, piątek 19 kwietnia 2024
Nie tworzymy kina kolesiowskiego
Krzysztof Globisz wraz z ekipą filmową odwiedzi Cieszyn jesienią tego roku. fot. Wojciech Trzcionka 



Dodaj do Facebook

Nie tworzymy kina kolesiowskiego

Już jesienią tego roku w Cieszynie powstaną zdjęcia do najnowszego filmu Artura Więcka \"Barona\". W tytułową postać \"Ostatnich amorów Mateusza Kłosa\" wcieli się Krzysztof Globisz. - Cieszyn to też jest moja mała ojczyzna, tutaj znakomicie się czuję - zdradza nam aktor.
Wizyta w Cieszynie wyzwala w panu wspomnienia?

- Znam dobrze miasto, bardzo je lubię, z Bielska-Białej pochodzi moja mama, więc tak naprawdę są to moje rejony. Do Cieszyna kilkakrotnie przyjeżdżałem m.in. z przedstawieniami , a w Czeskim Cieszynie miałem swoich studentów, którzy grali w tamtejszym teatrze. I jestem szczęśliwy, że "Ostatnie amory Mateusza Kłosa" powstaną właśnie tutaj.

Cieszyn z całą swoją wielokulturowością jest specyficznym miastem. Odczuwa pan tę wielokulturowość?
- Książka "Amorek" Beaty Pawlak, której film będzie adaptacją zupełnie nieświadomie zawiera w sobie tematy wielokulturowości, autorka opisała klimaty trochę galicyjskie, pojawia się w niej komendant policji, jest ktoś kto jest dyrektorem tartaku, jest lekarz dentysta. To nie tylko poszczególni ludzie, ale też wszystkie te stanowiska, funkcje miejscowych notabli są ciekawe w kontekście społecznego przekroju. Myślę że wielokulturowość tego regionu wspaniale uzupełnia scenariusz filmu.

Cieszyn ma coś z Krakowa, z którym jest pan związany od lat?
- Dla mnie tak. Ma pewną atmosferę, taką sympatyczną aurę prowincjonalności. Gdy ludzie mnie pytają skąd jestem, odpowiadam że z Krakowa, choć pochodzę z Katowic, i zawsze mówię że jestem "prowincjonalnym aktorem" i wypowiadam to zdanie zawsze z najwyższym szacunkiem. Moje poczucie obywatelstwa a nawet patriotyzmu polega na tym, że moją ojczyzną jest region, w którym mieszkam. Podobnie odczuwam w Cieszynie, to też jest moja mała ojczyzna, tutaj znakomicie się czuję.

Ma pan tutaj swoje ulubione miejsca?
- Na pewno Rynek, to centralny punkt miasta. Zwykle do Cieszyna przyjeżdżam na niedługi czas, na Rynku staram się zawsze pojawić. Nie znam na tyle dobrze całego śródmieścia Cieszyna. Jednak te niezwykle urokliwe uliczki sprawiają, ze Cieszyn jest takim małym Krakowem, małym Wiedniem.

Film który powstanie w Cieszynie nawiązuje do tradycji realizmu magicznego. To taki rodzaj twórczości który od zawsze jest panu niesłychanie bliski…

- Swoje aktorstwo zawsze określam jako taki realizm poetycki. I choć może być bardzo naturalistyczne, to jednak zawsze jest złamane jakimś znakiem poetyckim. I ten scenariusz ma taką siłę. Jest filmem o pewnym cudzie, bo przecież facet wraca w snach do swoich byłych kochanek, dziewcząt, pomaga im, robi bardzo śmieszne rzeczy. I z jednej strony jest to opowieść o iberoamerykańskim kolorycie, a z drugiej taką czeską w wyrazie historią. Taką atmosferę fantastycznego czeskiego kina miały też nasze wcześniejsze filmy, "Anioł w Krakowie" i "Zakochany anioł", które niby były realistyczne, jednak miały sporo odniesień do poetyckości.

W jaki sposób buduje się taką postać trochę nierzeczywistą, z pogranicza snu?

- To trudne zadanie, często myślę o wszystkich rozwiązaniach które narzucają się w pierwszym odruchu. I od razu poddaję takie rozwiązania w wątpliwość. Szukam wtedy mniej oczywistego, które będzie zarazem bardziej odpowiednie. Tak mam od zawsze.



Postać Mateusza Kłosa od razu przypadła panu do gustu?

- Mateusz umiera na początku filmu, a później go odmładzamy, będzie przechodził rozmaite transformacje, będzie się pojawiać w snach kobiet raz jako młodszy, raz jako starszy mężczyzna. Będziemy się bawić wiekiem tej postaci, więc będę musiał raz przytyć, innym razem trochę się odchudzić.

Działacie w pewnej grupowości, tworząc kino autorskie. To zapewne ogromna siła, większa swoboda twórcza, dająca możliwość wpływania na filmową rzeczywistość…
- Jeśli gram w jakimś filmie, mówię że wystąpiłem u tego czy tamtego reżysera. Natomiast o filmach realizowanych z Arturem Więckiem "Baronem" mówię, że są to nasze filmy. Wiadomo, że tworzyliśmy to w grupie, Baron z Beresiem piszą scenariusz, a szukam swojego miejsca i tego co mogę dać od siebie. Pojawiają się też w naszych filmach różnorodne postaci związane z miejscem akcji, n.p. w "Aniele…" zagrali Marcin Świetlicki czy Jerzy Skoczylas. To przyjacielskie kino, co nie znaczy kolesiowskie. To kino artystyczne robione przez grupę ludzi żyjących niemal jak w rodzinie, o podobnym współodczuwaniu.

Rozmawiał: MARCIN MOŃKA
Komentarze: (9)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

ile miasto zapłaciło, żeby to się u nas działo?

"przyszywany" Cieszyniok, czyli werbus- nie obrażając nikogo. Pytanie sformuowałbym : Ile miasto na tym filmie zarobi. Ja mam zaklepaną rolę statystu, za co dziękuję. ARNOLD

pamiętam go w roli ojca prześladowanej rodziny w Gettcie ...

Żadna galicja tylko Śląsk! PS Szkoda ze nie będą kręcić w lecie bo Cieszyński rynek z ogródkami ma o wiele lepszy klimat.

Śląsk tak, ale austriacki:)

niezwykle urokliwe uliczki ? gdzie? bo nie widziałem...

Śląsk Cieszyński

Wielokulturowość to ma Nowy Jork, Paryż no może też Wiedeń. Cieszyn ma tylko takie marzenia.

marzeń nie ma w tym względzie.

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama