Ku przestrodze: Historia NorbertaNorbert*, gdy się poznaliśmy, miał niespełna 18 lat. Był jasnym blondynem, zawsze modnie i markowo ubranym, doskonale wychowanym z ładną dykcją i dużym zasobem słów. Inteligentny. Chodził do liceum, ale został z niego później wyrzucony. Przywiozła go do mnie mama, która była u kresu wytrzymałości. Nie uczył się, wagarował, wychodził w nocy, nie odbierał telefonów. Czarę goryczy przelało okradanie młodszej siostry. Potrafił wywęszyć każde pieniądze, wcześniej okradał też mamę, ale ona milczała. Przyszli do mnie w momencie, kiedy Norbert dostał ultimatum od dyrektora szkoły: albo pozalicza przedmioty (był zagrożony niemal z każdego w tym z wychowania fizycznego) i zacznie chodzić do szkoły, albo go z niej wyrzucą. Norbert przyszedł do Punktu Informacyjnego ds. Narkomanii częściowo dlatego, że nie chciał kolejnego konfliktu z mamą. Nie od razu zrozumiałam, co się w tej rodzinie dzieje. Rozbijałam się o solidarne i wypowiadane półgębkiem "wszystko jest ok". Rodzina szanowana, dobrze sytuowana finansowo, na pierwszy rzut oka bez problemów (otoczenie, nawet dalsza rodzina w ogóle nie zdawało sobie sprawy, jak wygląda sytuacja). Pierwsza sypnęła mama. Powiedziała, że mąż od ponad roku nie rozmawia z synem. Pewnego dnia powiedział: "Nie ma cię, nie istniejesz dla mnie, nie jesteś moim synem". I tego się trzymał. Nie zauważał syna ani się do niego nie odezwał od 15 miesięcy. Cóż ten nastolatek mógł zrobić takiego, że ojciec potraktował go gorzej niż bandytę? Otóż Norbert nie zdał z klasy do klasy. Znacznie później dowiedziałam się dlaczego. Norbert był niezauważanym dzieckiem w rodzinie alkoholowej. Ojciec był uzależniony i zachowywał się agresywnie wobec rodziny, choć doprowadził do perfekcji ukrywanie tego przed dalszą rodziną i sąsiadami. Chłopak od zawsze uciekał do swojego pokoju i w swój świat. Gdy nie zdał i ojciec go odrzucił, zaczął dodatkowo palić trawę - gdy spotkaliśmy się, palił już codziennie po kilka razy. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy chłopak zaczął płakać i wyrzucać z siebie wszystkie złe myśli na swój temat. Skoro dla ojca jest nikim, to musi być NIKIM. Nie było mowy o terapii, bo Norbert bał się zmiany, bał się, że gdy zostanie bez swojej drogi ucieczki, czyli używek, nie poradzi sobie z cierpieniem. Wszystkie negatywne emocje za wszelką cenę starał się stłumić. Mimo nawiązania jako takiego kontaktu i okazywanego zaufania, nie udało mi się pokazać mu, że istnieje inne życie. W okresie, gdy się spotykaliśmy jeszcze za mało poniósł strat. Dodatkowo nie wyobrażał sobie, co można robić z wolnym czasem, gdy zrezygnuje się ze środków psychoaktywnych. Przez opary marihuany i tak bym się nie przebiła. Palił kilka gramów dziennie. Nie potrafił utrzymać abstynencji. Nie chciał jej utrzymywać. Ośrodek terapeutyczny odrzucił kategorycznie. Chciało mu się coraz mniej. Nie zdał kilku przedmiotów, wagarował dalej, usunęli go ze szkoły. Ojciec natychmiast wystawił mu rzeczy na wycieraczkę, krzycząc: "Won!". I poszedł... Za jakiś czas dowiedziałam się, jaki był koniec tej historii. Otóż Norbert nie żyje. Został znaleziony naszpikowany różnymi narkotykami w tym alkoholem. Ojca na pogrzebie nie było... * - cały opis Norberta, jego imię i sytuacja rodzinna zostały zmienione w taki sposób, aby nie mógł zostać rozpoznany.
|
reklama
|
Dodaj komentarz