Koncert Stinga: Jeżeli ktoś chciał muzycznej uczty, to ją dostał- Nie było mnie tu od 15-stu lat. Witaj Ostrawo - przywitał swoich fanów artysta. fot. Maciej Kłek Bohater wieczoru nie zawiódł. Zachwyca formą i mimo, że skończył 60 lat, widać było, że dalej cieszy go to, co robi. fot. Maciej Kłek Nie sposób nie wspomnieć o zespole muzyków, który towarzyszył Stingowi w tym koncercie. fot. Maciej Kłek Podczas koncertu można było usłyszeć wszystkie największe hity artysty z jego prawie 40-sto letniej muzycznej kariery. fot. Maciej Kłek Największy aplauz wśród publiczności wywołały oczywiście rockowe kawałki np. "De do do do de da da da". fot. Maciej Kłek Sting zagrał koncert w ramach tournee "Back to Bass", które rozpoczęło się 7 listopada we Francji. Trasa promuje niedawno wydaną kolekcję płyt "Sting - Best of 25 Years". Atmosfera oczekiwania na tę muzyczne doznania, podekscytowanie i radość widoczne były na twarzach przybywających na koncert Czechów i Polaków. Wśród fanów Stinga można znaleźć przedstawicieli kilku pokoleń - od siedemnastolatków "zarażonych" Stingiem przez rodziców, do czterdziestoparolatków wychowanych na największych przebojach The Police. Panie w szpilkach i mężczyzn w glanach. Dzieci i osoby starsze. Wszyscy Ci, którzy kochają wspaniałą muzykę i mądre teksty byli tam w ten listopadowy poniedziałek. A było czego posłuchać. - Nie było mnie tu od 15-stu lat. Witaj Ostrawo - przywitał swoich fanów artysta. Fantastyczne wykonania starych utworów w nowych, świeżych aranżacjach ("Roxanne", "Englishman in New York"), piosenki, które nigdy nam się nie znudzą ("Message In The Bottle", "Every breath you take"). Publiczność dopingowała wokalistę oklaskami i śpiewem. Można było usłyszeć wszystkie największe hity artysty z jego prawie 40-sto letniej muzycznej kariery. Największy aplauz wśród publiczności wywołały oczywiście rockowe kawałki np. "De do do do de da da da". Aż trudno uwierzyć, że ten utwór pochodzi z płyty wydanej w 1980 roku. W czasie nastrojowych ballad, takich, jak "Shape of my heart" czy "Fragile" publiczność z zamkniętymi oczami kołysała się w rytm muzyki. Nie sposób nie wspomnieć o zespole muzyków, który towarzyszył Stingowi w tym koncercie: Dominic Miller, Rufus Miller (gitara), Vinnie Colaiuta (perkusja), Peter Tickell (skrzypce elektryczne), Jo Lawry (wokal). Na szczególną uwagę zasługuje nieprzeciętny głos wokalistki Jo Lawry i genialna gra Petera Tickella na skrzypcach elektrycznych, który zgodnie z nazwą instrumentu zelektryzował atmosferę w CEZ Arenie do najwyższego poziomu. - To niebywałe przeżycie. Cieszę się, że mamy tu tak blisko. Atmosfera była niezapomniana. Nie myślałem, że będę miał kiedyś okazję zobaczyć Stinga na żywo - mówił Andrzej Marek, który na koncert przyjechał z Bielska-Białej i dodał, że bilety na koncert tego samego artysty w Czechach są dużo tańsze. Dlatego wykorzystuje to i gdy tylko nadarzy się okazja, przyjeżdża. - Bawiłam się świetnie. I nie zaprzeczam, że poleciały mi łzy, gdy Sting zaśpiewał "Fragile". Czekałam na ten utwór i miałam nadzieję, że zostanie zagrany. Nie zawiodłam się - dodaje Monika z Cieszyna. Bohater wieczoru nie zawiódł. Zachwyca formą i mimo, że skończył 60 lat, widać było, że dalej cieszy go to, co robi. Sting bisował trzy razy - "Desert rose" porwała do tańca fanów na płycie Areny, a "Wrapped around your finger" przypomniała o najlepszych latach The Police. Koncert trwał dwie godziny. Dla wielu były to dwie najpiękniejsze muzyczne godziny w życiu, dla innych kolejny koncert znanego artysty.
|
reklama
|
Koncert był rewelacyjny. Sting niezmiennie w świetnej formie.
Dodaj komentarz