałowe przeciwko Sparcie tylko utwierdziły wszystkich w przekonaniu, że trudno będzie jakiejkolwiek ekipie zagrozić Stalownikom w finale.
Nikt w Trzyńcu nie zakłada, że drużynę dopadł kryzys, jednak mecze ze Spartą mógłby po prostu kosztować mnóstwo sił, których nie udało się zregenerować. Inna sprawa, że dwa mecze finałowe w Werk Arenie nie niosły takiego ładunku emocji jak pojedynki ze Spartą. To dlatego część komentatorów przyznała, że mecze z Prażanami były w tym sezonie przedwczesnym finałem.
Litvinov swój cel zrealizował w miniony weekend w Trzyńcu nawet nie w stu, ale w dwustu procentach. Po raz kolejny potwierdza się stare hokejowe porzekadło, że w play offach o sile drużyny decyduje forma bramkarzy. W finałach naprzeciw siebie stoją dwaj najlepsi ligowi golkiperzy w tym sezonie - Šimon Hrubec u Stalowników i Pavel Francouz u Nafciarzy. Na razie górą jest Francouz, który jeszcze przed pierwszym meczem zdążył narazić się trzynieckim kibicom wpisem na Twitterze. Ponadto w drugim meczu „przyaktorzył” sugerując poważny faul jednego z trzynieckich napastników. Był jednak pierwszoplanową postacią swojego zespołu, broniąc po ponad 30 strzały w każdym ze spotkań.
Fakty są jednak takie, że od środy, gdy finałowa seria przeniesie się do Litvinova, każdy mecz dla Trzyńca jest meczem o powrót do gry o tron. Na pewno sztab trenerski ma o czym myśleć. W dwóch spotkaniach zawiodła umiejętność gry w osłabieniu - spośród sześciu strzelonych przez Vervę goli aż pięć padło podczas ich gry w przewadze. Ponadto w drugim spotkaniu zawiodło kilku graczy, a przede wszystkim Štefan Ružička, który miał swój udział przy każdej straconej przez Trzyńczan bramce (przy pierwszej zgubił krążek i wpadł na kolegę z zespołu, przy dwóch kolejnych przesiadywał na ławce kar).
Teraz rywalizacja przenosi się do Litvinova - mecze w środę i czwartek będą się rozpoczynać o godz. 17.20. Nikt z zawodników ani kibiców Oceláři nie dopuszcza do siebie myśli, że finałowa seria nie powróci już do Trzyńca. - Oni wygrali dwa mecze u nas, my musimy wygrać dwukrotnie u nich. Mamy na tyle silny zespół, że możemy tego dokonać - tak po meczu mówił Rostislav Klesla, kapitan Stalowników.
Dodaj komentarz