Krótka historia WilamowicPierwsza wzmianka o Wilamowicach pochodzi z 1331 roku. Jednym z najbardziej przedsiębiorczych właścicieli wioski był Jan Skoczowski. Zrobił karierę na dworze księcia cieszyńskiego Wacława III Adama, a dzięki jego protekcji w 1553 roku został nobilitowany przez polskiego króla Zygmunta Augusta. W 1559 roku został właścicielem części, a w 1564 roku całości Wilamowic. Jedną z jego pierwszych inwestycji była budowa zamku, który wzniesiono w latach 1565-1566. Pieniądze na ten cel pochodziły z łupów wojennych szwagra Skoczowskiego, który na Węgrzech walczył z Turkami. *** Ostatnim właścicielem Wilamowic z rodu Skoczowskich był prawnuk Jana – Ludwik Maurycy, używający nazwiska Wilamowski. Jego rodzina była wyznania ewangelicko-augsburskiego, on sam przeszedł na kalwinizm, w 1691 roku sprzedał Wilamowice i opuścił na zawsze rodzinne strony. Zrobił karierę dyplomatyczną na dworze pierwszego pruskiego króla Fryderyka I Hohenzollerna. Założył niemiecką linią rodu Wilamowskich - sam miał 27 dzieci. Wilamowice później należały m.in. do rodzin Larischów i Radeckich. W 1797 roku zostały wykupione przez Komorę Cieszyńską. *** Według opublikowanej w 1804 roku topografii Reginalda Kneifela w Wilamowicach było 16 domów, w których mieszkały 141 osoby. W 1900 roku Wilamowice miały 219 mieszkańców, a w 1910 roku 128. *** W 1890 roku gmina żydowska ze Skoczowa kupiła grunt w Wilamowicach, aby urządzić na nim cmentarza. Pierwszą osobą, którą na nim pochowano, był Perel Zabarski, zmarły 24 stycznia 1891 roku. Nekropolia została zdewastowana przez Niemców w czasie II wojny światowej. W latach 70. XX w. pojawiły się nawt plany, aby zlikwidować cmentarz, a w jego miejsce urządzić park miejski i dom kultury. Ostatecznie jednak nic tego nie wyszło, w połowie lat 90. XX w. cmentarz uporządkowano i ponownie otwarto w 1997 roku. *** W grudniu 1918 r. w Wilamowicach miała miejsce strzelanina rodem z amerykańskiego filmu. W rolach głównych: szewc Jan Heller, jego brat robotnik Edward Heller i starszy gajowy Józef Chlożek. Tygodnik "Ślązak" w numerze z 14 grudnia 1918 roku donosił: "Szewc Jan Heller i jego brat robotnik Edward Heller z Wilamowic udali się przed kilku dniami do arcyks. lasu i jęli napastować starsz. gajowego Józefa Chlożka, który dozorował lasu i zatrudnionych tam drwali. Wezwani przez Chlożka, by opuścili las, oddalili się na odległość coś 150 kroków, potem Jan Heller wyjął z pod kabatu karabin wojskowy, przyklęknął i dał 4 strzały do gajowego. Jeden strzał trafił Chlożka w górne udo, który upadłszy, nie mógł się dalej bronić, ale uprzednio Chlożek strzelił dwa razy, chybiąc każdy raz". W czasie rewizji u Hellerów znaleziono karabin, ktoś doniósł, że ich wspólnikiem jest garbarz Ludwik Bałącz, u którego znaleziono 3 kolejne karabiny. W efekcie bracia Hellerowie trafili do aresztu. Edward Heller jeszcze raz pojawił się na łamach cieszyńskiej prasy. 10 maja 1922 roku uciekł z więzienia, gdzie odsiadywał pięcoletni wyrok, i dopiero 7 lutego 1923 roku został złapany w Skoczowie. *** Andrzej Sikora, wójt Wilamowic, popierał ruch ślązakowski (zwany też kożdoniowskim, od nazwiska lidera Józefa Kożdonia). Jednak w czerwcu 1920 roku wraz z innymi liderami ślązakowców z okolic Skoczowa podpisał odezwę, gdzie czytamy: "Pod wpływem agitacji Kożdonia za pośrednictwem kupionych agentów powstało w kilkunastu gminach szkodliwe rozdwojenie ludności naszej. Chciano ludność nieuświadomioną skłonić do głosowania za Czechami, a temsamem zdradzić lud polski na Śląsku. Szkodliwa ta robota sprowadziła do naszych spokojnych wsi zamęt, a wielu ludziom grozi po wieczne czasy piętno zdrady". Autorzy odezwy zwracali też uwagę, że Czesi to "naród nam obcy i językiem i zwyczajami”, w Polsce będą mieli zapewnioną wolność wyznaniowa, a dodatkowa i Śląsk Cieszyński, i Górny miały zostać połączone w województwo z szeroką autonomią. *** W 1925 roku jeden z gospodarzy w Wilamowicach dostał niepodpisany list. Tajemniczy autor przyznał się do tego, że w czasie wojny I wojny światowej (czyli co najmniej siedem lat wcześniej) ukradł rolnikowi gęś i przesyła mu 7 złotych zadośćuczynienia. - Złodziej dostosował się dosyć dokładnie do ostatnich cen targowych - komentował "Poseł Ewangelicki".
|
reklama
|
A kilka lat temu jakiś współczesny 'nowobogacki" kupił za przysłowiową złotówkę zameczek mamiąc wszystkich chęcią odrestaurowania. I rozpoczęto pracę od ogrodzenia i rozbiórki dachu. Na tym prace zakończono. Dziś to już tylko obraz nędzy i rozpaczy wyłania się z nad 2 metrowych pokrzyw. I co na to służby konserwatorskie? Ano nic ,to obiekt prywatny. Tak jak niszczejący budynek po byłej Spółdzielni Rolniczej , rozpoczęto remont od kominów i koniec. Dziś to tylko ruiny nakryte folią i tabliczkami ostrzegawczymi.
Tylko siąść i zapłakać, jeszcze kilka lat temu były oba budynki domami mieszkalnymi, wymagały bieżacych remontów, ale czy musiały się zmienić w ruiny?
Bzdury - ten "zamek" to już od ponad 30 lat kompletna ruina, absolutnie nienadająca się do zamieszkania, służąca jedynie lokalnym menelom.
ps.
jakeś taki gieroj, zabytków miłośnik - było kupować za dwa złote i szaleć z remontami, dziś byłbyś Pan na Zamku a nie sfrustrowana maruda
Dodaj komentarz