, czwartek 18 kwietnia 2024
Jakub Glajcar: Nie mam poczucia, że bieganie odbywa się kosztem czegoś
Jakub Glajcar: Biegam od 2002 r. Wcześniej jeździłem na rowerze, trenowałem kolarstwo górskie. Nie szło mi to, nie miałem odpowiednich predyspozycji. Fot.: ARC JG 



Dodaj do Facebook

Jakub Glajcar: Nie mam poczucia, że bieganie odbywa się kosztem czegoś

KATARZYNA KOCZWARA
Jakub Glajcar: Nie mam poczucia, że bieganie odbywa się kosztem czegoś

Jakub Glajcar: Potrzebuję trzech par butów co pół roku. Buty dobieram do rodzaju podłoża, każda para to ok 300 zł. Fot.: ARC JG


Jakub Glajcar: Nie mam poczucia, że bieganie odbywa się kosztem czegoś

Jakub Glajcar: Krajowe zawody są mi potrzebne, aby nie tracić formy. Zagraniczne są podstawą, by liczyć się w rankingach. Fot.: ARC JG


Jakub Glajcar: Nie mam poczucia, że bieganie odbywa się kosztem czegoś

Jakub Glacjar: Tygodniowo biegam około 200 km. Nie jest łatwo pogodzić to z pracą, ale daję radę. Fot.: ARC JG

Ma 26 lat, co tydzień przebiega ponad 200 km, swojej sportowej pasji podporządkował życia zawodowe i prywatne. W specjalnej rozmowie z portalem gazetacodzienna.pl opowiada o rodzącej się w Polsce modzie na bieganie, o swoim uzależnieniu od aktywności fizycznej, planach trenerskich i poszukiwaniu sponsora.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?
Biegam od 2002 r. Wcześniej jeździłem na rowerze, trenowałem kolarstwo górskie. Nie szło mi to, nie miałem odpowiednich predyspozycji, do tego doszły problemy z klubem, który w końcu upadł. Brakowało mi wysiłku fizycznego. Aby utrzymać kondycję, zacząłem biegać. Kolega namówił mnie na udział w zawodach, zająłem 9. miejsce i zacząłem regularnie trenować.

Sam jesteś sobie trenerem?
Na początku miałem problem, na szczęście spotkałem Rolanda Bremera. On pokazał mi, jak trenować. Wcześniej biegałem, aby się zmęczyć, dawałem z siebie wszystko. Roland pokazał mi jak trenować, aby wzmocnić, a nie wykańczać organizm. To szybko przełożyło się na moje wyniki. W 2002 r. w biegu Fiata na dystansie 10 km zająłem 90. miejsce. To były moje drugie zawody. Rok później na tej samej imprezie, po treningach z Rolandem, zająłem 6. pozycję. Wszyscy byli zdziwieni, że można się tak poprawić. Później było już coraz lepiej. Teraz sam trenuję. Wymieniamy się z kolegami doświadczeniami.

Specjalizujesz się w jakimś typie biegów?
Przede wszystkim biegi uliczne, ale także biegi górskie, półmaratony i maratony. To nie są dyscypliny olimpijskie, nie ma związku nas zrzeszającego, tym samym nie ma dofinansowania.

To kosztowny sport?
Nie, potrzebuję trzech par butów co pół roku. Buty dobieram do rodzaju podłoża, każda para to ok 300 zł. Używam obuwia firmy asixc, moim zdaniem to najbardziej profesjonalna firma, reszta to komercja. Na bieżnię mam buty z kolcami, a w teren trekkingowe z grubszą podeszwą. Inwestuję także około 200 zł miesięcznie w odpowiednie odżywki. Piję izotoniki dostępne tylko w specjalistycznych sklepach. Nie używam żadnych red bulli, one są bardzo słodkie i zamulają organizm. Kupuję odżywki, które dostarczają mi witamin, soli mineralnych, aminokwasów. Rozcieńczam je w dużej ilości wody.

Jak wyglądają koszty zawodów?
To przede wszystkim kwestia dojazdu. Pod koniec 2010 roku miałem propozycję udziału w zawodach w Singapurze. Potrzebowałem około 3200 zł na bilet. Z noclegami nie ma aż takiego problemu. Znam wielu zawodników, czasem ja nocuję u nich, czasem oni u mnie. Największy koszt to wyloty. Jestem w tej uprzywilejowanej sytuacji, że jako dobry zawodnik, na większość zawodów jestem zapraszany. Wtedy nie płacę wpisowego, a jeśli jest taka konieczność, to koszt około 200 zł. Wygrane pieniądze inwestuję w kolejne zawody. Często są to jednak tak niskie sumy, że nawet na koszt dojazdu w kraju nie wystarczają.

W kraju coraz trudniej ci się rozwijać?
Krajowe zawody są mi potrzebne, aby nie tracić formy. Zagraniczne są podstawą, by liczyć się w rankingach. Do Polski na zawody przyjeżdża mało dobrych zawodników. Lepsi zawodnicy jeżdżą po światowych imprezach: maraton nowojorski, bostoński. Jeżdżę tam, gdzie mam blisko: do Wiednia, Berlina, na zawody w Czechach, Słowacji. Startuję przede wszystkim w zawodach krajowych, choć mam świadomość, że więcej już tu nie osiągnę. Jeśli się wygrywa albo jest w ścisłej czołówce od kilku lat, to ciężko się rozwijać. Konieczny jest udział w startach zagranicznych, konfrontacja ze światową czołówką.

Masz sponsora?
W Polsce jest ciężko zdobyć sponsora. Próbowałem, poddałem się. Trenuję dalej. Kryzys mam za sobą. Bez wsparcia finansowego nie mogę się rozwijać. Aby mieć odpowiednią pozycję w rankingu, trzeba brać udział we wszystkich zawodach. A na to mnie nie stać.

Jak łączysz pasję sportową z pracą zawodową?
Tygodniowo biegam około 200 km. Nie jest łatwo pogodzić to z pracą, ale daję radę. Czasem biegam 50 km dziennie, czasem 10 km - ale wtedy z większą intensywnością, stosując trening interwałowy, włączam w to siłownię, bieżnię. Jestem fizjoterapeutą, z pacjentami umawiam się na telefon. W zimie uczę jazdy na nartach. Na ogół dzień wcześniej planuję sobie pracę. 3 godziny dziennie poświęcam na trening, czasem biegam rano, a czasem późnym wieczorem. Przed zawodami trenuję dwa razy dłużej. Pracuję przede wszystkim na umowę zlecenie, wszystko podporządkowuję biegom.

To już swoista forma uzależnienia?
Tak, uzależnienia od wysiłku. Czasem jak mam 2-3 dni przerwy, to brakuje mi tego. Zaczynam kombinować, co tu zrobić, nosi mnie. Zachowuję się jak człowiek na głodzie, nie wiem, co z rękami zrobić. Ale to jest takie pozytywne uzależnienie.

Twoje życie to sport, myślałeś o pracy jako trener?
Marzy mi się własny klub, chciałbym służyć młodym jako trener. Mam już doświadczenie, znam specyfikę tego sportu. Na początek chciałbym zebrać grupę amatorską. Ludzie lepiej się mobilizują na wspólne treningi niż samotne.

Czy Polacy biegają?
W Polsce ludzie nie przyzwyczaili się jeszcze do uprawiania sportów. Kiedy zaczynałem w 2002 r., to prawie wytykano mnie palcami. Teraz powoli się to zmienia, ale i tak daleko nam do zachodu. Trasy w Wiśle są super, jest gdzie biegać. Znajomi zazdroszczą mi takiego terenu.

Miewasz dni, że zwyczajnie ci się nie chce?
Nie, robię to, bo lubię, sprawia mi to przyjemność. Nie mam poczucia, że bieganie odbywa się kosztem czegoś. Wszystko to kwestia odpowiedniej organizacji czasu. Aby odbyć trening, można iść na przykład godzinę później spać. Jeśli znajomi chcą się spotkać, to idę, o ile wcześniej zrobię trening. Mam poczucie, że chcę go zrobić, a nie, że muszę.

Rozmawiała:KATARZYNA KOCZWARA

Osoby, które chciałyby wspomóc finansowo sportowe działania Kuby, prosimy o kontakt z redakcją.
Komentarze: (16)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Chodziłam z Kubą do szkoły podstawowej i zawsze był taka "chudzinka"!
PS. Fajnie, że z takiego "spóroka" wyrósł taki wartościowy człowiek!!!
Pozdrawiam

Przy utrzymaniu 64kg wagi mam największą formę. Wzrostu mam 186cm. Są takie sporty jak skoki narciarskie, wyścigi konne czy też maratony gdzie ta niska waga ma duże znaczenie przy wygranych. Anoreksja to choroba psychiczna, człowiek chce chudnąć cały czas i myśli, że jest gruby. Ja trzymam cały czas taką samą wagę. Nie odchudzam się, jem normalnie a wagę kreuje mój cykl treningowy.

Czym innym jest ktoś chorobliwie chudy (BMI poniżej 22) a czym innym "spasiony"!

A widziałeś kiedy spasionego maratończyka???

Jestem z Wisly. Zapraszam na wspolne bieganie. Jesli jestescie zainteresowani to zapraszam na treningi.

w Wiśle, tak wynika z tekstu. Prawdopodobnie tam też mieszka.

je na to portal dlo starzików

je "Kącik gwarowy", to co by ni móg być aji tyn od hobbi, czy jako to sie nazywo... - jo je za a co by inksi nie chcieli, myślym,że wiynkszość byłaby tego ciekawo...

"Nie mam poczucia, że bieganie odbywa się kosztem czegoś" Na owo poczucie trzeba czasu - minimum 30 lat. Po tym czasie stawy kolanowe wystawią rachunek.

szacunek - 200km????!!! to 28,571km dziennie. Ja biegam także ok 6km na tydzień. I też mi to pomaga. Polecam

Brawo dla Kuby! @Ciekawa, Tobie proponuję więcej rzetelności w czytaniu...

aż się prosi, by niektórych wysłać do szkoły na naukę czytania ze zrozumieniem!

Szacun dla Kuby. Oby więcej takich ludzi z pasją. Szkoda tylko, że musi tak gimnastykować się z funduszami. Z drugiej strony jak czytam o zarobkach naszych miernot kopaczy (mylnie zwanymi piłkarzami), to szlag mnie trafia, bo pieniądze powinny trafiać do sportowców, którzy wylewają siódme poty na treningach i walczą o najlepszy wynik.

Pani Redaktor może by pani napisała skąd jest ten pan, gdzie biega, w jakim klubie ? W9ięcej rzetelności w podstawowych informacjach!!

A może by promować ludzi z pasją, z różnych dziedzin i stworzyć taki kącik. Swojemu hobby wielu podporządkowuje swoje życie.

Obejrzałem sobie zdjęcie p. Jakuba Glajcara w powiększeniu (polecam!) , toż to anorektyk! Panie Jakubie proszę niech pan poda swój wzrost i wagę!

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama