, środa 24 kwietnia 2024
Adam Sikora: Retrospektywa to wcale nie koniec (wywiad)
Adam Sikora co roku uczestniczy w Kinie na Granicy. W tym roku widzowie mieli okazję zapoznać się z jego twórczością. fot. Marcin Mońka 



Dodaj do Facebook

Adam Sikora: Retrospektywa to wcale nie koniec (wywiad)

MARCIN MOŃKA
Jednym z filmowych bohaterów tegorocznej edycji przeglądu \"Kino na Granicy\" jest Adam Sikora. W tym roku zobaczymy kilka filmów, które swoją premierę miały na przestrzeni ostatnich miesięcy. Operator i reżyser pochodzący z Mikołowa jest stałym gościem tej imprezy filmowej, a z Cieszynem pozostaje w dość bliskim związku. Ostatnio realizuje m.in. zdjęcia do \"Wszystkich kobiet Mateusza\".
W zeszłym roku miał pan w Cieszynie retrospektywę, która jednak się nie zakończyła. Przed nami bowiem jej kontynuacja. Będzie można zobaczyć kilka nowych filmów, które na ekranach pojawiły się w ostatnich kilkunastu miesiącach.
Sam nie wiem, jak to się stało. I może dobrze, ponieważ w zeszłym roku miałem wrażenie, że taka retrospektywa to już trumna, koniec. A tu po roku okazuje się, że jeszcze żyję, i to nawet aktywnie, że jestem w stanie jeszcze coś ruszyć. I to dla mnie optymistyczna wiadomość (śmiech).

Kino na granicy na pewno nie jest najbardziej prestiżowym festiwalem na świecie, a jednak mimo to regularnie pan tutaj przyjeżdża. Dlaczego?
Po pierwsze, mam sentyment do tego miasta, jestem z nim związany od lat, tutaj przecież przez pewien czas się uczyłem. Potem były Nowe Horyzonty, które ugruntowały mnie w odczuwaniu Cieszyna. A następnie "Kino na Granicy" - to festiwal, który daje możliwość zobaczenia czeskiego kina, które niestety wciąż jest w Polsce mało obecne. A to interesujące, momentami wybitne kino. Zawsze można tutaj zobaczyć zarówno najnowsze kino czeskie jak i intrygujące retrospektywy twórców tworzących przed laty. Naprawdę zobaczyłem tu mnóstwo znakomitych filmów, do których pewnie nigdy miałbym szans dotrzeć, gdyby nie ten festiwal. W ogóle jest miło na przeglądzie, w końcu przypada na wiosnę, gdy wszystko dookoła się budzi. Ostatnio jestem częstszym gościem w Cieszynie, realizujemy bowiem "Wszystkie kobiety Mateusza" i miasto odgrywa w nim pewną filmową rolę.

Filmy, które w ostatnim roku wyszły spod pańskiej ręki, mocno zaistniały w świecie, były nagradzane na międzynarodowych festiwalach. Jak choćby "Essential Killing", stworzony wraz z Jerzym Skolimowskim - film szeroko komentowany zarówno w Europie jak i Stanach Zjednoczonych.
Ten film okazał się dużym sukcesem, nagrodzono go przecież m.in. w Wenecji. Jego materią jest w dużej mierze obraz, to on buduje nastrój. Stąd moja ogromna satysfakcja - miałem przecież swój duży udział w tym projekcie.

"Essential Killing" wywołuje różne reakcje, pojawia się także bardzo silna perspektywa polityczna. Było to dla pana zaskoczeniem?
Rzeczywiście zeszłoroczna premiera filmu zbiegła się z kolejną rocznicą ataku na World Trade Center. W tym czasie pojawiło się również wiele artykułów o obozach dla Talibów na Litwie, starano się potwierdzać istnienie takich obozów również w Polsce. Prawdopodobnie była to przypadkowa zbieżność. Z tego co wiem, Jerzy Skolimowski nie chciał robić filmu politycznego, perspektywa obozu dla Talibów była pretekstem do opowieści o losie, o sytuacji pojedynczego człowieka, nikt nie chciał tworzyć jakiejś politycznej metafory. Splot tych okoliczności spowodował jednak, że gdzieś zaczęto podkreślać warstwę polityczną filmu. W Polsce spotkałem się też z opiniami, że ten film jest antypolski, co kompletnie mnie zaskakuje. Pojawił się zarzut, że wszystkie osoby tam występujące i mówiące w języku polskim to dewianci, alkoholicy. A to też nie była intencja pana Jerzego, bo przecież na świecie nikt tego filmu nie identyfikuje z Polską, a sam język, jakim posługuje się część bohaterów, jest nierozpoznawalny. Intencją reżysera było, by umieścić akcję gdzieś w Europie Środkowo-Wschodniej, nie konkretyzując miejsca. Jednak ta polska wrażliwość na siebie spowodowała, że spotkałem się z takimi zaskakującymi opiniami.

PISALIŚMY: Cieszyn: Pierwszy tydzień na planie filmu "Wszystkie kobiety Mateusza"

Na przeglądzie zobaczymy także "Młyn i krzyż" Lecha Majewskiego, film, wokół którego, nim pojawił się na ekranach, obrosły legendy. Udział hollywoodzkich gwiazd, wykorzystanie najnowszych technologii. Traktuje pan "Młyn i krzyż" jako swój film?
Mam tutaj pewną rezerwę, może nie w odniesieniu do samego filmu. Mój udział w tej produkcji był bowiem wybitnie techniczny. Lech Majewski poprosił mnie o współpracę i w tym przypadku miałem pewność, że reżyser ma już określoną i wyrazistą jego artystyczną wizję. To film, który powstawał na styku materiału zdjęciowego i całej skomplikowanej postprodukcji. Moja zasługa w przypadku tego filmu nie jest więc duża.

Nie zabraknie jednak bardziej autorskich pańskich projektów filmowych, w programie znajdują się przecież: "Ewa", "Paweł" oraz "Wydalony".
To są rzeczywiście bardzo "moje" filmy. "Ewę" zrealizowaliśmy z Ingmarem Villqistem, znakomitym dramatopisarzem i reżyserem. To film społeczny i, choć zabrzmi to trochę głupio, jesteśmy z niego zadowoleni. Uważamy, że wszystko tutaj się udało. Przez dłuższy czas ten film żył jedynie rytmem festiwalowym, udało się jednak znaleźć dla niego dystrybutora i do kinowego obiegu trafi pod koniec września, jesienią, i to dobra data, bo to smutne i ciemne kino (śmiech).

"Wydalony" to z kolei kino inspirowane twórczością Samuela Becketta, mój bardzo autorski film. Będzie niebawem pokazywany w Moskwie i na ten pokaz wybiera się poeta Krzysztof Siwczyk, odtwórca głównej roli. W stolicy Rosji zostanie zaprezentowany w kinie, na którego ekranie przed wielu laty swoją premierę miał "Potiomkin" Sergiusza Eisensteina. I to być może jakaś parabola, puenta, początek i koniec kina (śmiech). A ciekawostką jest to, że w jury moskiewskiego festiwalu zasiądzie rosyjski reżyser, który też kiedyś zrobił, podobno bardzo interesujący film, inspirowany właśnie Beckettem.

Natomiast "Paweł" to bardzo osobista, jedna z ostatnich wypowiedzi poety Pawła Targiela, z którym rozmawiałem w ostatnich tygodniach przed jego śmiercią. Prezentacje tego filmu na festiwalach pokazały jednak, że film nie jest tylko wartością dla osób, które Pawła znały i miały okazję z nim pracować czy go spotykać. "Paweł"ma wymiar uniwersalny i w chwili, gdy poruszamy uniwersalne tematy, nie ma znaczenia to, czy się go zna czy też nie. Ludzie wychodzą z kina naprawdę poruszeni jego refleksją na temat śmierci.

Rozmawiał: MARCIN MOŃKA
Komentarze: (0)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama