Od tragicznego wypadku w czeskiej kopalni Stonavie minął miesiąc. Do dzisiaj nie udało się ugasić ognia w chodniku, w którym doszło do wybuchu metanu. Pod ziemią wciąż pozostają szczątki 9 górników. Według władz kopalni być może uda się je wydobyć na powierzchnię dopiero wiosną. Rodziny, które pojawiają się pod kopalnią, nie potrafią się z tym pogodzić.
Do tragedii w Stonavie doszło 20 grudnia. Zginęło 13 osób, z czego 12 to Polacy. Pod ziemią wciąż szaleje pożar. Teren, gdzie doszło do eksplozji jest oddzielony od reszty kopalni specjalnymi tamami. Do zabezpieczonego w ten sposób odcinka kopalni, przy pomocy specjalnej instalacji, wtłaczany jest azot. Sytuacja za tamami jest monitorowana za pomocą specjalnych sond. Dane są na bieżąco analizowane i dopiero na ich podstawie urząd górniczy będzie mógł wydać zezwolenie na wejście ekip w rejon katastrofy, by wydobyć na powierzchnię pozostałe pod ziemią ciała. 27 grudnia wznowiono wydobycie w pozostałych rejonach kopalni a do pracy wróciło 800 górników.
Prokuratura Okręgowa w Gliwicach w sprawie wypadku wszczęła śledztwo o nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa w postaci pożaru i gwałtownego wyzwolenia energii związanego z uwolnieniem metanu, zagrażającemu zdrowiu i życiu wielu osób. Prokuratura skompletowała już dokumentację z firmy Alpex, w której zatrudnieni byli górnicy, powołany również został międzynarodowy zespół śledczy.
Przyczynę katastrofy górniczej, spowodowanej wybuchem metanu badają także przedstawiciele Wyższego Urzędu Górniczego. Martin Štemberk, prezes czeskiego urzędu górniczego zorganizował w Ostrawie spotkanie przedstawicieli polskiego i czeskiego nadzoru górniczego, by wspólnie ustalić zasady wzajemnej współpracy.
Pomimo, że medialne echa ucichły żałoba w Stonavie nadal trwa. Praca dla górników jest wyjątkowo trudna, a przed kopalnią nadal płoną znicze.
Dodaj komentarz