, środa 24 kwietnia 2024
Jak górale napadli na saloon
W latach 1901-1910 przypłynęło do Stanów Zjednoczonych wielu górali z Trójwsi. Na zdjęciu amerykański saloon z tamtych czasów. fot. Wikipedia.org 



Dodaj do Facebook

Jak górale napadli na saloon

ARTUR PAŁYGA/Super-Nowa.pl
Dziki Zachód. Między niedawnymi ziemiami Siuksów, Szoszonów i Czejenów. W tle Góry Skaliste. Saloon Charlesa Berry. Wahadłowe drzwi otwierają się gwałtownie.
Staje w nich rosły mężczyzna w kowbojskim ubraniu. Zapada cisza. Dym tanich cygar zastyga w powietrzu. Cichnie rozstrojone honky tonky.
- Jest tu który z Istebnej? - pyta kowboj. Czterech kowbojów przerywa grę w pokera, patrząc wyczekująco.
- Bo się chłopy biją u Trzeciaka!!!
Zastępca szeryfa, Veach uwiązał konia do drzewa i załadował broń. Podwórze było zdemolowane. Wszędzie walało się potłuczone szkło, rozbite w drzazgi stoły, zgliszcza, gdzieniegdzie strzępy ubrania i kawałki mięsa. Słychać było jęki i przekleństwa. - Szeryfie! Panna młoda! Kochanie! Szeryf! - Leo Checofski zwany Trzeciakiem dokonał prezentacji.
- Ludzie, skąd wy jesteście? - Veach przetarł oczy.
- Z Koniakowa – jęknął ktoś pod ścianą. To George Sikora. Dwa lata temu pisano o nim w miejscowej gazecie, że przeszedł pieszo z Monarch do Dietz w dwudziestodwustopniowym mrozie. - Skąd mogłem wiedzieć, że jest takie zimno? - tłumaczył Sikora, który przez ten spacer stracił palce u stóp.
- Z Istebnej! - wykrzyknął dziarsko niejaki Paweł Stańko, który pracował już w dwóch kopalniach złota i w dwóch węgla. A w Kolorado przy kopaniu złota złamało mu nogę. W pobliskim Sheridan znalazł brata, który, jak się okazało teraz nazywa się Mike Stańko i który go zatrudnił. Potem z drugim bratem, Janem otworzą rzeźnię w Acme, długo tu wspominaną, a po 20 latach wróci do Istebnej, do matki. - Z Trójwsi – stęknął Frank Bucznik, który wysłał swojemu przyjacielowi do Istebnej pocztówkę z bizonami napisał z tyłu: „Przesyłam ci bawoły. Som dziwoki.”
Veach rozpoczął dochodzenie, pytając niewiele, acz celnie i trzymając dłoń na rękojeści odbezpieczonego colta. Tak sfotografował go dziennikarz. Zdjęcia i mrożące krew w żyłach teksty ukazały się w codziennej prasie. - Bitwa o kobiety! Austryjoki napadły na saloon! - wykrzykiwali gazeciarze.

Gazety z Wyoming nieraz pisały o przybyszach z Beskidów. George Sikora ponownie stał się bohaterem prasowej notki, gdy w kopalni w Monarch przewrócił się na niego koń, raniąc mu nogę. W 1923 r. “The Sheridan Post – Enterprise” odnotował też podpalenie przez Ku Klux Klan Kościoła Świętego Tomasza w Sheridan. Dla Ku Klux Klanu w stanie Wyoming wrogiem numer jeden byli bowiem emigranci z Europy pracujący w miejscowych kopalniach, mieszkający w tzw. górniczych obozach. Emigranci prowokowali czasem dziwnym zachowaniem, jak Michał Wawrzacz, który uparł się, że będzie chodził po Ameryce w góralskim stroju. Odnotowano też, że kiedy wybuchła I wojna światowa, górnicy z Wyoming wpłacali kilkudolarowe darowizny na Czerwony Krzyż. Na liście ofiarodawców są takie osoby jak: George Kawulok, John Kawulok, Mike Kohut, Joe Krenzelok, George Kukuchka, Joe Kobielusz, Mike Malyjurek, Tom Sikora, Paul Wallach, John Yuraszek, George Pilch i in. Pisali listy do Istebnej, Koniakowa, Jaworzynki... Kościół  Świętego Tomasza odbudowano. Po dwóch miesiącach spłonął ponownie.

W latach 1901-1910 przypłynęło do Stanów Zjednoczonych prawie 700 tys. Austriaków, czyli obywateli monarchii austro-węgierskiej. Wśród nich byli śląscy górale. W Beskidzie Śląskim mówiono, że nie było chaty, z której ktoś by nie wyjechał. Pracowali m.in. w kopalniach złota, jak Paweł Stańko z Istebnej, który tułał się od kopalni węgla w zachodniej Virginii do kopalni złota w Smuggler, od kopalni węgla w Wyoming do kopalni złota w Kolorado. Tułałby się nadal, gdyby w Kolorado przy wydobywaniu złota nie złamał nogi, przez co uznano go za niezdolnego do pracy w górnictwie. W Sheridan znajduje brata, Michała, który obecnie nazywa się Mike i który go zatrudnia. Wreszcie z drugim bratem, Janem otwierają rzeźnię w miasteczku Acme, która prosperuje 11 lat. Po 20 latach wraca do Istebnej, do matki. Dlaczego wyjeżdżali? Mówiono wszak w Beskidach: „Kto ma owce, ten ma co chce”. A Beskidy owczarstwem stały. Był popyt na wełnę i owczarzom żyło się dobrze... do połowy XIX wieku.

W latach 40. XIX wieku przez góralskie wsie przetaczają się epidemie tyfusu i cholery, które nie omijają Istebnej i to jest początek upadku. Rządzący wówczas tymi ziemiami Habsburgowie mają ideę, żeby zalesiać góry. Drewno i tartaki są ważniejsze niż pasterstwo i wełna. Kurczą się pastwiska, kończą się złote czasy pasterstwa. W 1863 r. cesarz Franciszek Józef nakazuje kończyć z pasterstwem. Góralom w oczy zagląda głód. Wyjazd staje się nie zachcianką, ale koniecznością. Żeby przebyć ocean, potrzebują 100 dolarów. Aby je zdobyć, wyprzedają ziemię odziedziczoną po pradziadach, sprzedają domy, rodzinne skarby. Potem nie mają do czego wracać. Dlaczego do Ameryki? Namawiali do tego usilnie przedstawiciele handlowi firm przewoźniczych oraz agenci właścicieli przedsiębiorstw szukających ludzi do pracy. Jedni i drudzy chodzili po wioskach, opowiadali, nęcili, zostawiali kuszące ulotki...

Najpierw jechali koleją przez pół Europy do któregoś z wielkich portów morskich. Biedniejsi szli pieszo (!!!), przymierając głodem i ściskając w mieszku odliczone pieniądze na statek. Płynęli dwa tygodnie pod pokładem w duchocie i smrodzie. Dla większości była to jedyna i ostatnia podróż morska. Nie wszyscy dopływali żywi. Wysiadali w Nowym Jorku, w Baltimore, Filadelfii, Bostonie. Witała ich surowa kontrola służb imigracyjnych, często kwarantanna. A potem? Jeśli wiedzieli, że ktoś z naszych jest tam i tam, to już był jakiś punkt zaczepienia. Czy dlatego górale z Trójwsi tłukli się jeszcze 3000 km pociągiem przez Amerykę i do Sheridan w stanie Wyoming, do kopalni? Bo tam już był ktoś z naszych (nie wiadomo, kto był pierwszy)? Bo już w porcie agitowano do pracy na Dzikim Zachodzie, obiecując złote góry? Niekoniecznie to, co tam zastali ich zadowalało, skoro, jak wspominał Joe Kuzma, którego rodzice pochodzili z beskidzkiej Trójwsi, niektórzy wyruszali w trzydniową podróż pociągiem z Wyoming do Pensylwanii i wracali z powrotem, stwierdzając, że tam jest jeszcze gorzej. To oni zbudowali sobie Kościół Świętego Tomasza w Sheridan, który Ku Klux Klan trzykrotnie podpalał i trzykrotnie górale go odbudowywali.

W latach 20. XX wieku do sądu w Sheridan przyszedł mężczyzna, który oświadczył, że chce zmienić nazwisko. Nazywa się Michał Łupieżowiec, a chce się nazywać Mike Murphy, bo się z niego śmieją, bo nikt z tutejszych nie potrafi jego nazwiska wymówić. Sędzia, dla którego wymówienia słowa „Łupieżowiec” graniczyło z cudem, uśmiechnął się i zgodził się łatwo, wydając stosowne decyzje. Po dwóch latach ten sam człowiek znów przyszedł do sądu, mówiąc, że chce się z powrotem nazywać Łupieżowiec, bo jak się przedstawia, jako Murphy, to się z niego śmieją. Sąd się zgodził i przywrócił mu stare nazwisko. Do dziś w Sheridan pod starymi nazwiskami mieszkają rodziny Kawuloków, Haratyków, Zowadów, Legierskich, Kobieluszów, Miechów, Ligockich, Byrtusów. Zmieniają się tylko imiona.

16 stycznia 1914 r. gazety donoszą o burdach w obozach górniczych. „Saloon zaatakowany” - krzyczą gazeciarze. Na miejsce udał się zastępca szeryfa, aby przywracać porządek. Okazało się, że w sobotni wieczór niejaki Leo Checofski wyprawiał tradycyjne wesele swojej córki. Przyszło masę gości z dwóch obozów górniczych, z Kooi i z Monarch. Gorzałka lała się strumieniami. I jak na porządnym góralskim weselu nie mogło zabraknąć porządnej rozróby. Tym razem jednak było ostrzej niż zwykle. Poszło o kobiety, których w obozach górniczych było zawsze za mało (nie wszyscy przyjeżdżali z rodzinami, niektórzy mieli je dopiero sprowadzić). Górale z kopalni Kooi przeciw góralom z kopalni Monarch – jedni i drudzy w dużej części z Koniakowa, Istebnej, Jaworzynki. Chwycili za kije. Błysnęły noże. „Walczący odznaczali się wyjątkowym animuszem” - odnotowały gazety. Wygrali górale-górnicy z Kooi, bo było ich więcej. Wesele się udało, dom Checofskiego zniszczono kompletnie. Pokonani Monarchiści po drodze do domu napotkali saloon niejakiego Charlesa Berry'ego i zdemolowali go z rozpędu. Uciekli, gdy rozpędził ich drągal z młotem. Długo potem opowiadali, że jednego z nich zdzielił tak mocno, że mu wypadły oczy. Zastępca szeryfa o nazwisku Veach po wnikliwym zbadaniu sprawy i przesłuchaniu świadków, postanowił nie karać nikogo. - Ludzie! Skąd wyśta przyjechali? – mruczał do siebie odjeżdżając wolnym kłusem w stronę zachodzącego w Górach Skalistych słońca.

***

Informacje zaczerpnąłem z artykułu istebniańskiej nauczycielki, Magdaleny Górskiej pt. „Z Trójwsi do Ameryki – poznane fakty na temat emigracji górali” zamieszczonego na stronie www.goraleslascy.pl
Komentarze: (2)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

piękne... czyta się jednym tchem i aż trudno w to uwierzyć...

chyba ciekawe

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama