, środa 24 kwietnia 2024
W Żywocicach zapłoną znicze
W gablocie w Muzeum Tragedii Żywocickiej wiszą zdjęcia pomordowanych. Halina Klimsza opowiada o ich losach. fot. Danuta Chlup/Głos Ludu 



Dodaj do Facebook

W Żywocicach zapłoną znicze

DANUTA CHLUP/Głos Ludu
Dokładnie 65 lat temu, 6 sierpnia 1944 roku, w Żywocicach na Zaolziu rozegrała się tragedia. Naziści zastrzelili 36 mężczyzn, a 16 osób aresztowali. Połowa z nich zginęła w obozach koncentracyjnych.
W sierpniu 1944 roku Elżbieta Kielar (z domu Kadura) miała dwa lata. Jej brat Edward był o dwa lata starszy. W niedzielę 6 sierpnia stracili ojca, podobnie jak ich kuzynka Danka, która była zaledwie dwumiesięcznym niemowlęciem. W jednym domu osieroconych zostało troje dzieci. Jeszcze dziś, wspominając wydarzenia sprzed 65 lat, głos pani Elżbiety drży, a oczy zachodzą łzami. Większość wspomnień, którymi dzieli się z nami, zna z opowieści swej nieżyjącej już mamy. Jako dwuletni brzdąc niewiele sama zapamiętała. – Brakowało nam taty. Woził nas na rowerze, bawił się z nami. Pamiętam, że wszędzie go szukałam – na strychu, pod stołem, nawet pod łóżkami – opowiada.

Przyczyny tragedii, która rozegrała się przed 65 laty, opisuje w swych książkach historyk Mečislav Borák. Wiążą się z działalnością oddziału partyzanckiego, którego dowódcą był Józef Kamiński, oficer wojska polskiego. Prawie w każdej wiosce na Zaolziu oddział miał swych współpracowników. W Żywocicach pomagali im rzeźnik Franciszek Pawlas i jego córka. Oboje zginęli później w obozie koncentracyjnym. Wójt Żywocic, Henryk Mokrosz, był znanym kolaborantem. Prowadził gospodę w górnej części gminy, a jego kuzyn Izydor w dolnej. Wieczorem 4 sierpnia do gospody Izydora Mokrosza przyjechali gestapowcy z Cieszyna. Partyzanci dowiedzieli się, że gestapowcy będą nocą wracali z Żywocic do Cieszyna i postanowili ich zaatakować po drodze. Bijatyka w gospodzie przeciągnęła się jednak do późnej nocy. Partyzanci nie chcieli dłużej czekać i napadli na Niemców wprost w lokalu. Doszło do strzelaniny, w której zginęli dwaj gestapowcy, ich kierowca, właściciel gospody i jeden z partyzantów. Ciężko ranna została żona komisarza z Błędowic.

W sobotę 5 sierpnia od rana trwały w Żywocicach przesłuchania. Wieczorem pracownicy urzędu gminy musieli sporządzić spis mieszkańców z wyszczególnieniem ich narodowości. W „górnej” gospodzie u wójta Henryka Mokrosza trwały przygotowania do akcji odwetowej. W niedzielę 6 sierpnia od wczesnych godzin rannych gestapo, któremu towarzyszyli żandarmi, landwache i specjalna jednostka wehrmachtu, zaczęli przeszukiwać domy. Wybierając swe ofiary, nie trzymali się ściśle sporządzonego spisu „niewygodnych” osób – wielu mężczyzn zginęło zupełnie przypadkowo, tylko dlatego, że natknęli się na gestapowców i nie mieli volkslisty. Dlatego też wśród zastrzelonych było „tylko” 24 mieszkańców Żywocic, reszta pochodziła z Suchej Górnej i Dolnej, Błędowic Dolnych i Cierlicka. Ciała pomordowanych odwieziono na wozach drabiniastych na stary cmentarz żydowski w Orłowej. Tam zostały pogrzebane we wspólnej mogile.

Po wojnie zwłoki ekshumowano i przewieziono do wspólnego grobu w Żywocicach. W uroczystości żałobnej wzięło udział 15 tys. osób. We wrześniu 1949 roku został odsłonięty pomnik ofiar tragedii. Jego twórcą był znany rzeźbiarz, Franciszek Świder z Karwiny.

Przy pomniczkach pomordowanych, które stoją w różnych miejscach wsi, a także w lesie i po jego drugiej stronie – w Suchej Górnej, dziś wieczorem zapłoną znicze. – W sobotę odbędą się centralne uroczystości wspomnieniowe, których głównym organizatorem jest miasto Hawierzów. Odwiedzając poszczególne miejsca tragedii, chcemy przypomnieć indywidualną tragedię rodzin i ludzi – wyjaśnia prezes Zarządu Głównego Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego, Zygmunt Stopa.
Komentarze: (14)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Jsem ze Zaolzia, zijemy tu pieknie s Polakami, nech tak bedzie nawieky. Juz zadna wojna.

To wielka tragedia ,mieszkańców,ruchu oporu ale głownie rodzin poległych. Wyroki śmierci wykonywano na niewinnych ludziach, którzy o całym zdarzeniu nie mieli pojęcia zabijając ich na progach ich domostw. Tragedię w Żywocicach opisuje również Pani Otylia Toboła w książce zatytułowanej "Lutyńskie tango". Zachęcam do poczytania. Jest kopalnią wiedzy o polskim ruchu oporu na Śląsku Cieszyńskim głównie tym oderwanym od Macierzy gdzie polskość powiem za Melchorem Wańkowiczem nieraz krzyzami się mierzy.

(++++) razy 36......................................................
Polecam również: Mečislav Borák " Svědectví ze Żivotic"

Mój kolega jest synem jednego z członków oddziału Kamińskiego. To jego wójek zginął w tym zamachu na gestapowców. Jego starka i ciotka trafiły do obozu koncentracyjnego. Takie ofiary ponoszono w czasach trudnych wyborów - w czasach kiedy było trzeba rozstrzygać ,czy żyć na kolanach ,czy umierac na stojąco z bronią w ręku.

Nie wiem tylko, czy jednak nie należało poczekać aż gestapowcy skończą chlać i odstrzelić ich nocą w lesie. Zawsze byłoby wtedy mniejsze ryzyko, że wymordują wioskę. W porównaniu do Lidic gestapo było bardziej partackie. Tam szukano nawet tych ludzi z wioski, którzy w niej nie byli w czasie masakry, wyłapali wszystkich, wszystkich zabili. Do tego jak jedno z dzieci przeznaczonych do zniemczenia, bo było blondynem, płakało za rodzicami, to je odesłali do koncentraku i zagazowali. Potem jeszcze sprawdzili, że dwójka dzieci ma jednak 15 lat i je zgodnie z rozkazem rozstrzelali. Nie wysłali do obozu, ale zastrzeli, bo gazowali młodsze. Paranoja, co to byli za ludzie, jeśłi te świnie z gastapo na miano ludzi zasługują

Podczas wojny nie było niewinnych ludzi. Gestapo, zauważcie, sporządzało listy tych, którzy nie podpisali volkslisty. A więc była to jednak forma oporu...Z tego co wiem, zginął jeden człowiek, mający volkslistę (Henryk Chodura), z którym notabene Fritz Sattler miał porachunki do wyrównania. Ci ludzie i tak mieli już zaklepane miejsce w KL Auschwitz- akcja AK była tylko doskonałym pretekstem do ich exterminacji. Zginęli: T.Baron (ur.1927), R.Borski (1909),H.Bujok (1906), F. Duda (1921 nar.CZ), J. Duda (1902 nar.CZ), H.Gabzdyl (1924), J.Gabzdyl (1897), A. Guziur (1915 nar. CZ), E. Guziur (1924 nar.CZ), K. Hawlik (1908), H. Chodura (1905), V.Chromik (1884 nar.CZ), A. Kadura (1913), Fr. Kiszka (1909), Fr. Kiszka(1920), J.Klimas(1927), L.Kożusznik (1904), Z. Kożusznik (1927), J.Kraina (1911), K.Krzystek (1910), J. Kubiena (1902 nar.CZ) A. Mrowiec (1897), T. Mrowiec (1926), A. Mrózek (1921 nar. CZ), A. Palowski (1915), K. Pawlas (1921), A. Piegrzymek (1921 nar. CZ), R. Polok (1923), R. Rozbrój (1911), E. Szelong (1915), J. Wacławik (1908), A. Wajner (1913), J. Wałoszek (1887), T. Warcop (1910), J. Warzecha (1887). CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!!!!!!!!!!!!!!!!

Przy okazji tej strasznej rocznicy nie mogę oprzeć się refleksji... To była jedna z dwóch akcji exterminacyjnych, dokonanych przez Niemców na terenie byłej I CzSR. Lidice były skutkiem zamachu na Heidricha (gubernatora Protektoratu), dokonanego przez dwóch cichociemnych. Zamach zorganizowano w celu przypomnienia ludności czeskiej, że jest jednak wojna (okupacja na ziemiach czeskich wyglądała mniej więcej tak, jak np. we Francji- czyli błogie życie, jeśli nie podskakiwałeś). Pomysłodawcą zamachu był František Moravec, szef czechosłowackiego wywiadu. Do akcji wyznaczono dwóch żołnierzy: Jozefa Gabčika i Karela Svobodę. W wyniku urazu czaszki jaki doznał Svoboda podczas szkolenia jego miejsce zajął Jan Kubiš. Kubiš i Gabčik byli przyjaciółmi mimo iż pierwszy był Czechem, a drugi Słowakiem. Obaj przeszli szkolenia w obozach treningowych SOE w Szkocji.Zamachowcy ukryli się w domu Czeszki Marii Moravcowej. Zdawali sobie sprawę z zagrożenia, jakie wisiało nad rodziną Moravców, dlatego zdecydowali się ukryć w jednym z praskich kościołów. Mimo to czeska rodzina została aresztowana przez SS. Maria podczas przesłuchania popełniła samobójstwo. Jednego z jej synów, Atę, Gestapo brutalnie przesłuchiwało. Ostatecznie chłopaka upojono alkoholem, a następnie pokazano uciętą głowę matki. Po tym Ata wyjawił miejsce pobytu zamachowców, którzy ukryli się w krypcie prawosławnej cerkwi św. Cyryla i Metodego w Pradze.
Gabčika i Kubiša wydał Karel Čurda za milion marek, jakie oferowano za pomoc w odnalezieniu zamachowców. Akcją pojmania zamachowców dowodził Heinz Panwitz.Zamach na jednego z najwyższych dygnitarzy Trzeciej Rzeszy był szokiem nie tylko dla aliantów, ale i dla samego Hitlera. Moralnie miał on duże znaczenie, natomiast konsekwencje, jakie dotknęły społeczeństwo protektoratu, były tragiczne. 10 czerwca SS otoczyło małą miejscowość Lidice. Rozstrzelano wszystkich 173 mężczyzn powyżej 15 roku życia, kobiety zesłano do Ravensbrück, a 104 dzieci oddano na wychowanie rodzinom niemieckim.....Czy ktoś zna jeszcze jakieś akcje zbrojne czeskiego ruchu oporu na terenach okupowanych?

Nie bez znaczenia jest fakt ,że na Śląsku Cieszyńskim leżącym w granicach ówczesnego państwa czeskiego po odłączeniu się Słowacji miejscowa ludność poniosła więcej ofiar niż na pozostałym terytorim Czech w czasie okupacji.

Jak kręte były drogi ludności polskiej na Zaolziu, niech świadczy krótki życiorys jednego z Zaolziaków. Mam nadzieję, że ten Pan nie obrazi się na mnie, że wkleiłem tu jego historię.Uważam, że Polacy powinni znać dzieje i losy swoich synów i córek (zwłaszcza tych z lewego brzegu ŚC:"Ja panu opowiem co to znaczy być Polakiem na Zaolziu. Mój ojciec pochodzil z okolicy Trzyńca i byl synem chalupnika-hutnika. Nikt w rodzinie nie umial po czesku. mówilo sie gwara. Mial jeszcze trzy siostry i tylko on mógl "iść na pana" - studiować. Uczeszczal do gimnazjum Osuchowskiego w Cieszynie i musial dojezdzać. Po trzech latach jego ojciec na tyle mniej zaczal zarabiać w Hucie Trzynieckiej, ze ojciec musial skrócić studia i przeszedl na Bobrek do Seminarium Nauczycielskiego. Po rozpoczeciu pierwszej wojny jako kanonenfuter zdal skrócona wojenna mature w 1915 roku i zostal wyslany na front wloski, gdzie sie do końca wojny dosluzyl porucznika. Po wojnie w Cieszynie wstapil do Wojska Polskiego i byl pod Skoczowem. Ten mój"nacjonalizm" pochodzi z jego opowiadań. W polskim wojsku byl w stopniu porucznika Po siedmiodniowej wojnie wraca na Zaolzie i zaczyna uczyć w polskiej szkole ludowej. Byly to ciagle wedrowki po calym Zaolziu, najpierw w ludówkach a potem w wydzialówkach. W pierwszym malzeństwie mial dwócz synów, którzy z matka zostali w Cieszynie. Z druga zona mieli mnie i siostre, z która zyjemy do dziś na Zaolziu. Kontaktów przez Olze nie bede opisywać, bo to kazdy zna jak bylo w "internacjonaliźmie". Kiedy wstapil na Zaolzie w czechoslowackim wojsku "awansowal" na vojína. Miedzy wojnami oprócz nauki w szkolach pracowal spolecznie w chórach"Sile" i "Sokole". Nigdy nie pogodzil sie z zaborem Zaolzia i w szkole protestowal w rózny sposób / ignorowal np. urodziny TGM, za co byl karany/ Po wybuchu drugiej wojny uciekaliśmy przed Hitlerem az pod Kraków, gdzie napotkaliśmy juz sowietów. Ojciec jako austriacki oficer wolal niewole noemiecka od sowieckiej i powróciliśmy "komfortowo" na Zaolzie, ale nie do swojego domu/konfidenci róznej maści juz pracowali/, ale do rodziców mojej matki. Podczas wojny nie mieliśmy volkslisty i ojciec pracowal cala wojne na "holtzplatzu" na kopalni. Od Oświecimia ochronil go jego byly uczeń, który mial gospode i zawsze panu biergermaistrowi nalewal, zeby ojca skreślal z oświecimskich list. Szcześliwie dozyliśmy końca wojny i ojciec po przesluchaniu zyskal "národní spolehlivost", która byla potrzebna do pracy w szkolnictwie. Kierownikiem szkoly byl "Polak z volkslista,który zaraz wstapil do KPCz: Internacjonalizm w praktyce! Po paru latach dojezdzania nareszcie otrzymaliśmy mieszkanie w miejscu szkoly i tam ojciec doczekal emerytury. Do KPCz nie wstapil. Cale zycie mówil po polsku, nawet wśród sasiadów, za co zbieral "epitety, uśmieszki itd. Kiedy ja , jego syn cylujacy, chcialem iść do gimnazjum, odmówiono mi i zaproponowano - mularke.Zadna zawodówka wtedy nie miala polskich paralelek i kto nie szedl na studia, kończyl polska edukacje./wyjatkiem byla chyba szkola rolnicza - nie jestem pewny w stu%/. Po róznych perypetiach matce udalo sie w końcu poprzez ministerstwo umieścić mnie na technice w Pradze. Na technice nas bylo w roczniku pieciu z "ostrawska". Po ukończeniu Politechniki czterech kolegow,Czechów, powrócilo do domów, ale ja skończylem na poludniu MOraw. Czulem sie obco i po "wojnie" postanowilem wrocić na Zaolzie. Jedyna mozliwościa, bylo, zglosić sie dobrowolnie jako "brygadnik" do pracy w kopalni. Z dyplomem,konspiracyjnie, tak uczynilem, i powolutku awansowalem i utrzymywalem rodzine. Jako wywolany nacjonalista, mam zone Czeszke, a siostra mgr ma Slowaka. Zyjemy normalnym zyciem, jeździmy do rodziny do Polski kiedy to bylo mozliwe i tak nym uplywa zycie w "aksamitnej kolonizacji". Ciagle jest odczuwalny ubytek Polaków, przybywa "autochtonicznych Czechów",
ale to pono normalne, bo narodowość - nie jest dziedziczna."

Przy okazji tej rocznicy chciałbym zaapelować do historyków, zwłaszcza tych z Zaolzia, aby powstała jakaś kompilacja dziejów Zaolziaków. Może już jest, ale, niestety, nic o tym nie wiem. Książka pani Otylii Toboły "Lutyńskie tango..." jest hitem, który powinien być rozprowadzany w szerokim nakładzie również w Polsce!!! Pan Szymeczek, z tego co wiem, jest również historykiem, nie wiem kim z wykształcenia jest Pan Bohdan Małysz, Pan Roman Kaszper... Taka perełka, jak "Zaolzie. Polsko-czeski spór o Śląsk Cieszyński 1918-2008", to jednak za mało. Myślę, że jest zapotrzebowanie na bardziej obszerne dzieło. Warto byłoby uwiecznić dzieje bezimiennych, jak na razie, ludzi, którzy swą postawą przynoszą chwałę Krajowi. A już powoli odchodzą.............. Ku pamięci młodszym generacjom i nie tylko.

Dziękuję za poniższy tekst

Z książek wspomnieniowych o niemieckiej okupacji na Śląsku Cieszyńskim polecam: Józef Łamacz "Wielki nieznajomy" z serii "Polskie losy", wyd. 1997. Autor przed wojną dał po gębie znanemu renegatowi, szpiclowi Gestapo, Męcnarowskiemu i to jedna z niewielu optymistycznych rzeczy w tej książce...
Później działał w amatorsko prowadzonej konspiracji, po wielkiej wsypie przebywał w ukryciu niemal do końca wojny. Osaczony, zgłosił się na Gestapo i jakimś cudem (Bożym) przeżył. I właśnie o tym jest ta książka. Polecam zwłaszcza tym, którzy mało wiedzą o grozie okupacji, bo zwyczajnie wolą nie wiedzieć...

Janosz, milion lidí milon osudů

Zgadza się, Pempku... Ale trzeba pisać prawdę - jakakolwek by ona nie była. Jedynie w ten sposób można dojść do porozumienia. A tego, jak wszyscy wiemy, na Zaolziu brakuje. Ale to efekt niedoinformowania, braku zainteresowania i przede wszystkim wielkiej niechęci do zrozumienia się nawzajem. BO PRAWDA JEST TYLKO JEDNA !! Interpretacji jest tyle ile ludzi... Pozdro !!

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama