, wtorek 23 kwietnia 2024
Superwizjer TVN ujawnia kulisy śledztwa dotyczącego Szymona z Będzina
Dziennikarze Superwizjera TVN dotarli jednak do nowych okoliczność tej sprawy. Kulisy śledztwa zaprezentowali w wyemitowanym we wtorek programie. fot: print screen ze strony superwizjertvn.pl



Dodaj do Facebook

Superwizjer TVN ujawnia kulisy śledztwa dotyczącego Szymona z Będzina

JM
Już dwa miesiące po ujawnieniu zwłok chłopca odnalezionego w cieszyńskim stawie, policjanci dysponowali listą 60 tysięcy dzieci, wśród których było nazwisko Szymona R. Jego nazwisko było też na pierwszym miejscu wśród 900 niezaszczepionych na Śląsku dzieci. Szymon otwierał również listę 88, a potem 66 chłopców, którą stworzyli policjanci z Katowic i Cieszyna. Jednak według innego policjanta Szymon R. wtedy wciąż żył - informuje Superwizjer TVN, którego dziennikarze dotarli do nowych okoliczność tej sprawy.

Sprawa zagadkowej śmierci chłopczyka, którego zwłoki znaleziono wiosną 2010 roku w stawie na obrzeżach Cieszyna, niespodziewanie rozwiązana została w połowie czerwca. Chłopczyk nazywany "Jasiem z Cieszyna" okazał się Szymonem z Będzina. Rodzice po ponad dwóch latach poszukiwań zostali zatrzymani i aresztowani. Media obiegła informacja, że do zwrotu w sprawie doszło dzięki anonimowej informacji od sąsiadki, która zatelefonowała do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Dziennikarze Superwizjera TVN dotarli jednak do nowych okoliczność tej sprawy. Kulisy śledztwa zaprezentowali w wyemitowanym we wtorek programie.

Żmudna praca policji

Wiosną 2010 r. policjanci na całym Śląsku musieli sprawdzić ponad 60 tysięcy domów, w których mieli przebywać chłopcy w wieku zbliżonym do chłopca. Ich zadaniem było sprawdzenie, czy w którymś z nich nie brakuje zameldowanego tam dziecka. Dziennikarze Superwizjera TVN ujawnili, że funkcjonariusze zajmujący się sprawą poprosili jednostki Sanepidu w całym kraju o wykaz nazwisk niezaszczepionych dzieci (wszystko dlatego, że na ciele chłopczyka nie znaleziono śladu przeciw gruźlicy). Tylko w województwie śląskim takich dzieci we wskazanym przedziale wiekowym było 900. Ta lista przekazana została do oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Katowicach. Śledczy chcieli się dowiedzieć, ile spośród nich nie korzystało z pomocy opieki medycznej po 19 marca 2010 roku (czyli od momentu znalezienia ciała Szymona). Te dane zawęziły listę do 86 nazwisk. Dzięki porównaniu ich z tzw. próbkami bibułkowymi (próbki pobierane są od każdego dziecka w momencie urodzenia i przechowywane przez dwa lata). Udało się uzyskać 22 próbki bibułkowe. Żadna z nich nie była jednak zgodna z DNA chłopczyka znalezionego w stawie na obrzeżach Cieszyna. Lista nazwisk po raz kolejny jednak się zawęziła. Policjanci dysponowali listą 66 nazwisk chłopców w określonym wieku, którzy po 19 marca 2010 roku nie korzystali z opieki medycznej. Z raportów spływających do Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach, która nadzorowała to śledztwo wynikało, że wszystkie dzieci żyją i są pod opieką rodziców.

Dzielnicowy z Będzina popełnił błąd?

Wśród nich był również Szymon. Jak to możliwe? W Będzinie policjanci mieli do sprawdzenia 750 adresów. W mieście pracuje dziesięciu dzielnicowych, oznacza to, że każdy z nich miał do sprawdzenia 75 rodzin. Jak wynika z raportu dzielnicowego w maju 2010 roku policja była w domu Szymona. Dziennikarze Superwizjera TVN twierdzą jednak, że dzielnicowy nie mógł widzieć chłopczyka. Rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Będzinie poinformował, że matka chłopca mogła posłużyć się innym dzieckiem, podobnie miało być w przypadku obowiązkowego szczepienia, na które zaprowadziła swojego wnuka, by w ten sposób ukryć śmierć Szymona. Okazuje się, jednak, że Beata Ch., kontakt z wnukiem i córką nawiązała dopiero w sierpniu 2010 roku, zatem policjant nie mógł widzieć chłopca. Według informacji do których dotarli dziennikarze Superwizjera TVN rodzice Szymona zeznali w prokuraturze, że ani w kwietniu ani maju ich domu nie odwiedził dzielnicowy.

MOPS interesował się rodziną R., ale oficjalnie twierdził, że tak nie było

W tym okresie rodziną R., interesował się Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Będzinie. Pracownicy socjalni na prośbę ośrodka zdrowia mieli sprawdzić, co dzieje się z rodziną i ustalić, dlaczego dzieci państwa R., nie zostały zaszczepione. Jak zapewniła rzeczniczka Urzędu Miasta w Będzinie pracownicy czterokrotnie próbowali spotkać się z rodzicami, ale bezskutecznie. Poproszono także o pomoc straż miejską, ta jednak w ogóle nie zajęła się sprawą i kwestie te nie zostały wyjaśnione, a ówczesna dyrektor MOPS-u wysłała pismo z informacją, że rodzina R., nie jest pod opieką placówki.

- Takie mamy społeczeństwo? Mówimy, że policja czegoś nie zrobiła, że zrobiła coś źle, ale dlaczego ktoś nie zadzwonił dwa lata wcześniej - pyta, opowiadający o kulisach śledztwa, jeden z policjantów.

Prokuratura w Bielsku-Białej ma wyjaśnić, kto jest odpowiedzialny za niedopatrzenie w tej sprawie.

Komentarze: (0)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama