Futbol bez granicDrużyna „Czyrnych”, w której grają zawodnicy z Kończyc Małych i Zebrzydowic. fot. GL Drużyna „Głosu Ludu”. fot. GL Na szczęście nie oberwałem – Ile domów zdążyłeś już wybudować z opłat startowych? – pytam trochę bezczelnie Henryka Sznapkę. W meczu „Głosu Ludu” z „Czarnymi” mamy 20. minutę, jak na razie wyrównany pojedynek bez ostrych fauli, ale ja spodziewam się w tej chwili mocnego prawego sierpowego. – Możesz napisać, że trzy – odpowiada z humorem. – Mówiąc jednak poważnie, do spłacenia jest kredyt zaciągnięty na zakup parceli, na której stoi obecne boisko, jedenaście lat temu szalenie droga była też realizacja murawy ze sztucznej trawy. Do tego dochodzą opłaty za wodę i energię elektryczną, honoraria dla sędziów, nagrody dla najlepszych drużyn, korzystamy też z możliwie najlepszych piłek, jakie są na rynku – wylicza Sznapka, wyraźnie przyzwyczajony do tego rodzaju pytań. „Czarni” grają lepiej Tymczasem na boisku klan Matuszków i Piksów, czyli dwie trzecie zespołu „Czarni”, powoli przejmuje inicjatywę w meczu z reprezentacją gazety. Problemy sprawia defensywa, bo średnia wiekowa obrońców „Głosu Ludu“ jest wyższa od średniej zespołu przeciwnika. – Siedem lat temu byłem szybszy, to prawda – przyznaje Gustaw Guńka, najbardziej doświadczony piłkarz w ekipie „Głosu Ludu”. Dla nas to pierwsza kolejka nowego sezonu i widać jeszcze braki. – Na pewno potrafimy grać lepiej – podkreśla reprezentant młodszej generacji w drużynie „GL”, Adam Preisner z Suchej Górnej. Rywal rozgrywa już drugi mecz tego sezonu, jest szybszy i skuteczniejszy w polu karnym. Pomimo trzybramkowego prowadzenia polski zespół sprawia wrażenie, jak gdyby wszyscy piłkarze byli notorycznie niezadowoleni ze swojej gry. – Apetyty są duże, bo mamy znacznie mocniejszy zespół, niż w ubiegłym roku – mówi Błażej Piksa. Najlepszy mecz w barwach „Czarnych” rozgrywa jednak Wojciech Janowski. Z nim mamy największe problemy. Nie można nie zauważyć, że w piłkę grał wyczynowo. – Tak, jeszcze w zeszłym roku broniłem barw Viktorii Hażlach, ale po kontuzji kolana zakończyłem karierę – zdradza mi w trakcie swojej rzadkiej w tym meczu zmiany. Sprytnie próbuję zatrzymać go za linią boiska jak najdłużej, kontynuuję więc rozmowę. – Lekarze zrobili maksimum, dlatego też mogę przynajmniej grać tutaj, w cieszyńskiej lidze na małym boisku – tłumaczy. Wypytuję go z półtorej minuty, w trakcie której nie tracimy gola. Potem wszystko wraca do normy. Przegrywamy, zasłużenie. Życiowa pasja Sędzia spotkania, Marek Klečacký, w swojej karierze z pewnością prowadził atrakcyjniejsze zawody. 38-letni arbiter traktuje jednak rozgrywki cieszyńskiej ligi bardzo poważnie. – Jak wszędzie, można obejrzeć lepsze i gorsze pojedynki. Cieszyńska liga posiada jednak dwa atuty: tradycję i niezły poziom tak w pierwszej, jak i drugiej lidze – uważa. Oprócz sędziowania amatorskich rozgrywek na „Brandysie” Klečacký gra też wyczynowo w Mostach koło Jabłonkowa, sędziuje mecze w niższych klasach piłkarskich, jest też instruktorem nauki jazdy na kursach samochodowych. I do tej pory nie oszalał, bo jak podkreśla, futbol to jego życiowa pasja. Tymczasem piłkarze obu drużyn zdążyli już spakować swoje manatki i z boiska ruszają pod prysznic. Do domu zabierają nie tylko wspomnienia miło i zdrowo spędzonych 60 minut, ale też czarne kulki przyklejone do butów – charakterystyczne ślady sztucznych nawierzchni starszej generacji. Bywalcy Cieszyńskiej Ligi wiedzą, że aby uniknąć w domu wymówek i połajanek, koniecznie należy wytrzepać starannie buty jeszcze na „Brandysie”.
|
reklama
|
ASPN RULEZ
OPTIMAL!!!
hahaha Optimal śmiech na sali ...
OO TAK CZARNE KULECZKI ... KOSZMAR :P
Dodaj komentarz